Wigilijne opowieści
Iwona Lipińska
Spędziłam na dyżurze już niejeden wieczór i noc wigilijną. Taki dyżur trwa od godz. 18.00 do 6.00. W ubiegłym roku otoczyłyśmy opieką pielęgniarską i udzieliłyśmy pomocy medycznej chorym. Jedna z tych osób została hospitalizowana, pozostałe zachorowania dotyczące nadciśnienia tętniczego, bóli w klatce piersiowej, bóli brzucha (z przejedzenia, niestety) wymagały udzielenia doraźnej pomocy w Izbie Przyjęć. Do ambulatorium Izby Przyjęć zgłosiło się 24 grudnia 28 osób, 13 z powodu doznanego urazu, 15 z ogólnym zachorowaniem. Jednej osobie podczas wieczerzy wigilijnej w gardle utknęła ość z ryby. Zespoły Pogotowia Ratunkowego wyjeżdżały 13 razy, głównie do zachorowań typu bóle w klatce piersiowej i do urazów. Pomocy udzielono również mężczyźnie leżącemu na ulicy po spożyciu dużej ilości alkoholu. Ustalamy między sobą dyżury, żeby nie było tak, że co roku mają go te same osoby. Dzielimy się opłatkiem, częstujemy przyniesionymi z domu potrawami wigilijnymi.
Bogusław Huras
My, taksówkarze pracujemy w ciągłym ruchu. W Wigilię staramy się tak zorganizować dyżury, żeby każdy z nas mógł spokojnie zjeść wieczerzę z rodziną. Jedni wcześniej, drudzy później. W tę jedyną, niepowtarzalną noc w roku wozimy najczęściej ludzi, którzy nie zdążyli dotrzeć środkami komunikacji miejskiej do rodzin lub nie zdołali wrócić w porę z pracy. Największy ruch jest w godzinach 18.00-22.00. Głównie ludzi starszych dowozimy na kolację wigilijną do najbliższych. Niektórzy wracając są zadowoleni, inni zaś rozczarowani i smutni. Czasem się zwierzają. Czują się rozczarowani, że ta gościnność tak szybko się skończyła i że rodzina zaprosiła ich tylko z trudem skrywanego obowiązku. Czeka je powrót do pustych domów, własnej samotności. Szczególnie ludziom biedniejszym, kiedy zaczynają mówić o prezentach, których zabrakło dla nich pod choinką załamuje się głos i milkną. Szczególnie wylewne są osoby, które po raz pierwszy spędzają Wigilię samotnie, po śmierci najbliższych. Bywa, że każą się wieźć na cmentarz. Ci pozbawieni jakiejkolwiek opieki oraz dobrych stosunków sąsiedzkich każą się wozić po mieście. Wtedy nawet taksówkarz jest dobry do zwierzeń. Natomiast bywa młodzież, która nie przywiązuje wagi do tradycji świątecznych i zaraz po wigilijnej wieczerzy, o 20.00-21.00 jedzie do lokali. Są też osoby, które interesują wyłącznie sklepy z alkoholem. Obserwujemy często, że niektórzy wykorzystują spokój tej nocy i dewastują mienie.
(e)
Aleksandra Szyra
Już dwukrotnie spędzałam Wigilię w pracy. To wyjątkowo spokojna i cicha noc w hotelu. Żal mi gdy muszę opuścić rodzinę tuż przed wigilijną kolacją. Koleżankę zmieniam o godz. 19.00 i dzielimy się opłatkiem, podobnie jak z ochroniarzem naszego obiektu o godz. 22.00. Poza tym zabieram z domu potrawy wigilijne, by czuć atmosferę tego święta. Pamiętam, że kiedyś w samą Wigilię przyjechał do nas pełny autokar z gośćmi z Niemiec, którzy postanowili spędzić święta w Raciborzu. Poza tym w tę noc hotel bywa pusty.
(ma.w)
Wiesław Szczygielski
Służba zawodowego strażaka trwa 24 godziny - od godz. 8.00 do 8.00. Funkcjonariusz, który pełni ją w Wigilię, nie ma więc możliwości spędzenia choć chwili z rodziną. Taka służba minimum 12 funkcjonariuszom wypada co kilka lat. Już dwa tygodnie przed Wigilią w komendzie czuć atmosferę świąt. Rozpoczynają się gruntowne porządki. Na samym końcu wieszane są ozdoby i stawiana choinka. Na Wigilię strażacy przynoszą z domu słodkości i specjały swoich żon, a wieczorem, w służbowej, kuchni sami gotują zupę i smażą rybę. Mamy wśród strażaków niezłych kucharzy amatorów. Nieraz cukiernik Malcharczyk podrzuci swoje wypieki. O 16.00 cała zmiana zasiada do wigilijnego stołu. Przyjeżdża komendant bądź zastępca oraz kapelan strażaków o. Marceli Dębski. Jest modlitwa i dzielenie się opłatkiem. Potem każdy na swój sposób zagospodarowuje czas. O 24.00 strażacy jadą do kościoła farnego na pasterkę. Jeden z nich zostaje „na nasłuchu” we wozie, reszta uczestniczy w mszy. Wigilie są zwykle spokojne. W latach 80. jeździliśmy do pożarów mieszkań od choinek.
(w)
Leszek
Mam 53 lata. Więcej życia spędziłem w więzieniu niż na wolności. Nie miałem jeszcze 13 lat, jak za kradzieże wylądowałem w schronisku dla nieletnich. Zaczęło się od piwnic, skończyło na sklepach. Święta to piękna sprawa, ale jak się ma rodzinę. Mnie to już nie spotka. Nie miałem kiedy ułożyć sobie życia. Więzi rodzinne przez te lata się zerwały. Z przyzwyczajenia wypisałem kilka pocztówek z życzeniami. Wyślę je tak, by doszły tuż po świętach. Nie chcę nikogo zmuszać do pamięci o mnie i odpowiedzi na moją kartkę. Wiem, że dostanę jedną, od siostry. Do świąt w więzieniu już się przyzwyczaiłem.
Wigilia na wolności? Pamiętam jedną. Chodziłem wtedy do trzeciej albo czwartej klasy podstawówki. Po kolacji było podwórko, koledzy. Takie normalne święta. Wtedy jeszcze rodzice byli razem. Pamiętam też pierwszą Wigilię w schronisku, te stoły, przykryte białymi prześcieradłami zamiast obrusów. Później to już zakłady karne. Na początku było mi obojętne, ile dostałem lat. Teraz człowiek chciałby już usiąść sobie w fotelu przed telewizorem. Dwa razy spędziłem Wigilię na wolności dlatego, że nie wróciłem na czas do więzienia. Musiałem to odsiedzieć, ale nie żałuję. Święta w więzieniu to przykra sprawa. Trudno o tym mówić, nawet nie chce się o tym myśleć.
(Adk)