Groźne psy i złośliwy sąsiad
– Jesteśmy bezradni. Sąsiad kpi sobie z prawa, na złość nam, i naraża nas jeszcze na niebezpieczeństwo! – skarżą się Małgorzata i Janusz Łukoszkowie z Raciborza.
O ich problemach pisaliśmy w lutym, w artykule „Groźne sąsiedztwo”. Z powodu agresywnych psów sąsiada obawiają się wyjść na własne podwórko. Od groźnych zwierząt oddziela ich płot ze skorodowanej siatki, w niektórych miejscach wysoki na ledwo kilkadziesiąt centymetrów. – Widząc nas, psy rzucają się na ogrodzenie. Boję się, że kiedyś je sforsują i kogoś z nas zagryzą! – denerwowała się pani Małgorzata po tym, jak prawdopodobnie jeden z tych psów zagryzł jej kota. Wówczas nie było dokładnie wiadomo, jaka to rasa, bo sąsiad w rozmowie z nami wyparł się, że ma jakiekolwiek inne psy, oprócz małego kundla. – Jego żona wykrzyczała nam, że artykuł jest niekompetentny, bo to nie amstaffy, lecz najczystszej rasy pitbulle – mówi pani Małgorzata.
Do tej pory sąsiad nic nie robi sobie z ich obaw i próśb o lepsze zabezpieczenie. Dokucza im jeszcze bardziej. – Powiedział, że jak chcemy czuć się bezpieczniej, to płot mamy sami wymurować. Ale jak ustawiłem drewniane zabezpieczenia, to oskarżył nas, że zniszczyliśmy mu jego ogrodzenie – mówi pan Janusz.
W sprawie o zniszczenie płotu sąsiad złożył na nich doniesienie na policję. Postępowanie zostało umorzone. Poskarżył się na nich także do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Raciborzu w sprawie o nielegalne podwyższenie terenu i usytuowanie ich domu niezgodne z przepisami. W pierwszym przypadku postępowanie zostało umorzone, w drugim inspektor nie dopatrzył się nieprawidłowości. – Więc oskarżył urzędników z PINB, że wydali takie decyzje, bo budowali nam dom. To jakaś bzdura! – twierdzą małżonkowie. – To nieprawda. Nie wiem, skąd przyszło mu to do głowy – zaprzecza Leszek Chojecki, inspektor PINB, prowadzący postępowania w sprawie Łukoszków. Sąsiad odwołał się od tych decyzji do inspektoratu w Katowicach.
Oprócz nasyłania kontroli i urzędników, sąsiad uprzykrza im życie codziennymi złośliwościami. – Gdy jesteśmy na ogrodzie, ubliża nam, dogaduje. Robi to zawsze bezosobowo. Ostentacyjnie pluje w naszym kierunku pestkami po czereśniach, nawet szczeka – mówią małżonkowie. Ostatnio po ich stronie płotu wywiesił tabliczkę „Uwaga, zły pies”. Łukoszkowie nie mogą zrozumieć, w jakim celu obwiesił też płot foliami i ogrodzeniami. Jednak jeszcze większe zdziwienie budzi u nich fakt, że żadna instytucja nic w tej sprawie nie zrobiła. Psy jeszcze nikogo nie zaatakowały. Na razie nie wydostały się poza posesję. – To tylko kwestia czasu! – Łukoszowie są o tym przekonani.
Nadzieją dla małżonków było zainteresowanie sprawą prezydenta i magistrackich urzędników. Psy należą do rasy, uznanej za agresywną, na ich posiadanie właściciel powinien mieć zezwolenie. Po kilku miesiącach wystąpiła o nie córka sąsiada, która przywiozła zwierzęta z USA. – Rozpoczęliśmy w tej sprawie postępowanie, jednak zostało ono umorzone, ponieważ właścicielka w międzyczasie powiadomiła nas, że psy sprzedała. W piśmie podała adres nowego właściciela. Powiadomiliśmy go, że musi wystąpić o zgodę na ich posiadanie. Ma na to miesiąc – wyjaśnia Urszula Sobocińska, naczelnik wydziału Gospodarki Miejskiej raciborskiego Urzędu Miasta. Nowym właścicielem pitbuli został sąsiad. – Skoro przyznali się oficjalnie do posiadania psów rasy agresywnej bez zezwolenia, to powinni być za to ukarani – twierdzą Łukoszkowie. Strach przed psami potęgowany jest przez nieodpowiedzialne zachowania sąsiada i jego matki. – Słyszeliśmy, jak się odgrażali, że nam jeszcze pokażą – denerwują się.
I tym razem sąsiad nie chciał z nami rozmawiać. Gdy skontaktowaliśmy się z nim telefonicznie i przedstawiliśmy sprawę, w jakiej chcemy się spotkać, odłożył słuchawkę.
A. Dik