Piechotą po spokój ducha
– To coś niesamowitego. Człowiek bierze tylko garnek, łyżkę, zostawia wszystkie sprawy dnia codziennego za sobą, by z modlitwą i pieśnią wędrować przed siebie – mówi pani Teresa, która na piesze pielgrzymki chodzi od 21 lat. Bakcylem zaraziła się od młodszego brata i jak mówi, każdego roku czeka na sierpień, w którym to miesiącu wraz z czwórką dzieci, mężem i mieszkańcami Cyprzanowa wyrusza w drogę.
Dziś jako weteran doskonale wie, co zapakować do swego plecaka. – Śpiwór, by nie zamókł, najlepiej włożyć do woreczka. Wystarczy sześć par bielizny, sześć koszulek, plastry, tabletki, nakrycie głowy, peleryna, ciepły sweter i można ruszać – mówi. Niestraszny jej brak wygód i noclegi w niepewnych miejscach, a wręcz przeciwnie są takie, na które czeka się cały rok. We Wręczycy ponad dwadzieścia osób śpi na sianie w stodole. Na zmęczone nogi czeka tam zimna woda z ogrodowego szlauchu i wszyscy mile to wspominają. W Żędowicach, gdzie rodzina nocuje w sali weselnej, czeka zawsze weselna „nudelzupa”. Co roku w miejscowości Centawa na strudzonych pielgrzymów z kołoczem i pełną kawy bańką na mleko czeka ks. Ewald Ćwienk, proboszcz Cyprzanowa. By nogi nie odmówiły posłuszeństwa, pani Teresa radzi spokojny i równy marsz i buty z twardą podeszwą. – Pielgrzymka to fizyczne zmęczenie, ale psychicznie człowiek się odpręża i podbudowuje na cały rok – zapewnia wielokrotna uczestniczka pielgrzymek.
B.S.