Przedsionek czempionów
Turniej w Raciborzu.
Rugby kojarzy się z silnymi mężczyznami. Na wózkach liczy się bardziej ambicja.
Dyscyplina debiutowała 10 lat temu na Igrzyskach Paraolimpijskich. Odtąd rozwija się też prężnie w Polsce. Propaguje ją Fundacja Aktywnej Rehabilitacji, a Sławomir Sętkowski jest jednym z popularyzatorów. W kraju działa 60 klubów tzw. „startowskich”. Są wielosekcyjne, dominuje lekkoatletyka, pływanie czy ciężary. Wśród 11 dyscyplin rugby na wózkach jest kopciuszkiem.
Trzeba im dawać szansę. Wszyscy uczestnicy tych zawódów kiedyś byli sprawni. Każdego z nas to może spotkać. Zaważy o jedno piwo za dużo i nieodpowiednie okoliczności. Życie na wózku bywa jednak ciekawe – uważa dziennikarz telewizyjny Krzysztof Głombowicz, który komentował finał.
Zawody przeznaczone były dla drużyn dopiero rozpoczynających przygodę z rugby. Takich, którzy od niedawna siedzą na wózkach. Zdaniem obserwatorów, poziom był jednak wysoki. Oczywiście do światowego – mistrzów Anglików – jest jeszcze daleko, ale to i tak wiele. Drużyny z finału były świetne. Podobali mi się również Czesi – mówi K. Głombowicz.
Starania o organizację imprezy w Raciborzu trwały kilka miesięcy. Niełatwo było zebrać międzynarodową stawkę, ale taki zamysł był od samego początku. Nie szukaliśmy drużyn z kategorii champions i udało nam się takie na Zachodzie znaleźć. Tam jest ich więcej niż w Polsce. Liczyliśmy na podium. Grało się znakomicie, ten parkiet jest idealny do jazdy. Poziom rywali mile mnie zaskoczył – uważa raciborzanin Tomasz Szkwara z ekipy Katowic („Siting Buls”). Zapewnia, że organizatorzy przeanalizują wszystko i zdecydują czy o tej samej porze za rok uda się przeprowadzić drugą edycję turnieju. Na pewno zawsze może być lepiej. Wcześniej nie było tu niczego podobnego, więc wszystkie nasze pomysły czy zachcianki mogły zaskakiwać – dodaje Szkwara. Wie na pewno, że dojdzie do zawodów rangi champions w Żorach.
Mieszkającego w podraciborskich Raszczycach Sławomira Sętkowskiego wybrano MVP imprezy (najwartościowszym zawodnikiem). Myślę, że to z uprzejmości, bo sądzę, że bardziej na tytuł zasłużyli inni – mówił skromnie prowadzący Stowarzyszenie Sportu Osób Niepełnosprawnych (www.sson.pl, 0603 78 30 25). Ma już więcej takich nagród na koncie. Pracując przy organizacji nie umiałem skupić się wyłącznie na grze. Może inni docenili to i dlatego mnie wybrano – zastanawiał się S. Sętkowski. Pamięta początki takich turniejów. W 1999 roku w Rybniku nie było ani sali, ani odpowiednich wózków, nawet wyżywienia. Wtedy się narodziliśmy – wspomina.
Sport nie jest tani, ale zawodnicy sobie z tym radzą
W rugby na wózkach jest nawet liga krajowa. W ciągu roku odbywają się trzy turnieje, z których wyłania się Mistrza Polski. Tytułu broni aktualnie Warszawa, niezła jest też ekipa z Katowic.
Zasady? Na boisku są dwie drużyny po czterech graczy. Każdy z nich ma inną punktację w zależności od sprawności fizycznej. Łączna punktacja nie może przekroczyć liczby 8. Każde przewiezienie piłki przez linię bramkową to kolejny punkt w meczu. Gra się piłką zbliżoną do tej używanej w siatkówce. Wózki ragbowe to najważniejszy, ale i najkosztowniejszy element tego sportu. Trzeba wydać nań około 12 tysięcy złotych. Wielu zawodników wykonuje wózek na własną rękę. Jego kółka są pochylone, z przodu ma zderzaki i „skrzydła”. Z tyłu są specjalne kółka antyzwrotne, by gracz się nie wywrócił.
Sylwia Sklorz
Mieszkam w Niemczech. Z rugby na wózkach jestem związana od początku studiów pedagogiki socjalnej, czyli od 2000 roku. Zrobiłam szkolenie instruktorskie i dołączyłam do drużyny z Kolonii. Mój narzeczony organizuje ten turniej, a ja pomagam mu jak umiem. Sędziowałam i tłumaczyłam. Poziom był już „advance”, czyli już nie początkujący, ale jeszcze nie regularnie trenujący i grający. Chodziło o to, żeby polskie drużyny mogły się zmierzyć z teamami z zagranicy. Gry były zawzięte, wszyscy wkładali wiele wysiłku w występy. Przed występem tutaj byliśmy z kadrą Polski w Danii.
Mieszkam w Niemczech. Z rugby na wózkach jestem związana od początku studiów pedagogiki socjalnej, czyli od 2000 roku. Zrobiłam szkolenie instruktorskie i dołączyłam do drużyny z Kolonii. Mój narzeczony organizuje ten turniej, a ja pomagam mu jak umiem. Sędziowałam i tłumaczyłam. Poziom był już „advance”, czyli już nie początkujący, ale jeszcze nie regularnie trenujący i grający. Chodziło o to, żeby polskie drużyny mogły się zmierzyć z teamami z zagranicy. Gry były zawzięte, wszyscy wkładali wiele wysiłku w występy. Przed występem tutaj byliśmy z kadrą Polski w Danii.
Krzysztof Głombowicz
Robiłem tu reportaż do magazynu „Spróbujmy razem”. Rzadko się zdarza, by na taką imprezę przyszło tylu oficjeli. To cieszy, że dostrzegają osoby niepełnosprawne. Życzyłbym sobie, żeby wszyscy sportowcy, zwłaszcza ci w pełni zdrowi, przychodzili i obserwowali takie zawody. Ambicji, zaangażowania i serca można się tylko uczyć od rugbystów. Jestem pełen podziwu dla organizatorów. Jest nadzieja w tym, że samorządy tak jak landy na Zachodzie pomogą niepełnosprawnym najbardziej. Każda złotówka zainwestowana w nich pomaga wyjść z zapomnienia i odciąża pomoc społeczną.
Robiłem tu reportaż do magazynu „Spróbujmy razem”. Rzadko się zdarza, by na taką imprezę przyszło tylu oficjeli. To cieszy, że dostrzegają osoby niepełnosprawne. Życzyłbym sobie, żeby wszyscy sportowcy, zwłaszcza ci w pełni zdrowi, przychodzili i obserwowali takie zawody. Ambicji, zaangażowania i serca można się tylko uczyć od rugbystów. Jestem pełen podziwu dla organizatorów. Jest nadzieja w tym, że samorządy tak jak landy na Zachodzie pomogą niepełnosprawnym najbardziej. Każda złotówka zainwestowana w nich pomaga wyjść z zapomnienia i odciąża pomoc społeczną.
(ma.w)