Pałac będzie odbudowany
Oferta sprzedaży pałacu pojawiła się wiosną minionego roku. Krakowski developer oferował zabytek za 2 mln zł.
31 maja tego roku kupiła go Kalydna Sp. z o.o. Zapłaciła 650 tys. euro.
To ponad 2,5 mln zł za 18,7 hektarową działkę z pałacem o powierzchni 4 tys. m kw., 115 salami i 30 pomieszczeniami w piwnicy.
W minionym tygodniu w Urzędzie Gminy w Pietrowicach Wielkich gościł Marek Piwek – pełnomocnik Kalydny. Nie chciał zdradzać szczegółów nt. udziałowców spółki. Mówił jedynie, że należy do nich firma z Luksemburga oraz osoba fizyczna z Polski, którzy nie mają nic wspólnego z przedwojennymi właścicielami – rodziną von Donnersmarck. Wspomniał też o Angliku – jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Zapowiedział, że pałac zostanie odbudowany. Nie wiadomo jeszcze, jaką będzie pełnić funkcję. –Myśleliśmy początkowo o rezydencji. Teraz rozpatrujemy możliwość udostępnienia części obiektu dla celów społecznych, np. na muzeum. Reszta zostałaby wykorzystana komercyjnie, np. na dom starości – mówił Piwek władzom gminy, które zadeklarowały wszelką możliwą pomoc.
Inwestor, jak się okazuje, ma spore oczekiwania. Koszt odtworzenia pałacu w historycznym kształcie oszacował przynajmniej na 3 mln dolarów. Chciałby zakupić jeszcze 400 ha gruntów wokół budowli i budynek przy bramie wjazdowej, uzyskać pomoc w utylizacji pokrycia z eternitu oraz pozyskać fundusze z Unii Europejskiej. Mowa była też o problemie nowej drogi dla mieszkańców oraz o 2 powojennych blokach przy pałacu, które – jak twierdził Piwek – szpecą założenie.
Jak sprawdziliśmy, Kalydna Sp. z o.o. z kapitałem 50 tys. zł. powstała we wrześniu 2006 r. Pierwotnie miała siedzibę w Warszawie, obecnie we Wrocławiu. 51 proc. udziałów kontroluje Anna Iga Piwek, resztę Czernoje Morje S.A.R.L. z Luksemburga. Jako członkowie zarządu figurują: Anna Iga Piwek, Thomas Bradlye Youth oraz Rich Jefferson Voss.
Mieszkańcy Krowiarek mieli już okazję spotkać ludzi z Kalydny. W kwietniu, zanim jeszcze sfinalizowano transakcję, przylecieli do wsi helikopterem. Wylądowali na boisku. – To był niski pan, chyba Anglik, i towarzyszące mu małżeństwo. Mówili po angielsku, ale byli skąpi w wypowiedziach – mówi sołtys Zdzisław Kozub. Goście obejrzeli każdy zakamarek pałacu. Potem kupili w sklepie batoniki i rozdali dzieciom.
(waw)