Strażak prawdziwy
On nie przychodził wykonać pracę, tylko pełnić służbę – wspominają koledzy. Jego pogrzeb zgromadził tłumy.
Urodził się w Krzyżanowicach w 1961 roku. W 1980 roku został absolwentem liceum zawodowego w Zespole Szkół Mechanicznych w Raciborzu, a dwa lata później ukończył szkołę chorążych pożarnictwa w Krakowie.
1 sierpnia 1982 roku zaczął służbę w Komendzie Rejonowej Straży Pożarnej w Raciborzu, w stopniu młodszego chorążego. Był tu wówczas instruktorem do spraw organizacyjnych. W 1986 roku awansował na chorążego, a w 1991 na starszego chorążego pożarnictwa. W 1992 roku, gdy powstała Państwowa Straż Pożarna, Wranik objął dowództwo jednostki ratowniczo-gaśniczej. Od razu przeszedł poważny chrzest bojowy. Dowodził całą akcją w I fazie pożaru w lasach Kuźni Raciborskiej. W 1997 roku Komendant Główny Straży Pożarnej nadał Wranikowi stopień aspiranta sztabowego. W tej randze służył do końca.
– Dobry był z niego szef. Długoletnia służba mówi sama za siebie, choć nigdy nie pchał się do zaszczytów. Robił wszystko z poświęceniem. Był świetnym wychowawcą młodzieży. Skromny, szczery, pomocny – tymi słowami określa Wranika jego kolega z pracy Stefan Kaptur.
– Wiadomość o jego chorobie była dla mnie ciosem. Jeszcze niedawno rozmawialiśmy. Mówił mi, że chce wrócić – wspomina Jan Pawnik, zastępca komendanta raciborskiej komendy. Traktował Wranika jako bardzo dobrego kolegę. – Znałem go 20 lat, jakiś czas pracowaliśmy w jednym biurze – dodaje.
Kapitan Roland Kotula mówi o Gerardzie Wraniku – „prawdziwy strażak”. – Poznałem go, będąc praktykantem, kadetem w szkole aspirantów. Prawdziwy mentor. Był cierpliwy, jednakowo traktował wszystkich. Później był moim bezpośrednim przełożonym. Nigdy nie dawał odczuć, że jest wyższy stopniem – podkreśla Kotula.
Wstrząśnięte jego śmiercią są księgowa Ewa Michalewicz i kwatermistrz Irena Zawada. – Gerard był sumiennym, nietuzinkowym pracownikiem. Zawsze zorganizowany i bardzo dokładny. Jako człowieka zapamiętamy go życzliwym i pogodnym. Odszedł serdeczny przyjaciel – żałują kobiety.
– Znaliśmy się odkąd trafił do pracy. Był profesjonalnym dowódcą i pomocnym kolegą – zaznacza starszy ogniomistrz Stanisław Borowik. – Pamiętam, że pilnował nas byśmy nie przeklinali. Był spokojnym, uczciwym człowiekiem. Złego słowa nie można o nim powiedzieć – twierdzą zgodnie sekcyjny Mirosław Dziki i starszy ogniomistrz Krzysztof Król.
W 1970 roku zgłosił się do młodzieżowej drużyny pożarniczej w Krzyżanowicach. – Został jej dowódcą, później szkolił młodych adeptów pożarnictwa. – Od 1990 roku był członkiem zarządu miejscowej OSP. Potrafił znaleźć rozwiązanie z każdej trudnej sytuacji. Strażakiem był wszechstronnym. Zawsze można było na nim polegać – twierdzi Jerzy Tlon, komendant krzyżanowickiej OSP.
Komenda musi żyć, ale brak Gerarda będzie długo odczuwalny. Był znakomitym taktykiem w prowadzeniu akcji. Myślałem, że to on pożegna mnie odchodzącego na emeryturę. Okazało się, że ja musiałem pożegnać jego i to na zawsze – mówi ze smutkiem komendant Andrzej Brzozowski.
Niektóre z jego wyróżnień
Od 2001 roku do końca – sekretarz Powiatowego Zarządu OSP; w 2006 roku wybrany na członka Zarządu Wojewódzkiego Związku OSP RP w Katowicach; w 2007 roku uhonorowany medalem i statuetką jako jedyny czynny strażak w 15-lecie rocznicy pożaru w Kuźni Raciborskiej; w 1994 roku uhonorowany Złotym Medalem za zasługi dla pożarnictwa; odznaczony w 2005 roku srebrnym Krzyżem Zasługi; w 2001 roku otrzymał Dyplom Komendanta Głównego PSP za szczególne zasługi w pracy zawodowej.
Mariusz Weidner