Jak przejść przez absurd
Przejście dla pieszych na ruchliwej jezdni dla jednych jest ułatwieniem, zaś innym utrudnia życie. Tak też dzieje się w przypadku pana Mirosława Krefta, prowadzącego zakład blacharski niedaleko skrzyżowania.
Problem w tym, że przejście dla pieszych zostało wymalowane tuż przy wjeździe na jego posesję. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za każdym razem, gdy blacharz lub też jego klienci chcą wjechać czy wyjechać samochodem, łamią przepisy ruchu drogowego. Kierowca, żeby zamknąć bądź otworzyć bramę, musi zatrzymać swój pojazd na przejściu dla pieszych lub też obok niego, za co może otrzymać mandat. – Raz zapłaciłem, na samym początku, zaraz po tym, jak namalowali te pasy. Na szczęście policjanci już wiedzą, że nie mam innej możliwości i są wyrozumiali. Inaczej to w ciągu miesiąca nie zarobiłbym na mandaty, które zebrałbym tylko przez jeden tydzień – mówi pan Mirosław. – Ale do tej pory zdarza się, że akurat jak stoję przed bramą, nadjeżdża radiowóz, policjanci już chcą mnie upomnieć, ale widzą mnie i mówią: „a, to pan”. A jak kiedyś nadjedzie jakiś nowy policjant, który nie będzie znał sytuacji i wypisze mi mandat albo, co gorsze, mojemu klientowi? – zastanawia się blacharz.
Pan Mirosław twierdzi, że problem pojawił się kilka lat temu, po remoncie drogi. Wówczas na nowo położonej nawierzchni na ul. Starowiejskiej, niedaleko skrzyżowania z ul. Michejdy, zostało wymalowane przejście dla pieszych. – Jak interweniowałem w tej sprawie, to dziwili się, że mam pretensje, twierdząc, że ono było tam od zawsze. Wcale nie. Warsztat istnieje tu już od 20 lat i przejścia nigdy tu nie było – twierdzi. – I co ja mam robić? Wziąć samochód na plecy? Po jednej stronie wjazdu stoi znak zakazujący postoju i zatrzymywania się, po drugiej ustawili mi jeszcze przystanek autobusowy – mówi.
Mirosław Kreft i tak jest w lepszej sytuacji. Po drugiej stronie ulicy pasy prowadzą wprost pod bramę sąsiada. Ten z kolei nawet jest z tego zadowolony. – Kiedyś zapłaciłem mandat za przejście w niedozwolonym miejscu, a teraz wychodzę z podwórka prosto na przejście – mówi pan Kazimierz z naprzeciwka.
Jakby tego było mało, blacharz pokazuje na kolejny z absurdów. – Skoro to jest skrzyżowanie, do tego z przejściem dla pieszych, to na jezdni powinna być namalowana linia ciągła, a jest przerywana. Ale jakby było tak, jak powinno, to już bym w ogóle nie mógł wjechać na swoje podwórko. Chyba że łamałbym kolejny przepis i przejeżdżał przez linię ciągłą – wskazuje pan Mirosław. Przyznaje, że choć przejście dla pieszych jest potrzebne, ponieważ to bardzo ruchliwa ulica, problem stanowiłoby to w zasadzie na każdym jej odcinku. Domy stoją niemal jeden przy drugim, co kilka metrów znajdują się wjazdy do posesji. Gdyby przejście przesunąć trochę dalej, to kłopot spadłby na głowę komuś innemu.
– To przejście dla pieszych jest w dość niefortunnym miejscu. Zdajemy sobie sprawę z tego, że właściciel posesji ma z tym problem, dlatego nie utrudniamy mu życia jeszcze bardziej – zapewnia podkom. Sebastian Dworak, naczelnik sekcji ruchu drogowego raciborskiej policji. Nie zmienia to jednak faktu, że za zatrzymywanie się na przejściu dla pieszych, a nawet w odległości mniejszej niż 10 metrów od niego, grozi mandat w wysokości od 100 do 300 zł i 1 punkt karny.
Ulica z kłopotliwym przejściem dla pieszych jest drogą krajową. Należy do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Kilka dni po tym, jak zwróciliśmy się tam o komentarz w tej sprawie, na ulicy odbyła się wizja lokalna z udziałem pracowników GDDKiA z raciborskiego oddziału terenowego, którzy stwierdzili, że nie widzą tu żadnego problemu. Zapewnili jednak, że sporządzą odpowiednią notatkę i dokumenty przekażą do rozpatrzenia i rozważenia wyższej instancji GDDKiA.
Za każdym wjazdem i wyjazdem z warsztatu mógłbym zostać przez policję ukarany. Wtedy nie tylko nie zarobiłbym na mandaty, ale w ciągu tygodnia straciłbym prawo jazdy za punkty karne – mówi Mirosław Kreft.
A. Dik