Zgorszenie czy znak czasów?
Wzburzenie wywołały już tablice z ofertą sex shopu. Właściciel spodziewał się takich reakcji, ale twierdzi, że nie robi nic złego.
Tuż po uruchomieniu sklepu i wystawieniu jego reklam do naszej redakcji zadzwonili oburzeni Czytelnicy. – Dzieci się tutaj bawią, jaki to dla nich widok! Jak to możliwe, by w środku osiedla otwierać taką działalność! Kiedy budowano te pawilony spółdzielcy musieli wyrażać zgodę. Zadzwoniłam do administracji, a oni nawet nie wiedzą, czyj jest ten sex shop. To normalne? – pytała kobieta przyznająca, że zachowywanie anonimowości nie jest w porządku, „ale mnie tu dużo osób zna, pomagam przy kościele”. Drugi telefon wykonała matka pierwszoklasisty. – Dziecko przeczyta napisy na reklamie i zadaje o to pytania. Takich tablic nie powinno się ustawiać w miejscach, gdzie chodzi tyle dzieci – zauważyła, również nie podając swoich danych. Telefonował także mężczyzna, wyrażając się w podobnym tonie co obie panie.
Najemcą lokalu, w którym działa sex shop, okazuje się raciborski handlowiec z 17-letnim doświadczeniem, mający różne sklepy w okolicy. Nie chce podawać danych do gazety. – Znajomy prowadził w tym miejscu sklep spożywczy, ale interes nie szedł zbyt dobrze. Zaproponował bym wziął ten lokal. Zażartowałem wtedy, że co najwyżej sex shopie idzie tu zarobić. Broni się przed zarzutami mieszkańców. – Sklep jest niemal ukryty. Zasłonięty od strony blokowiska wysokim żywopłotem. Na witrynie umieszczono głównie bieliznę, prezerwatywy i zapakowane akcesoria. Wszystkie „ostrzejsze” gadżety znajdują się w głębi sklepu. Trzeba doń wejść, a wstęp jest tylko dla dorosłych – zastrzega.
Według niego na tablicach stojących przed sklepem nie ma zbyt odważnych napisów. – Przy ulicy Staszica są dwa sex shopy i reklamują się podobnie. Znajdują się obok szkoły i także wśród wielu mieszkań – zauważa właściciel sklepu przy ulicy Chełmońskiego.
Nie odebrał ani jednego negatywnego sygnału z otoczenia placówki. – Wręcz odwrotnie, klienci mówią, że to dobrze, że otwarto sex shop. Czy tu zostanę? Mam inną ofertę niż konkurencja. Stopniowo kupujących jest coraz więcej, choć lepsza koniunktura na taką działalność była z 10 lat temu – opowiada handlowiec. Nie boi się, że spółdzielcy go stąd przegonią, bo lokal jest prywatny, wynajmuje go od właścicielki z Jastrzębia Zdroju.
Mariusz Weidner