Wielki mistrz pod komórką
Pytamy, jak to być Polakiem w zakonie krzyżackim, o którym przeciętny nasz rodak wie tyle, co z powieści Sienkiewicza lub co najwyżej jej ekranizacji Aleksandra Forda? Fajnie – odpowiada krótko z uśmiechem o. Dariusz Cecerski OT z – licząc od momentu wstąpienia – równo dziesięcioletnim stażem w ponad 800-letnim zgromadzeniu rycerskim utworzonym pod murami Akonnu w Ziemi Świętej. Od średniowiecza jest drugim Polakiem, który przywdział habit z czarnym krzyżem na białym tle. Pierwszy to o. Waldemar pracujący dziś w Opawie.
Dlaczego obaj wybrali posługę w zakonie o rycerskich korzeniach? Na pewno jest w tym pewna fascynacja. Tradycja 800 lat zobowiązuje, tworzy pewien klimat. Byli jednak tacy, którzy traktowali to jako swoisty folklor. Nie wytrwali i nie złożyli ślubów. Nie tędy bowiem droga. Zakonnik krzyżacki to przede wszystkim ksiądz, działający w określonej regule, specyficznej duchowości, mający konkretne cele duszpasterskie – mówi o. Dariusz.
Na temat zakonu pokutuje wiele stereotypów, nieustannie krążących wokół krzyżackiego oręża. Nie wszyscy też wiedzą, że zgromadzenie dotrwało do czasów współczesnych. Tymczasem istnieje, ale nie jest to już armia rycerzy – uczestników krucjat chcących podbijać pogańskie ziemie. Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (stara nazwa zachowana do dziś, choć najczęściej można spotkać skrót zakon niemiecki – Deutscher Orden) ściśle klerykalny, zajmujący się posługą duszpasterską w parafiach. Prowadzi szpitale, domy dziecka i spokojnej starości. Wszystkich zakonników jest około stu. W swoich baliwatach skupia świeckich chcących bezinteresownie działać charytatywnie. Co daje w zamian? Satysfakcję, że robi się coś dobrego – konkluduje o. Dariusz.
Wielki mistrz (obecnie Bruno Platter) rezyduje w Wiedniu, tuż koło katedry św. Szczepana. Podlega bezpośrednio papieżowi. W Rzymie zakon ma swoją placówkę z generalnym prokuratorem na czele. Mistrzowi z kolei podlegają prowincje w: Niemczech, Czechach i Słowacji, Austrii, Słowenii i Włoszech (południowy Tyrol). O. Dariusz jest prowincjałem w Czechach i na Słowacji, a jednocześnie wikarym przy kościele farnym w Bruntalu, gdzie stale przebywa. Proboszcz, z pochodzenia Słowak, jest też Krzyżakiem. Ja podlegam mu jako proboszczowi a on mnie jako prowincjałowi. Tak tu sobie żyjemy – śmieje się o. Dariusz.
Wielki mistrz w Internecie
Proboszczówka znajduje się tu przy kościele WNMP. To jednopiętrowy niebieski budynek z herbem nad drzwiami. Na parterze pokój przyjęć i kilka gościnnych. Na piętro prowadzi szeroka klatka schodowa ze starą drewnianą posadzką. Ściany zdobią portrety wielkich mistrzów. Na piętrze kuchnia, prywatne pokoje zakonników, okazała sypialnia na wypadek konieczności ugoszczenia wielkiego mistrza i bogata zdobiona obrazami sala narad zakonnych. Proboszcz i wikary sami tu sobie sprzątają i przygotowują śniadania i kolacje. Na obiady chodzą do restauracji.
Internet pozwala na bieżący kontakt z wielkim mistrzem we Wiedniu. Wysyłamy sobie maile – zdradza prowincjał. W pilnych sprawach można dzwonić na telefon komórkowy. Zwierzchnik zakonu rzadko zagląda do Czech. Przyjedzie w tym roku jesienią poświęcić nowy ołtarz stawiany w bruntalskim kościele. Obecnie trwa tu remont.
Dwa domy dalej od proboszczówki swoją siedzibę mają familiarzy, czyli świeccy członkowie zakonu, a dokładnie baliwatu Czech, Moraw i Śląska. Stawiają sobie za cel działalność charytatywną. Są wśród nich osoby mało majętne, jak i prawdziwi krezusi. Wkrótce uruchomią stację opieki dla osób starszych i chorych.
Priorat prowincji, czyli oficjalna siedziba prowincjała, jest w Opawie - mieście partnerskim Raciborza. Znajduje się tuż za głównym rynkiem, przy kościele Marii Panny. W sumie cała prowincja to dziś pięciu zakonników. W Innsbrucku studiuje obecnie dwóch kleryków (Czech i Słowak), trzech kolejnych Czechów zgłosiło chęć rozpoczęcia nowicjatu. Krzyżakami chce się stać także dwóch kolejnych Polaków – jeden świecki ksiądz i kleryk z jednego z seminariów. Jak dobrze pójdzie u naszych południowych sąsiadów będzie 12 zakonników. W Opawie jest też żeński klasztor zakonu.
Czeski ateizm
Praca księdza w mocno zlaicyzowanych Czechach (formalnie w diecezji ostrawsko-opawskiej) nie jest łatwa, szczególnie tu w Bruntalu, skąd po wojnie wysiedlono ludność niemiecką, a sprowadzono osadników z różnych krańców Bohemii, w tym wielu zdeklarowanych komunistów. W mieście ochrzczonych jest około 4 tys. z 20 tys. mieszkańców. Katolikiem jest burmistrz, co trochę ułatwia działalność zakonu. Do kościoła (msze w kościele farnym odbywają się codziennie z wyjątkiem sobót, w niedziele nawet dwie) regularnie uczęszcza jednak tylko około trzystu osób, głównie starszych kobiet. Proboszcz i wikary w soboty obsługują również trzy inne parafie, w sumie dziewięć kościołów głównych i filialnych, nieraz oddalonych o 20 minut drogi W niektórych na msze przychodzą po cztery osoby. Na plebanii w Bruntalu odbywają się lekcje religii. Na wezwanie Krzyżacy udzielają sakramentów namaszczenia chorych w szpitalach.
Kościół w Czechach kojarzy się dobrze, o ile bierze na swoje barki działalność charytatywną. W innych aspektach jest już gorzej. Wielu wiernych tylko od czasu do czasu przychodzi na msze i gdyby ich zapytać po co, to nie wiedzą. Przeżycia religijne, czy mistyka stają się obce. Na pasterce w kościele jest tłum, ale większość pojawia się tylko po to, by posłuchać muzyki organowej. Święta wydają im się wtedy bardziej magiczne – mówi o. Dariusz. Zakon uznał jednak, że czeski katolicyzm da się naprawić. Stawia na nową ewangelizację. Nowi zakonnicy będą podejmować się duszpasterstwa w opustoszałych kościołach. W całej diecezji ostrawsko-opawskiej ta nowa ewangelizacja odbywa się polskimi siłami. Pracuje tu stale kilkudziesięciu naszych księży.
#nowastrona#
Krzyżacy żyją w Czechach z państwowego wiktu, skromnej pensji niewiele wyższej od zasiłku dla bezrobotnych. Działalność wspomaga zakon i wierni. Dochody z tacy idą jednak głównie na utrzymanie i remonty kościołów. Państwo niechętnie troszczy się o te zabytki. Dowód? Zaniedbany stary cmentarz i mogiła wielkich mistrzów z zabytkowym nagrobkiem. Nekropolia za sprawą decyzji władz komunistycznych otoczona jest blokowiskiem. Co rusz słychać postulat, by ją zlikwidować, bo „psuje widok”. 90 proc. mieszkańców Bruntala wybiera po śmierci kremację. Pogrzeby tradycyjne to tu rzadkość.
Bruntal - najstarsze miasto w Czechach, lokowane już w 1213 r. Najpierw własność Przemyślidów, potem panów z Vrbna, wreszcie, od 1621 r. zakonu krzyżackiego. Do Krzyżaków należał tutejszy zamek oraz liczne okoliczne dobra, m.in. miasteczko Karlova Studanka. W 1938 r. dobra te skonfiskowali Niemcy. Zakonnicy przebywali w Bruntalu jeszcze krótko po II wojnie światowej. Ostatni czeski prowincjał zginął z rąk tutejszej bezpieki. Zakon reaktywował swoją działalność w Czechach z początkiem lat 90. XX w. Na zdjęciu zamek w Bruntalu - dawna siedziba wielkich mistrzów i prowincjałów krzyżackich, skonfiskowana zakonowi. Dziś o. Dariusz chcąc tu wejść musi sobie kupić bilet.
Ojciec Dariusz Cecerski OT ma 31 lat. Pochodzi z podkrakowskich Myślenic. Po ogólniaku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Podczas uniwersyteckich wykładów poznał o. Waldemara, wówczas już po nowicjacie w zakonie krzyżackim. Po rozmowach uznał, że habit krzyżacki jest jego przeznaczeniem. Z racji, jak sam przyznaje, niepokornego postępowania w czasach szkolnych, jego wybór był zaskoczeniem dla nauczycieli i znajomych. Wielu kolegów z tych czasów odwiedza go dziś w Bruntalu, bo do Krakowa stąd raptem maksymalnie 3 godziny drogi. Zawsze jeździ w rodzinne strony przez Racibórz.
W lipcu 1996 r. pojechał do Wiednia i rozpoczął postulat. Jesienią był już w nowicjacie, a w 1997 r. złożył pierwsze śluby zakonne. W konwencie krzyżackim w Lanie w Tyrolu poznał regułę i duchowość zakonną, historię i współczesne cele. Rozpoczął naukę języka niemieckiego. Potem do 2001 r. studiował u benedyktynów w San Anselmo w Rzymie. 3 maja 2002 r. został wyświęcony we Wiedniu przez biskupa pomocniczego archidiecezji wiedeńskiej Helmuta Kratzla. Zaraz potem trafił do Bruntalu, a od trzech lat pełni funkcję prowincjała. W Czechach słucha polskiego radia i ogląda polską telewizję. Na półce z płytami nie brak nagrań polskich kapel rockowych z lat 80. Plany na przyszłość? Między innymi podróż na pola Grunwaldu, ale anonimowo i „w cywilu”, by zobaczyć coroczną inscenizację największej bitwy średniowiecza.
Grzegorz Wawoczny