Potwór z Loch Ness, a laptopy radnych
Powróćmy do tematów lżejszych, np. laptopów (góra 3,5 kg wagi). Na ostatniej sesji, jakby wychodząc naprzeciw rosnącej potrzebie tematów na sezon ogórkowy, starosta raciborski poinformował radnych, że kto z nich chce, to otrzyma przenośny komputer. Propozycję zakupu laptopów dla radnych (na czas kadencji) wysunął dużo wcześniej sam starosta, a jej celem miało być ograniczenie wydatków na kopiowanie materiałów dla radnych. Dzięki tej inwestycji radni otrzymywaliby wszystkie projekty, sprawozdania i inne dokumenty tylko pocztą elektroniczną. Na kserowanie papierów dla radnych starostwo wydaje rocznie kilkadziesiąt tysięcy złotych, więc nie dziwota, że starosta postanowił to ukrócić. Radni, chyba nieco wystraszeni, że opinia społeczna uzna to za nieuzasadnione „rozdawnictwo”, dyskusję na ten temat podejmują niechętnie. Dbając o przejrzystość tekstu, podzielmy ich na trzy grupy. Grupę A stanowią ci radni, który mają już własne laptopy, więc nowymi nie są specjalnie zainteresowani. Grupa B uważa, że zakup byłby nie na miejscu, gdyż we współczesnym świecie radny sam powinien zadbać o wyposażenie w sprzęt niezbędny do pełnienia funkcji. Grupę B tworzy kadra A, wzmocniona o kilku innych prospołecznych i nowoczesnych samorządowców. Wreszcie są i tacy, którzy z używaniem komputerów mają spore kłopoty, (ale laptopy, a jakże, chętnie by wzięli) i tych zaliczymy do grupy C.
I gdzie w tym wszystkim jakaś namiastka ogórkowego tematu w typie słynnego potwora z Loch Ness? Otóż główne cechy zjawy ze szkockiego jeziora to tajemniczość i niedorzeczność. Tajemniczość mamy u nas taką, że radni, którzy są przeciw zakupowi, skrywają swoje zdanie, by nie drażnić „prozakupowych” kolegów. A niedorzeczność jest jeszcze bardziej oczywista i żeby jej dowieść można by wyborcom zadać pytanie: czy głosowaliście na profesjonalnych kandydatów czy na współczesnych analfabetów cywilizacyjnych? Innymi słowy, czy w XXI wieku kandydatem na radnego, a potem radnym (nie w Burkina Faso, ale jednym z największych państw Europy) może być osoba, która nie ma własnego komputera i dlatego ma mu go kupić wyborca i podatnik?
Panie Starosto, ma pan rację, że nie chce pan płacić za tony odbitek ksero. Jeśli jednak jakiś radny zdobędzie się na odwagę i powie publicznie, że nie ma komputera i nie umie go obsługiwać, to podpowiadam: unikając wstydu, może go sam sobie kupić już za równowartość dwóch miesięcznych diet, a kolejną przeznaczyć na szybki kurs obsługi. I tak zostaną mu jeszcze 43 przyzwoite diety, jakie pobiera w trakcie kadencji.
Arkadiusz Gruchot - prezes zarządu Wydawnictwa Nowiny