Miejsc jak na lekarstwo
– Wszystko przez to, że rośnie liczba urodzeń za sprawą kobiet z roczników wyżu demograficznego, lat 78-83, z których wiele pracuje aktywnie zawodowo i nie chce przerywać kariery – tłumaczy dyrektor Elżbieta Gładkowska. Do tego dochodzą kłopoty z babciami, których też zaczyna brakować, bo wydłuża się okres pracy pań. – Babcie po prostu też realizują się zawodowo – dodaje dyrektor, wskazując dodatkowo na ciekawe zjawisko powrotu młodych ludzi z Zachodu. To małżeństwa, które przyjeżdżają do rodzinnego Raciborza z Anglii czy Irlandii z dziećmi. Kilka z nich już pytało o miejsce.
W żłobku trzeba zapłacić miesięcznie około 210 zł (120 zł opłata stała i 4,5 zł za dzienne wyżywienie). Niania bierze średnio 5 zł za godzinę. Łatwo przeliczyć, że to około 40 zł dziennie, 200 zł tygodniowo, 800 zł miesięcznie. Nie ma się więc co dziwić, że żłobek stał się dobrem pożądanym i, niestety, deficytowym. Miejsc jest bowiem znacznie mniej niż chętnych. W Raciborzu na liście oczekujących jest 127 osób. Obecnie placówka ma 40 miejsc. Kolejne 24 powstają w pomieszczeniach po bibliotece. W planach budowa kolejnego oddziału dla 24 dzieci, tym razem na miejscu przychodni, która wyprowadzi się ze Słonecznej z końcem lipca. – W tym roku, spośród 127 chętnych, możemy przyjąć 35 – oświadcza dyrektor. Dawniej Racibórz miał dwa żłobki. Z początkiem lat 90. zamknięto ten przy ul. Rzeźniczej. Podobnie robiły inne samorządy, bo spadała liczba urodzeń, a z powodu braku pracy wiele mam pozostawało w domach. Zachowany żłobek przy Słonecznej ograniczał miejsca. Do budynku wprowadzono bibliotekę. Teraz trend się odwrócił. – Zareagowaliśmy na to najszybciej, jak mogliśmy. Finansujemy niezbędne adaptacje i docelowo wykorzystamy całą bazę przy ul. Słonecznej. Mamy nadzieję, że sytuacja się z czasem ustabilizuje – mówi wiceprezydent Ludmiła Nowacka. W Warszawie brakuje w żłobkach 3 tys. miejsc, a w Katowicach 400.
(waw)