Śmierdząca sprawa
Franz Strehler od wielu lat na stałe mieszka w Niemczech. Na urlop chętnie przyjeżdża jednak do rodzinnej Zawady Ks. Już będąc na emeryturze, chętnie postawiłby na miejscu obecnego, wiekowego domu mały bungalow i tu częściej przyjeżdżał na wypoczynek.
– Taki miałem plan. Chciałem wyburzyć te budynki i zrobić sobie tu taką wakacyjną siedzibę. Ale zwątpiłem, bo tu nawet okna nie można otworzyć. Przy słonecznej pogodzie cuchnie tu jak w syberyjskim klozecie – denerwuje się mężczyzna. Za jego domem teren jest znacznie obniżony. – Wszystkie ścieki, to co płynie w rowach, zbiera się tu, bo tu jest najniżej. Nigdzie to nie spływa, bo nie ma gdzie, dalej jest już wał i Odra – tłumaczy pan Franz.
Z problemem tym zmaga się już od co najmniej 10 lat. Przed ok. 3 lata interweniował w Urzędzie Gminy, ale powiedziano mu, że sprawa sama się wyjaśni, kiedy każdy właściciel działki będzie musiał udokumentować wywóz nieczystości. – Pytałem urzędników, jak oni to widzą. Przecież nawet gdyby położyć tu rury, to gdzie te ścieki pójdą, do Odry? – pyta bezradnie. Poza drobnym przekopaniem rowu, nie doczekał się interwencji. Twierdzi, że przez ścieki zanikło tu życie biologiczne. – Kiedyś rosła tu taka specyficzna roślina. Kiedy małe dzieci miały pleśniawki, rodzice przychodzili do mojej mamy i prosili o tę zielinkę. Słychać było żaby i bociany. Teraz nic nie ma poza pokrzywami, drzewa obumierają. Za dużo amoniaku – mówi z rezygnacją.
Franz Strehler za taki stan rzeczy obwinia m.in. zasypane rowy. – Teraz wszyscy chcą być nowocześni. Mają łazienki, szamba. Ale gdzie to wszystko spływa? Wszystkie rowy zostały zasypane. To ułatwiło życie kombinatorom, bo nie widać, gdzie kto puszcza szambo. Za komuny było lepiej niż za tej wielkiej demokracji. Kiedyś nikt nie odważył się ścieków wypuszczać do rowu. Ludzie wywozili wtedy na pola i użyźniali je. Teraz poszli na łatwiznę. To wstyd, że w XXI wieku, w kraju należącym do Unii takie świństwa dopuszczać – denerwuje się pan Franz. – Zrobili tu taki wiejski ściek bez odpływu – dodaje.
Potwierdza to jego sąsiadka – Helena Świerczek. – Wszyscy mają szamba, a nikt nie wywozi, tylko tu puszczają. Tu są ścieki z całej Zawady i Łęgu. Jak słońce przygrzeje, smród tu jest jak w ustępie. Okna nie można otworzyć – mówi kobieta. Ona również próbowała interweniować w tej sprawie w Urzędzie Gminy. – Przez lata nikt z tym nic nie robił, dopiero obecna pani wójt zrobiła tu rów, ale teren jest za niski i nie spływa to. Tak to stoi, aż wygnije. Tu koniecznie trzeba coś z tym zrobić, jakąś większą inwestycję. To nie jest inwestycja na gminę – dodaje pani Helena.
Wójt Anna Iskała sprawę zna, ale przyznaje, że gmina na razie jest bezradna. – Są upomnienia, ostrzeżenia z urzędu w sprawie szamb, ale nie jesteśmy w stanie udowodnić komuś, że puszcza tędy ścieki. Wykopaliśmy tutaj rów, chociaż na dobrą sprawę powinien się tym zająć Wojewódzki Zarząd Inwestycji Rolnych. Problem całkowicie rozwiąże dopiero kanalizacja. W inny sposób sobie z tym nie poradzimy – mówi wójt Anna Iskała.
(e.Ż)