Ksiądz dokonywał cudów w bramce
Choć wieś od lat nie ma klubu sportowego, zapał do futbolu tu nie przeminął. Takie zabawy, jak zorganizowana 27, lipca mogą wskrzesić LKS Bojanów.
Prosta impreza wymyślona przez Alinę Paskudę z Domu Kultury polega na trzech spotkaniach piłkarskich, w których biorą udział zawodnicy w różnym wieku, od dzieci po ich tatusiów i wujków. Na początku tego miniturnieju odgrywany jest hymn państwowy a piłkarze stoją na środku boiska niczym kadra narodowa. Wokół murawy ustawione są ławki, wypełnione kibicami, żywiołowo dopingującymi synów i mężów.
Piłkarskie festyny rodzinne odbywają się w Bojanowie już od 6 lat. Nowością tegorocznej edycji był występ na pozycji bramkarza tutejszego proboszcza Krzysztofa Niebudki (39 l.). – Jestem tu duszpasterzem od roku. Z futbolem miałem kontakt tylko za lat szkolnych. Wtedy też stawałem na bramce – śmiał się ksiądz. Uważa, że takie spotkania integrują parafian i są zdrowym wypełnieniem wolnego czasu. Duchowny jest raciborzaninem. W parafii na Ostrogu spędził cztery lata. – Do meczu specjalnie się przygotowywałem. Nawet kupiłem rękawice – podkreślał proboszcz.
Mecze obserwowali dwaj zasłużeni działacze nieistniejącego już LKS Bojanów. – Zakładałem ten klub w 1953 roku. Sponsorował nas wtedy PGR. Żal, że piłki we wsi już nie ma. Teraz młodzi tylko za pracą wyjeżdżają. Ciężko ich namówić na grę – narzeka Joachim Czogała (73 l.). Pamięta, jak sam w przydużych butach, w śniegu szedł po kilkanaście kilometrów, by rozegrać mecz. – Teraz to samochodem nie chce się młodym jeździć. Jak mają grać, to pytają za ile? – dziwi się mieszkaniec Bojanowa. Stojący obok Antoni Musioł (61 l.) dodaje, że klub był tu na tyle dobry, że po jego zawodników zgłaszały się silne zespoły z Pszowa, Rydułtów czy Tychów.
Arbitrem turnieju był Henryk Mruzek (52 l.). – Gra była fair play. Kartkami tu nikogo nie każę, bo za przewinienia są kary czasowego opuszczenia boiska – tłumaczył. Wcześniej te spotkania prowadził Rajnold Krolik
(69 l.). Był przez 15 lat sędzią piłkarskim do szczebla ligi wojewódzkiej. We wsi wszyscy wiedzą, że dobrze biegał. 15 i 20 kilometrowe dystanse były jego specjalnością.
Mariusz Weidner