ISO nie dla chleba
Z początku, kiedy na dwóch już sesjach Rady Miasta padła propozycja, by przy śmietnikach ustawić pojemniki na chlebowe odpadki, sprawa wydała mi się błaha. Wszak ja i wielu moich sąsiadów składamy pieczywo w woreczkach koło kontenerów. Ale nader często, niestety, inni wrzucają je wprost do kontenerów. Jest potem wyrzucane na ziemię i deptane przez śmieciowych grzebaczy, szukających aluminiowych puszek i innych „skarbów”. Tak więc specjalne pojemniki z pewnością by się przydały. Przypomniałyby też wszystkim o szacunku do chleba, który zbierają osoby mające przy domach chlewiki.
Sprawa z pojemnikami jest prosta. Miasto powinno je zakupić i tyle. Wiem, że zaraz podniosą się głosy: – A skąd na to wziąć pieniądze? Spieszę więc z odpowiedzią. Skoro podatnicy zapłacili i nadal płacą setki tysięcy złotych za wdrożenie nie wiadomo komu potrzebnych norm zarządzania środowiskiem ISO 140001 (Racibórz był pierwszym eko-miastem w Europie, które to uczyniło), to na pojemniki też nas chyba stać. Co to bowiem za ISO, jeśli chleb wala się po ziemi i jest deptany? To tak jakby siąść w podartych gaciach do mercedesa albo do wytwornej kolacji z brudem za paznokciami. Typowa kołtuneria. Typowy paradoks – mamy ISO, ale nie szanujemy chleba.
Dalej. Skoro urzędnicy mają w gabinetach kosze do segregacji odpadów (makulatura, folia, inne odpadki), to dlaczego mieszkańcy nie mają możliwości odkładania osobno pieczywa? ISO rodzi zresztą głupawe wątpliwości interpretacyjne. Bo jak zakwalifikować zasmarkaną urzędniczą chusteczkę higieniczną. Czy jako makulaturę czy też odpad biologiczny (okazuje się, że rozstrzygają to specjalne procedury).
Podobnych kuriozów mamy w Raciborzu więcej. Pisałem już, że magistrat łoży więcej na utrzymanie miejskich szaletów niż na ratowanie zabytków. Że świetną „rozrywką” jest rozrzucanie po Rynku chleba, zboża i innych specjałów po to tylko, by małe dzieci lub znudzeni emeryci mogli obcować z gołębiami, które potem obsr… co tylko mogą – zabytki, poddasza, elewacje budynków itd. Straż miejska na to nie reaguje, a ten raciborski bajzel, co ciekawe, dzięki zakupionej przez miasto kamerze można nawet oglądać na żywo w Internecie. Ot taka forma promocji historycznej stolicy Górnego Śląska. Zaraz przypomniał mi się jeden z pierwszych folderów powiatu (nie za tych władz, żeby było jasne), na którego okładce dziecko grzebie w koszu pod Kolumną Maryjną. Nikt w Starostwie nie dostrzegł wtedy tego przykrego widoku.
Od lat też mówi się o psich kupach zalegających gdzie tylko bądź, bo żaden z posiadaczy nie poczuwa się do obowiązku, by je sprzątnąć. Przypomnę za to, że kilka lat temu miasto kupiło specjalne pojemniki na psie odchody w kształcie dalmatyńczyków. Śladu po nich nie ma, bo zostały zdewastowane. Psie kupy miały wtedy zdecydowanego przeciwnika – ówczesnego prezydenta. Teraz przydałby się w ratuszu jakiś przyjaciel chleba.