Gruchota zamienił w cacko
Kiedy byłem w wojsku to obok naszej jednostki był warsztat, gdzie widziałem zabytkowy samochód. Marzyło mi się, żeby mieć taki – wspomina 44-letni dziś mężczyzna, Leonard Białuski z Raciborza. Marzenie spełniło się – bmw 321 z 1949 kupił w Raciborzu, w połowie lat osiemdziesiątych. – Ulicę od miejsca, gdzie mieszkałem, starszy pan miał to auto. Myślał o sprzedaży, ale odradzał mu to jego mechanik. Ten pan jednak ciągle się wahał i kiedyś mój brat dogadał się z nim i doszło do transakcji. Przepchaliśmy szybko bmw pod nasz dom – wspomina. Pojazd nie miał silnika, ale karoseria i część wnętrza pozostała. – Kolor miał taki zielonkawy. Pochodził z Gniezna, jak wynikało z dowodu rejestracyjnego – przypomina sobie właściciel. Remontował go 3 lata. Silnik włożył z mercedesa o podobnych parametrach. Białuski jest absolwentem raciborskiego Mechanika i niemal wszystkie prace wykonał sam.
Najtrudniej było zdobyć oryginalne części. W latach osiemdziesiątych o sprowadzeniu ich nie było mowy. – Ja nawet nie wiedziałem czego szukać. Jedyne, czym dysponowałem, to zdjęcie z niemieckiej gazety, w dodatku tylko podobnego modelu – mówi raciborzanin.
Ludzie się oglądali, gdy jechałem. Wybrałem się nim nad morze, do Łaz. Tam był ośrodek wypoczynkowy Rafako. Raciborzanie rozpoznawali moje auto i pozdrawiali mnie na ulicach – śmieje się mężczyzna.
Na początku za bardzo eksploatował samochód i teraz tego żałuje. Wtedy jednak nie traktował go jako eksponatu, lecz jak zwykły samochód. – W dwa lata przejeździłem 50 tysięcy kilometrów. Teraz używam go okazyjnie – twierdzi.
Czy ma jakieś zabawne wspomnienia, związane z bmw? - Raz kolega myślał, że traktor go wyprzedza, bo w tym aucie reflektory są tak wysoko zawieszone. Innym razem pozwoliłem znajomemu poprowadzić i mało co nie wypadł podczas jazdy. Drzwi, jakie są w tym aucie otwierają się do przodu, a on je przypadkowo otworzył. Gdyby się dobrze nie trzymał kierownicy, skończyłoby się nieciekawie – zauważa Białuski.
Samochód ledwie ocalał podczas powodzi. W ostatniej chwili przed ewakuacją właściciel przypomniał sobie, że w garażu jest jeszcze bmw. – Jakby go wtedy zalało, to byłby koniec samochodu – przyznaje mężczyzna.
Sprzedawać go nie mam zamiaru, traktuję go jako zabezpieczenie finansowe – kończy Białuski z uśmiechem.
Mariusz Weidner