Choinka najlepsza w bieli
Zaczęło się od obejrzenia programu rolniczego w telewizji. – Było niedzielne przedpołudnie. W audycji przedstawiali same superlatywy hodowli. Zaciekawiło mnie, postanowiłem spróbować – wspomina Gerard Kretek.
Próby i błędy
Zaczął ze szwagrem Józefem Urbańcem. Debiut nie wypadł pomyślnie. – Ponad 90 procent drzewek padło. Swoje zrobiły sarny i dziki, szkodziły chwasty i robale. Trawa rosła na pół metra, a choineczki na 5 cm – tłumaczy hodowca. Zły początek nie zniechęcił Kretka. Jego tato, Maksymilian, przywiózł z niemieckiej Bawarii nowe sadzonki. – Były świetne. Do dziś trudno o podobne – podkreśla rolnik z Roszkowa. Stoi za nim 14 lat doświadczenia. Obecny stan hodowli jest zasługą moich prób i błędów. Na początku nie było dostępu do żadnych informacji czy literatury. Wszystko zmienił Internet. Poznałem innych hodowców z całej Polski. Kupiłem książki, znajduję porady w sieci – cieszy się mieszkaniec Roszkowa.
Rodzina to siła
Dzieci zaczęły mu pomagać kiedy miały „naście” lat. – Na targowisko przyszedł klient z banknotami o wysokich nominałach. Wybrał nasze drzewko ale nie umiałyśmy wydać i poradziłyśmy, by rozmienił obok. Tam stali z choinkami górale z Żywca i u nich kupił. Później już same biegałyśmy za drobnymi – wspomina córka pana Gerarda Aleksandra Brańska. O 4.30 rano jeździła z siostrą Zosią by stać na kilkunastostopniowym mrozie. Później Kretkowie postanowili rozwozić drzewka do domu klienta. Ten tylko wybierał choinkę na targowisku, o resztę dbał sprzedawca. – Kupiłem mapę miasta i jeździłem po osiedlach. Do dziś to robimy. Właśnie zawiozłem klientowi drzewko. 23 kilometry przejechałem w jedną stronę, do Gołkowic – oznajmia gospodarz.
Jak się to robi u Kretków
Da się z tego wyżyć? Jeszcze żyję – odpowiada ze śmiechem. Trudno jednak mówić o „biznesie” w tym przypadku. Bez zamiłowania, podejścia z pozycji pasjonata, zniechęcenie wygra z każdym amatorem. – Widziałem sprzedawców, co myśleli, że wprost z kontenera sprzedadzą drzewka i zrobią na tym złoty interes. Ci co u nich kupili do dziś mają złe wspomnienia – mówi G. Kretek. Należy pamiętać, że dbać o hodowlę trzeba przez okrągły rok, a „żniwa” trwają tylko 2 tygodnie. – W dodatku na 5 sosen jedna jest idealna, 2 kolejne nadają się na sprzedaż, 1 na gałązki a jedna od razu pod siekierkę – tłumaczy.
Dziś o jego ofercie klienci dowiadują się z lokalnej prasy, ale zaczynał od rozwieszania plakatów, które córka projektowała w komputerze i drukowała. Są też tablice, baner, a dojdą kolejne elementy reklamujące ofertę Kretka. – Co roku wymyślamy coś nowego – oznajmia hodowca.
Ludzie przychodzą po drzewka nawet w wigilię, o godz. 14.00 na przykład. – Nie robimy z tego problemu. Oni mają czas po pracy, w weekendy. Zwykle kupują na ostatni moment – mówi. W domu sprzedają najwięcej. – To nasza wizytówka. Na targ zabieramy najwyżej kilkanaście choinek. Tutaj wybór jest znacznie większy – przekonuje zięć właściciela 30-letni Tomasz Brański.
- Dzięki hodowli czuję atmosferę świąt. Żal tylko, że śniegu już tak mało. Choinka nigdy nie wygląda piękniej jak przyprószona białym puchem – Kretek uśmiecha się na wspomnienie śnieżnych i mroźnych zim sprzed lat.
Co zrobić by radość z choinki w domu trwała dłużej?
Po przywiezieniu do domu trzeba z dołu zrobić świeże nacięcie pnia i nożykiem zdjąć ok 20 cm kory i następnie włożyć drzewko do donicy lub pojemnika wypełnionego żwirem. Później wlać do niego wodę i zależnie od potrzeby podlewać. Ważne by drzewko miało cały czas wodę. Piasku i ziemi nie warto używać, bo słabo przepuszcza wodę. Świeżo ściętemu drzewku zapewnimy w ten sposób dłuższy żywot nawet do paru tygodni. Aleksandra Brańska zapewnia, że zdarzało się, gdy tak pielęgnowane choinki wypuszczały nowe pędy!
Mariusz Weidner