O tandecie
Podczas każdej wizyty w dużym mieście zwracam uwagę na pewien istotny szczegół. Otóż przy drogach wjazdowych zazwyczaj stawiane są schludne wiaty przystankowe z pleksi, nocą podświetlane, z kolorowymi reklamami. To taki mały show by night, pierwszy dotyk każdej szanującej się mniejszej bądź większej aglomeracji. Stoją nieraz co prawda w obskurnej scenerii, ale najważniejsze, że są i świadczą, że wjeżdżamy do MIASTA, które stawia na swój wizerunek. Jeszcze lepiej, gdy widać też nowoczesne niskopodłogowe autobusy, koniecznie z wyświetlaną z przodu trasą i numerem. Mamy wtedy obraz miejscowości śmiało patrzącej w przyszłość.
Kiedy późnym wieczorem wracam do rodzinnego Raciborza z Wrocławia czy Opola, na górce za Rudnikiem widać oświetloną dolinę Odry z wieżami kościołów. Racibórz wygląda jak metropolia. Jest dobrze. Ale kiedy zbliżam się do tego wymarzonego Racibórz city, obraz wielkomiejski szybko się rozmywa. Przy drogach wjazdowych nie ma nowoczesnych wiat przystankowych. Są stare budy pamiętające jeszcze głęboki PRL. Popatrzmy choćby na ul. Rybnicką. Auchan pięknie zagospodarowało okolice hipermarketu, a miasto, tuż obok starych niemieckich komór celnych, zostawiło starą, zabrudzoną wiatę. Po prostu ptasia kupka na garniturze, która mało kogo wzrusza, podobnie jak ogromne pokłady gołębiego guano na raciborskim rynku.
Dumny kiedyś byłem, widząc przy drogach wjazdowych do Raciborza zadbane herby miasta – wyniosłe orły z półkolem na postumencie i napisem „RACIBÓRZ”. Były też kiedyś tablice informujące o naszych miastach partnerskich Roth i Opawie (wraz z tablicami znikło też rzeczywiste partnerstwo). Dziś nawet nie marzę, że kiedykolwiek miejskim specom od promocji wpadnie do głowy ustawienie np. w Rudach (od wiosny do jesieni pojawiają się tu tysiące turystów oglądających stare opactwo) estetycznej tablicy „Zapraszamy do Raciborza – historycznej stolicy Górnego Śląska, królestwa gotyku”, ale mam prawo oczekiwać, że ktoś odpowiedzialny w końcu się obudzi i oczyści wspomniane orły oraz postumenty (może da się je podświetlić – jakże byłyby efektowne), a na przystankach ustawi nowoczesne podświetlane wiaty. Chcę bowiem mieć pewność, że ktokolwiek, wjeżdżając do mojego miasta, wyjedzie stąd ze świadomością, iż był w MIEŚCIE, a nie w pipidówce. W pipidówkach bowiem są tylko stare wiaty albo zwykłe słupy z rozkładem jazdy rozklekotanych, dymiących smrodem autobusów, na które czekają zmoczeni deszczem ludzie.
Grzegorz Wawoczny redaktor naczelny „Nowin Raciborskich”