Karp, który spełnia życzenia
W którym jeszcze domu rodzice robią na podłodze ślady Dzieciątka utytłaną w mące skarpetą? W którym wigilijny stół obowiązuje się sznurem, żeby rodzina trzymała się razem?
Nie ma kolacji wigilijnej tylko wieczerza, bo wieczerzować znaczy biesiadować, wspominać – wyjaśnia Janina Kuczera, leśnik na emeryturze, jeszcze dwa lata temu zastępca nadleśniczego. Każde święta są dla niej szczególne, ale niektóre szczególnie zapadły jej w pamięci. Szczególnie te, kiedy to ukochany pies Proboszcz, pod nieobecność domowników, uratował dom przed pożarem. – Po prostu zasikał palącą się świecę z lampionu – wspomina pani Janina.
Chochoł, szopka i lampiony
Już na kilka tygodni przed świętami w domu Kuczerów robi się bardzo świątecznie. Girlandy nad drzwiami, przystrojony światełkami słomiany chochoł, w oknach zasłonki i zazdrostki z Mikołajami, lampiony z bristolu i bibuły, mnóstwo stroików, światełek i lampek o różnych kształtach, no i obowiązkowo – bożonarodzeniowa szopka. – U nas święta zaczynają się już od pierwszej świecy adwentowej. Dekorujemy dom na Mikołaja – mówi o domowych zwyczajach świątecznych pani Janina. Wielką wagę przywiązuje do bogatych tradycji przodków. Każdy przedmiot, każda związana ze świętami czynność nabiera niezwykłego znaczenia.
Kolorowe opłatki
Tak więc jest u niej w domu tradycyjny karp, ale ryba wcale nie trafia na wigilijny stół! – Pływa sobie w wannie, a potem wszyscy razem zanosimy go z powrotem do stawu, wypuszczamy i od tego czasu staje się naszą złotą rybką, która spełnia życzenia – mówi Janina Kuczera. W jej domu jest miejsce na choinkę żywą i na sztuczną. Prawdziwej nie wolno jednak ubierać sztucznościami, tylko naturalnymi ozdobami: owocami, piórkami, słomą, orzechami. – Choinka pochodzi z Niemiec, natomiast starosłowiańskim zwyczajem jest podłaźnica albo połaźnica, czyli choinka zawieszana po sufitem wierzchołkiem w dół – wyjaśnia Janina Kuczera. Podłaźnicę dekorowano łakociami, a po Pasterce ucinano tak, że spadała na stół i rozpoczynała się prawdziwie świąteczna uczta. – Niezwykle ciekawy jest także zwyczaj dzielenia się opłatkiem ze zwierzętami – opowiada pani Janina. – Opłatki były kiedyś wypiekane w domach. Miały różne kolory. Żółte przeznaczone były dla drobiu, zielone dla zwierząt trawożernych, niebieskie dla gołębi. Jedynym zwierzęciem, z którym nie dzielono się opłatkiem, był koń, ponieważ tradycja mówi, że nie było go wśród zwierząt obecnych przy narodzeniu Jezusa – dodaje emerytowana pani leśnik.
Dwie szczególne bombki
W czasie świąt jest w domu Kuczerów także słomiany chochoł, jest również w czasie Wigilii światło w oknie, żeby ci, którzy odeszli, mogli trafić do domu. Przetrwał także stary zwyczaj robienia śladów Dzieciątka na podłodze skarpetą utytłaną w mące. – Oczywiście prowadzą one tylko w jedną stronę, od uchylonego okna w stronę choinki. Na pytania dzieci, dlaczego aniołek szedł a nie frunął, odpowiada się, że był obciążony podarkami i nie mógł się unieść. Ale w powrotną drogę już odfruwał, dlatego nie ma śladów w drugą stronę – wyjaśnia Janina Kuczera. Wigilijny stół obwiązuje sznurem, żeby rodzina trzymała się razem, a oprócz opłatka wszyscy dzielą się także jabłkiem pokrojonym na tyle kawałków, ile osób siedzi przy wigiljnym stole. – Robimy także wiele stroików, ale tylko na jednym z nich są dwie bombki. Jedna pochodzi z mojego rodzinnego domu, a druga od rodziców męża – dodaje pani Janina.
Iza Salamon