Zrobimy co się da
Jeszcze niedawno PKS miał świetlane perspektywy. Teraz firma walczy o przetrwanie. Dlaczego? Zmieniło się szefostwo firmy. Poprzedni prezes wolał mówić o nadziejach, obecny o zagrożeniach.
Nie miał dobrych wieści dla raciborskich radnych nowy prezes PKS-u. W przeciwieństwie do swojego poprzednika nie snuł perspektywicznych wizji, lecz wyliczał zagrożenia, jakie stoją przed przewoźnikiem.
Pan tu nie przyjechał na zesłanie, lecz wygrał konkurs i trzeba pracować – podsumował wystąpienie prezesa Kazimierza Kitlińskiego radny Marek Labus. Szef PKS-u, miast snuć wizje rozwoju spółki, do których raciborzanie byli przyzwyczajeni w czasie prezesury Mirosław Kożdonia, mówił o zagrożeniach, które mogą doprowadzić firmę na skraj upadłości. Zdaniem Kitlińskiego, finanse spółki w żaden sposób nie mogą budować sielskiego wizerunku PKS-u. Powołując się na dane, weryfikowane przez biegłego rewidenta, ujawnił, iż przedsiębiorstwo od trzech lat notuje coraz gorsze wyniki. W 2003 r. zarobiło na czysto 299 tys. zł, rok później 120 tys. zł, a 2005 r. zakończy 18 tys. zł straty. Zmniejsza się stan gotówki w kasie, która wpłynęła z racji sprzedaży miastu terenu pod budowę obwodnicy. W 2003 r. było jej 1,1 mln zł, na koniec 2005 r. 500 tys. zł – dodał.
Czy PKS czeka więc upadłość? Będziemy robić, co możemy, by do tego nie dopuścić – oświadczył Kitliński, zapowiadając, że w najbliższych tygodniach przyjrzy się dokładnie sytuacji w spółce. Przyznał, że musi ona poszerzyć swoją działalność „o coś extra”, tyle, że nie wiadomo, co by to mogło być. Z pierwszych oględzin wynika, że działalność przewozowa nie przynosi zysków, a lukratywność linii dalekobieżnych, wbrew temu jak przekonywał wcześniej prezes Kożdoń, to mit. Mimo to raciborski PKS ma wkrótce jeździć na linii do Łeby. Prezes dodał, że największą bolączką jest konkurencja ze strony małych, prywatnych przewoźników, którzy nie mają takich obciążeń jak PKS i przez to są w stanie stosować niższe ceny i to na najbardziej obleganych liniach, jak np. do Kuźni Raciborskiej. Obawia się też remontu mostów na Odrze. Planowana obwodnica będzie miała nośność do 7,5 ton, co umożliwi ruch małych autobusów miejskich, ale wyeliminuje duże PKS-owskie. Długie objazdy spowodują wzrost kosztów, według wstępnych szacunków nawet do 100 tys. miesięcznie. Jeśli mieliby je pokryć w cenie biletów pasażerowie, wówczas na pewno nie korzystaliby z usług PKS-u.
Przypomnijmy, że Kazimierza Kitlińskiego na prezesa PKS-u wybrała na początku marca Rada Nadzorcza przedsiębiorstwa, które w całości należy do Skarbu Państwa. Nowy szef pochodzi z Bielska-Białej. Jest inżynierem elektrykiem i ekonomistą. Dotychczas był członkiem zarządu Energetyki Beskidzkiej. W pokonanym polu pozostawił sześciu innych kandydatów, w tym Mirosława Kożdonia, dotychczasowego prezesa. Jak powiedziała nam szefowa Rady Nadzorczej Danuta Adamczyk-Pszczółkowska, K. Kitliński najlepiej spełniał stawiane prawem wymogi, został najwyżej oceniony i zdobył poparcie większości członków rady.
(waw)