Z wizytą w klasztorze Shaolin
Coraz popularniejsza staje się moda na uczestnictwo w różnego rodzaju zajęciach. Wyjątkową ofertę posiada Stowarzyszenie Dalekowschodnich Sztuk Walki Tao z Radlina. Jego prezes Mirosław Barszowski to jeden z niewielu, a być może nawet jedyny Europejczyk, który potrafi wykonywać ćwiczenia do tej pory zarezerwowane dla najlepszych chińskich wojowników Kung Fu Wushu.
Wushu to d alekowschodnie systemy walki, wywodzące się z klasztoru chińskich mnichów Shaolin. – Można powiedzieć, że jestem samoukiem, bo pierwsze treningi robiłem sobie sam gdzieś tam w piwnicach i garażach – opowiada Barszowski, który przygodę ze sztukami walki rozpoczął przed 20 laty. – Gdy już nieco podrosłem, wszystkie zarobione pieniądze wydawałem na zagraniczne wojaże i seminaria poświęcone wushu. Dopiero za granicą zobaczyłem, jak wygląda prawdziwy trening dalekowschodnich sztuk walki – dodaje.
Podpatrzone u najlepszych europejskich mistrzów wushu metody treningowe postanowił przenieść na polski grunt. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. – Istniejące do tej pory w Polsce szkoły dalekowschodnich sztuk walki dalekie były w swym nauczaniu od prawdziwego kung fu wushu. Dlatego postanowiłem rozpropagować ten sport w Polsce i założyłem Stowarzyszenie Dalekowschodnich Sztuk Walki Tao – wyjaśnia Barszowki. Od tego momentu stał się znaczącą postacią Polskiego Związku Wushu. Powierzono mu utworzenie reprezentacji Śląska w wushu. Został także trenerem okręgowym Polskiego Związku Wushu na Polskę południową. Coraz lepsze wyniki w szkoleniu spowodowały, że mógł wreszcie zrealizować swoje największe marzenie. – Praktycznie od dziecka marzyłem, żeby pojechać do klasztoru Shaolin, chociaż jako turysta. Jakież było moje zaskoczenie i radość kiedy szefowie Polskiego Związki Wushu powierzyli mi obowiązki II trenera polskiej reprezentacji i jej kierownika, na odbywających się w listopadzie 2006 roku w klasztorze Shaolin Mistrzostwach Świata Wushu – opowiada Barszowski.
W kolebce wushu poznał wielu chińskich trenerów uchodzących za najlepszych w świecie. Wykorzystał okazję, by zaprezentować przed nimi swoje nieprzeciętne umiejętności. Wykonał ćwiczenie, które do tej pory realizowali tylko najlepsi chińscy wojownicy. – Zginania włóczni na krtani nie wykonał do tego czasu żaden Europejczyk. Ja byłem pierwszym. Mnisi z Shaolin nie posiadali się ze zdumienia, że ktoś poza nimi potrafi to zrobić – mówi skromnie nasz rozmówca.
Najlepsi wojownicy wushu potrafią wykonywać także inne mrożące krew w żyłach ćwiczenia. Jednym z nich jest zginanie stalowego pręta, którego końce oparte są o krtanie wojowników. Takie ćwiczenia są możliwe tylko i wyłącznie dzięki długotrwałemu treningowi Chigong. Umożliwia on kumulowanie energii ciała w dowolnym jego punkcie. W praktyce skumulowaną energię można wykorzystać także przy zadawaniu ciosów. Czy oznacza to, że wojownik, który posiadł tę sztukę może być niebezpieczny dla otoczenia? – Absolutnie nie. Dostępna jest ona tylko dla najlepszych wojowników wushu, którzy są ludźmi bardzo pozytywnie nastawionymi do otaczającego ich świata – odpowiada Barszowski. – Chińskie przysłowie mówi, że dobry wojownik nigdy nie bywa wojowniczy – kończy.
Artur Marcisz