List do redakcji
Od przejazdu króla Sobieskiego przez nasze miasto minęło kilka dni i już słychać wiele opinii na ten temat. Ludzie mają prawo mówić, co myślą. Przez wielu, z racji tego, że jestem historykiem, byłem i jestem wciąż pytany, co o inscenizacji myślę, więc odpowiadam, co sądzę.
Wznowienie inscenizacji przejazdu Sobieskiego przez Racibórz wywołuje u mnie uczucia ambiwalentne. Dobrze, że urządza się widowiska historyczne, wspomniana inscenizacja jest jednak nieco obciążona dziejowo. Szczególnie w pierwszym okresie, w czasach „średniej komuny”, wykorzystywano owo widowisko, co potwierdzają niektórzy ówcześni decydenci i artykuły z ówczesnej prasy, do akcji propagandowych. Z mównicy padały wtedy słowa o odwiecznej polskości Raciborza i „ziem zachodnich (odzyskanych)”, które nareszcie po wojnie wydarto byłemu zaborcy. Racibórz nigdy nie był pod żadnym zaborem. Szokujące, że jeszcze dzisiaj wielu ludzi, którzy powinni o tym wiedzieć, tegoż nie wie. Posmak propagandy, takie odczucia ma wielu raciborzan, pozostaje więc do dzisiaj.
Niektórzy wysuwają też argument, że przejazd wojsk i Sobieskiego, chociaż ważny, był tylko drobnym epizodem w dziejach miasta. Eksponuje się go jednak nadmiernie, pomijając o wiele istotniejsze dla Raciborza rzeczy. Jest to argument logiczny i słuszny. Stworzyć jednak coś nowego nie jest rzeczą łatwą, na domiar złego, należałoby wtedy porządnie ruszyć głową.
Nawet uczniowie w szkole pytają mnie, co ma wspólnego Marysieńka z Raciborzem. Odpowiadam wtedy cierpliwie, że będąc damą dworu Ludwiki Marii Gonzagi de Nevers, żony Jana Kazimierza, była tutaj zapewne, może i kilka razy, przejazdem. Tyle i tylko tyle. Uczniowie, głównie owi dociekliwsi argumentują też, że w Raciborzu bywały inne wojska, inni władcy, np. car rosyjski, cesarz niemiecki, królowie pruscy. Wielu z nich było potężniejszych od Sobieskiego, co jest więc z nimi? Ciężko dać wtedy uczniakom zadawalającą odpowiedź.
Gorzej sprawa wygląda z Raciborkiem. Wymyślony może i w dobrej wierze awansował do grona postaci historycznych. Pytając ostatnio młodszych uczniów o znane im postacie historyczne związane z Raciborzem, nieszczęsny Raciborek uplasował się, o zgrozo, wspólnie z Marysieńką, na trzecim miejscu. Pierwsze i drugie obsadzili Sobieski i Mieszko Laskonogi (Plątonogi). Znajome dzieci, uczniowie podstawówek, dopytują się, kto to właściwie jest Raciborek, bo słyszeli o nim w szkole.
I w tym miejscu, na Raciborku, moja pobłażliwość historyczna się urywa. Dzieje naszego miasta obfitują w wiele ważnych wydarzeń historycznych, urodziło się tutaj lub działało wiele ważnych, wybitnych osobistości, które można, należy wprost propagować, ludzi, którzy byli wybitnymi artystami, politykami, uczonymi, a niektórzy z tych ostatnich, gdyby żyli nieco później, „ocieraliby” się prawdopodobnie o nagrodę Nobla. Ale w świadomości historycznej młodzieży i nie tylko wyprzedza je Raciborek.
W zakresie kompleksowego opracowania i propagowania historii lokalnej odbiegamy znacznie od wielu górnośląskich i dolnośląskich miast. Mam wrażenie, że pewne okresy w dziejach naszego miasta są nadal „be”, wciąż jeszcze podejrzane, bo nie w pełni nasze. Miasto jest nasze, cała, tak, cała jego kilkusetletnia historia jest nasza i należy ją poznać oraz propagować. Młode pokolenie żyjące tutaj już od trzech pokoleń, a którego przodkowie mieli swe rodzinne korzenie i przybyli tutaj z różnych części Polski i nie tylko, chce znać dzieje swojego miasta – czyli historie ludzi – Polaków, Niemców, Czechów, Morawian, Flamandów, Włochów, Żydów i wielu innych nacji, które tu mieszkały i mieszkają. To my, a nie kto inny, powinniśmy owe dzieje odkrywać, ale nawet z tym jest kiepsko. Spierać powinniśmy się natomiast nie o to, co pisać i odkrywać, co nasze, co dla nas wygodne, a co nie, ale o to, jak dzieje interpretować.
Jedno sprostowanie. W raciborskim informatorze miejskim (nr 4 z kwietnia 2008) na stronie pierwszej napisano cyt. „...Nasze miasto było pod rządami wielu narodów...”. W oficjalnych wywiadach zaś przedstawiciele władz mówią nagminnie o rocznicy powstania miasta. Jedno i drugie stwierdzenie to, łagodnie rzecz ujmując, nieporozumienie. Racibórz nie był pod rządami narodów, a jedynie różnych władców feudalnych i absolutnych (w okresie wcześniejszym) oraz wchodził w skład różnych państw. Dzisiaj naród zaś jest suwerenem w naszym państwie (art. 4 Konstytucji RP), ale pomimo to byłbym daleki od używania cytowanego sformułowania. O powstaniu miast możemy zaś mówić po pierwszej lokacji. Życzyłbym sobie, szczególnie jeżeli chodzi o wypowiedzi historyków, nieco poprawniejszego formułowania swych wypowiedzi. Mnie też się zdarza napisać głupstwo lub błąd, ale wspomniane wyżej sformułowania są powielane wielokrotnie.
Tak się składa, że dokładnie w tym samym czasie co Racibórz uroczystości 850. lecia istnienia miasta obchodziło bawarskie Monachium. 14 czerwca 1158 roku cesarz Fryderyk Barbarossa, chcąc zakończyć spór pomiędzy księciem Henrykiem Lwem i biskupem Ottonem I (bardzo zresztą ciekawy – o kupców, mosty na rzece Isar i cła – w skrócie, jak zwykle o pieniądze), nadał osadzie, z której rozwinęło się potem Monachium prawa, m.in: targowe, mennicze i celne. Na marginesie Bawarczycy to fajni ludzie, ale jak się ich nazwie Niemcami, to bardzo się denerwują i twierdzą uparcie, że nie są (...) Prusakami, tylko porządnymi „Bajerokami”. Całkiem podobni do Ślązaków.
A nasz Racibórz, chociaż bez daty dziennej wydarzeń sprzed 900 laty i bez lokacji, to i tak jest starszy od Monachium. Program obchodów monachijskich, które trwają tam, prawie jak u nas cały rok, jest ciekawy, ale nasz, może z małymi wyjątkami, nie jest gorszy. Całkiem serio.
Piotr Sput