Zacne raciborskie Muzeum
Zamysł utworzenia raciborskiego Muzeum zrodził się już przed I wojną światową. W prywatnych oraz miejskich zbiorach ratuszowych znajdowało się szereg cennych zabytków dokumentujących pradzieje, średniowiecze i czasy nowożytne Raciborza i okolic. W domach spoczywało kilka wyjątkowo cennych kolekcji (m.in. dyrektor rzeźni zbierał wyroby porcelanowe a radca sanitarny numizmaty), Królewskie Ewangelickie Gimnazjum (dziś Ekonomik) miało swój gabinet starożytności z mumią, książę von Ratibor pamiątki po cystersach i zabytkowe rzeczy z zamku, a magistrat wiekowe elementy wyposażenia starego ratusza przy Rynku.
Nadarzyła się też okazja przejęcia od gminy ewangelickiej starego kościoła dominikanek. Protestanci, którzy przez dziesiątki lat uczęszczali tu na nabożeństwa, zbudowali sobie nowy kościół przy ul. Ogrodowej a klasztorną świątynię chcieli rozebrać. Gdyby tak się stało, Racibórz poniósłby niepowetowaną stratę, bo kościół ss. dominikanek to dziś wspaniały przykład architektury gotyckiej. Po wielu latach zabiegów, głównie liczącego aż 250 entuzjastów Raciborskiego Stowarzyszenia Muzealnego, w grudniu 1927 r. otwarto tu na szczęście Muzeum, choć wnętrze świątyni mocno przekształcono, dodając m.in. jeden poziom użytkowy.
Wojenne straty
Zrazu Muzeum zabłysnęło bogatymi zbiorami, spośród których wyróżniała się egipska mumia podarowana w latach 60. XIX w. przez barona von Rothschilda. Musiano jednak stoczyć o nią bój z Muzeum w Gliwicach, które za nic w świecie nie chciało oddać Raciborzowi bezcennego eksponatu. Wkrótce stał się obiektem naukowych badań, z racji których w naszym mieście gościły takie sławy egiptologii, jak prof. Karl Lepsius. W latach 30. z berlińskiego muzeum starożytności trafiły tu nawet bezcenne okazy sztuki egipskiej.
Placówka skumulowała w swoich magazynach rozliczne pamiątki z przeszłości Raciborza, m.in. z sekularyzowanych klasztorów dominikanów i dominikanek oraz cystersów w Rudach, przejęła w depozyt prywatne kolekcje, magistrackie sprzęty pamiętające rajców sprzed setek lat oraz podarunki okolicznych mieszkańców, znajdujących na polach m.in. rzymskie monety, kły i zęby mamutów oraz elementy średniowiecznego uzbrojenia. Były też bogate zbiory fauny i flory oraz sztuki ludowej.
Niestety, bilans strat po wojnie był przerażający. Muzeum straciło większość swoich zbiorów. Zostały wywiezione przez Niemców bądź rozszabrowane po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną. To, co zostało rozkradali nawet powojenni decydenci, zabierając do swoich domów zabytkowe wyposażenia wnętrz. Rychło jednak działalność placówki uruchomiono na powrót, rozpoczęto porządkowanie zachowanych zbiorów i mozolne odbudowywanie kolekcji. Na szczęście wojenną zawieruchę przetrwała mumia i dawny kościół św. Ducha.
Na miejskim
garnuszku
Niewielu raciborzan zdaje sobie sprawę, że utrzymanie Muzeum spoczywa na barkach miasta. Rocznie kosztuje to 850 tys. zł. Przyda się jednak parę innych liczb. W 2005 r. zajmujące dwa budynki Muzeum zwiedziło 17,5 tys. osób, a w roku ubiegłym aż 20 tys. Bez wątpienia placówka należy do najciekawszych na Śląsku i może się pochwalić imponującymi zbiorami. Samych eksponatów archeologicznych jest 500 tys. Wszystkich sztuk i zespołów jest 33.6 tys., w tym cenne kolekcje obrazów, gotyckiej rzeźby, cyny, przedmiotów sztuki ludowej i użytkowej.
Niezmiennie magnesem przyciągającym turystów jest mumia, kolekcja dawnych sprzętów dentystycznych, a ostatnio hit z lat 90. – nekropolia Piastów i Przemyślidów. Od dawna wiedziano, że ziemia pod kościołem kryje szczątki książąt piastowskich i Przemyślidów, którzy z Raciborza władali całym obecnym Górnym Śląskiem. Odkryto je kilkanaście lat temu podczas eksploracji archeologicznej i zdecydowano zaadaptować na stałą ekspozycję. Dzięki temu dziś nie tylko w Pradze czy Krakowie można obejrzeć wnętrze średniowiecznej krypty.
Działalność Muzeum, poprzez liczne wystawy i koncerty muzyki poważnej oraz rozrywkowej, widoczna jest wśród mieszkańców. To jednak nie jedyne oblicze działalności placówki. – Na co dzień zajmujemy się opracowaniem i dokumentowaniem zbiorów. To ważna działalność naukowa. Nasi archeolodzy stale penetrują wszystkie wykopaliska w mieście, co przynosi bogaty plon w postaci cennych znalezisk, choćby z ul. Rzeźniczej, Rynku czy ostatnio Zborowej i Browarnej – podkreśla Joanna Muszała-Ciałowicz, dyrektor Muzeum. Działa muzealna biblioteka. Puchną zbiory, przede wszystkim dzięki zakupom (rocznie przeznacza się na nie kilkadziesiąt tysięcy złotych) i darom mieszkańców. Bogata oferta ciekawie prowadzonych lekcji muzealnych sprawia, że trudno znaleźć młodego raciborzanina, który w naszym Muzeum jeszcze nie był.
Są też poważne wyzwania. Zbiory wymagają stałej konserwacji. Są to drogie zabiegi, na które rocznie Muzeum wydaje do 7 proc. swojego budżetu. Dzięki temu uratowano m.in. bogaty zbiór gazet górnośląskich, cenne grafiki i elementy strojów ludowych (np. słynne unikalne raciborskie szpyndzery), obrazy, freski, rzeźby a ostatnio bombelę procesyjną. Warto też wspomnieć gotycki piec kaflowy, który odnaleziono na zamku, a odtworzono w sali koncertowej Muzeum.
Śmiało w przyszłość
Czego życzyć pracownikom Muzeum na przyszłość? – Większego dofinansowania – nie kryje dyrektor Muszała-Ciałowicz. Placówka ma świetną merytorycznie kadrę, masę pomysłów, ale i zabytków do konserwacji oraz problem z magazynowaniem zbiorów. Zdaniem prezydenta Mirosława Lenka, Muzeum to ważna placówka, wpisująca się w wizerunek Raciborza jako historycznej stolicy Górnego Śląska z ambicjami do rozwoju sektora turystycznego. Jest i będzie więc jednostką sztandarową, na którą muszą się znaleźć pieniądze.
Konserwacja naszych zbiorów jest niezwykle kosztowna - mówi dyrektor Joanna Muszała-Ciałowicz, pokazując odnowione karty Atlasu Silesiae
Grzegorz Wawoczny