W polityce głupota nie stanowi przeszkody
Wcześniej, co rusz, kiedy napisałem coś cierpkiego o władzach miasta, nagabywano mnie, mało tego, nawet mój pracodawca zadawał podejrzliwe pytania, czy aby nie startuję na prezydenta. A że nie chciałem się tłumaczyć jak wielbłąd z garbu, więc pióro odłożyłem, co zagwarantowało mi święty spokój. Teraz mocno trzymam je w ręku.
Jesteśmy po wyborach, emocje opadły, nowi radni aż rwą się (staram się w to wierzyć) do roboty, a mnie sen z oka spędzał kazus pietrowicki. Na 15 miejsc w tamtejszej Radzie Gminy startowało 18 kandydatów. Drobną potyczkę stoczono jedynie o cztery mandaty w trzech okręgach. W reszcie przyznano je jedynym śmiałkom chcącym pracować w samorządzie. Czyżby pietrowiczanie, z byka na łeb spadli mówiąc: - a fuj tak pięknie kwitnącej polskiej lokalnej demokracji? Przecież w Raciborzu śmiałków było ponad piętnastu do jednej diety. Co jest grane? - zadawałem sobie co rusz to pytanie, podejrzewając, że jako mieszczuchy jesteśmy głupsi od tych na wsi (bez urazy)?
W końcu wziąłem boki w troki i pojechałem do pietrowickiego wójta Andrzeja Wawrzynka, który też konkurenta w wyborach nie miał i znów wójtem został. Ten ładnie mi wytłumaczył, że owszem, kiedyś i w tutejszym samorządzie było gorąco, ale odkąd uznano, że rządząca większość powinna do tego rządzenia zaprosić opozycyjną mniejszość, tak pożegnano się z polityką, a wzięto do roboty. I słusznie. Wszak angielska pisarka Sybille Bedford mawiała: Ustępować w pewnych sprawach jest często najlepszą polityką. Zrazu też przyszedł mi na myśl niezastąpiony Jan Izydor Sztaudynger (przepraszam jeśli urażę samorządowców z Pietrowic), który rzekł niegdyś: Ssać umieją z wszystkich cycy - gdy z nich dobrzy politycy.
W Pietrowicach więc zamiast bić się o stołki (sołectwa desygnują najbardziej zaufanych ludzi zdolnych zadbać o ich interesy), biją się o pieniądze na drogi, szkoły, skwery i inne potrzebne inwestycje, organizując co roku wielkie ekologiczne targi (Bogu dzięki, że honoru Raciborza bronią miejscowi kynolodzy organizując rokrocznie wystawę psów).
A co nasz biedny Racibórz - historyczna stolica Górnego Śląska? A to czysta wariacja ta demokracja - powiedziałby Tadeusz Boy-Żeleński obserwując sesje minionej kadencji. Nieustanne dysputy od godz. 14.00 do 20.00, z upragnioną przerwą na golonko i pierogi w „Swojskim jadle" lub, jak mawiają złośliwi, „Pod baranami". Zastanawia mnie zawsze, że przez te długie gadulstwo ludzie ci nie mają litości nie tylko dla miasta (z dyskusji mało bowiem co wynikało), ale i dla swoich rodzin. U progu kadencji życzę więc nowym radnym mniej gadania, więcej efektów. Pozwolę sobie też prosić w imieniu kolegów z innych redakcji, byście pamiętali, że płacą nam za teksty, a nie za godziny spędzone z wami.
Grzegorz Wawoczny
Redaktor Naczelny