Jestem szczęśliwym człowiekiem
Młody kapłan, pochodzący z parafii Wniebowzięcia NMP w Rudach, 11 maja odprawił swoją pierwszą mszę. Jest najstarszy z szóstki rodzeństwa. Jak przyznaje, przykład domu rodzinnego miał wielki wpływ na jego życie. – Rodzice codziennie wieczorem klękali z nami do modlitwy. Niedzielne wieczory spędzaliśmy śpiewając piosenki oazowe albo pieśni kościelne. Jako chłopiec codziennie uczestniczyłem we mszy św., byłem ministrantem, a czasami nawet w domu „odprawiałem” mszę z pomocą rodzeństwa i „Drogi do Nieba” – wspomina z uśmiechem ks. Kazimierz. Zaznacza jednak, że jego życie nie obracało się wyłącznie wokół modlitwy. – Nie było w tym żadnej przesady. Byłem normalnym chłopcem, należałem do harcerstwa, grałem w piłkę nożną. Czas dojrzewania był okresem buntu. Wiem, co to dyskoteki. Chodziłem z dziewczynami, to z jedną, to z drugą, ale nie byłem do końca spełniony. Głos Pana Boga zaczął dopominać się swego. W III klasie liceum nastąpił punkt zwrotny i pojawiła się myśl o powołaniu – dodaje. Dlatego wybrał Wyższe Seminarium Duchowne w Opolu. Podkreśla, że duże wsparcie od początku ofiarował mu ks. Bonifacy Madla, proboszcz parafii rudzkiej.
Dla wielu jednak jego decyzja była zaskoczeniem. Rodzice dowiedzieli się o niej dopiero w dniu wyjazdu do seminarium. – Chciałem zrobić im niespodziankę – tłumaczy. Były chwile wahania. Wstawanie o 5.30, modlitwa, dyscyplina. Być może dlatego z 43 rozpoczynających naukę w seminarium ukończyło je 24. Ksiądz Kazimierz jest jedynym tegorocznym prymicjantem z powiatu raciborskiego. Jego prymicje obchodziła cała parafia. Dla najbliższej rodziny były to ogromne emocje. Duma, ale i obawa czy sprosta powołaniu. A co dalej? – W sierpniu udaję się jako wikary do parafii w Świerklańcu. Ma ona podobny klimat i specyfikę jak rudzka. Będę miał pod swoją opieką ministrantów i marianki. Myślę, że będzie dobrze – mówi młody ksiądz, który jest pełen nadziei i zapału. – Kapłan musi być wzorem i trudno tu mówić o jakiejś specjalizacji, ale nastawiam się głównie na pracę z małżeństwami i młodzieżą, na duszpasterstwo rodzin. Lubię pracę z młodzieżą. Sam to wszystko przeżyłem, wiem, co to znaczy być zakochanym, znam ich problemy. To doświadczenie pomaga. Mam nadzieję, że wystarczy mi sił. Jeżeli ludzie widzą, że kapłan się stara, to wybaczają mu błędy. Jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem jako kapłan. Widziałem nawet 80-letnich księży, którzy nadal mieli ten zapał, tę „iskrę Bożą”. Mam nadzieję, że i mnie tego nie zabraknie. Nie wolno mi myśleć inaczej – kończy ks. Kazimierz Tomasiak.
(e.Ż)