Czego uczyć dzieci
Jeśli więc od władz centralnych nie można się doczekać czegoś sensownego w dziele kształcenia młodych pokoleń, to może ciężar ten przerzucić na samorządy – gminy i powiat. Tu nasi zacni włodarze, z powiatowymi na czele (wszak sami do nauki mają pęd, bo na nasz koszt kupili sobie laptopy i będą teraz zgłębiać tajniki obsługi poczty mailowej i przeglądarek internetowych) mają sporo do zrobienia. W powiecie stopa bezrobocia równa jest zeru (na papierku kilka procent, ale to osoby trwale bezrobotne – czujące genetyczne obrzydzenie do pracy), pracodawcy stąpają w miejscu, bo siły roboczej jak na lekarstwo, a młodzi, zamiast budować dobrobyt w rodzinnych stronach, wolą smażyć frytki na Wyspach Brytyjskich i to kosztem swojego wykształcenia. Ślązacy spod Raciborza, robotni i niegłupi, lubują się w niemieckich i austriackich budowach bądź holenderskich szklarniach, gdzie bez większej refleksji, ale za twarde euro, przerzucają w te i wewte cebulki tulipanów.
Zresztą nie ma się co dziwić, skoro nikt ich biznesu nie uczył, a z domu wynieśli mentalność – jak ja to nazywam – kolejarską. Praca na kolei, choć marna, była kiedyś pewna jak piramidy egipskie. Kto zaczynał tu pracę, ten tu też szczęśliwie doczekiwał emeryturki. Przedsiębiorczości nikt nam nie wpajał.
A szkoda, bo w przeciwieństwie do dynamicznie rozwijających się regionów w Polsce, liczba nowych firm w powiecie raciborskim nie rośnie! Odważę się więc postawić diagnozę, że jeśli tego nie zmienimy, to Racibórz nie będzie miał fundamentów pod rozwój gospodarczy. Będziemy topić się w coraz większym marazmie, a co cztery lata plejady lokalnych geniuszy pchających się do polityki będą nam podsuwać te same stare zupy „zapudrowane” pieprzem, by nie wyczuć zepsucia. Będą pisać w ulotkach „rozwój przedsiębiorczości”. Bez refleksji, bez pomysłu, tak dla bajeru.
Jak więc pobudzić w młodych ducha przedsiębiorczości? Trzeba stworzyć w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych nowatorski nowoczesny program zajęć z podstaw biznesu. Nauczyć w ramach dodatkowych lekcji zasad prowadzenia firmy, oswoić z VAT-em, PIT-em i rachunkowością. Uświadomić co to jest know-how. Prezentować ludzi sukcesu. Pokazać młodym, że olej, który mają w głowie mogą sami przerobić na pieniądze, uczciwie, z poczuciem satysfakcji. Przecież dzięki dofinansowanym przez miasto lekcjom pływania w klasach III, setki małych raciborzan pływa niewspółmiernie lepiej niż rówieśnicy w kraju. Mogą też lepiej stawiać kroki w biznesie.
Byłbym populistą, gdybym kazał radnym dać na te lekcje biznesu diety. Ale mogę wskazać w samorządowych budżetach, przede wszystkim Raciborza, pieniądze wydawane dziś na znacznie mniej sensowne cele.
Grzegorz Wawoczny redaktor naczelny „Nowin Raciborskich”