Biedronka też chciała posłuchać Brylla
Wieczór promocyjny tym razem zorganizowano nie w RCK przy ul. Chopina, ale w DK Strzecha. – Przyczyną zmiany miejsca jest rozpoczęty w RCK remont – poinformowała dyrektor placówki Janina Wystub, która przywitała zebranych. Redaktor naczelny „Almanachu Prowincjonalnego”, dr Janusz Nowak, tradycyjnie podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że kolejny numer ukazał się.
Okazało się, że raciborski periodyk ma już wielu zwolenników. Sala kameralna w DK Strzecha wypełniła się po brzegi, zajęte były nie tylko miejsca siedzące, ale i stojące. – Jest to numer szczególny, bo związany z obchodzonym w tym roku 900-leciem Raciborza, stąd można w nim znaleźć wiele twórców z Raciborza i okolic. Jest w kolorze dobrego wina – mówił Marek Rapnicki.
Główną część artystycznego spotkania stanowiła rozmowa z poetą, którego teksty pojawiły się w tym numerze „Almanachu...”, Ernestem Bryllem. Przeprowadził ją Marek Rapnicki, a poprzedził występ folkowego zespołu, który zaprezentował pieśni irlandzkie i bretońskie, bliskie gościowi, który był polskim ambasadorem właśnie w Irlandii. – Z poezją irlandzką zetknąłem się już w 1975 roku, zachwyciłem się nią, zacząłem uczyć się języka, wdałem się w związek małżeński z irlandystką i przetłumaczyliśmy wiersze, które potem wyśpiewały takie zespoły, jak 2+1 czy Myslovitz. Gdy trzeba było zorganizować ambasadę w Irlandii, byłem jednym z Polaków, który coś więcej wiedział o tym kraju – mówił Bryll. – Jednak to nie był czas pieśni. Ta wyspa nie jest wcale taka czarowna i niezwykła, ale zarazem ma coś takiego, że ludzie wierzą, że taka jest – dodał.
Ernest Bryll okazał się ciekawym człowiekiem z niezwykłym poczuciem humoru. Przed wysłuchaniem jego życiowo-poetyckich opowieści nie oparła się nawet biedronka. – Niech pan zobaczy, nawet biedronka przyleciała, by nas posłuchać – zwrócił uwagę na samym początku rozmowy Rapnicki. – A co pan myśli, że mnie biedronki nie lubią? – spytał zdziwiony reakcją rozmówcy poeta.
– Przed spotkaniem Ernest Bryll spytał, ile czasu będziemy nudzić naszych gości, jeśli w ogóle przyjdą? – zdradził Rapnicki. – Po kilku minutach rozmowy z nim wiedziałem, że to będzie długo, bowiem każda odpowiedź naszego gościa jest oddzielną opowieścią, która mogłaby się znaleźć w „Almanachu...” – stwierdził Rapnicki i miał rację, o czym przekonali się ci, którzy skorzystali z możliwości posłuchania opowieści poety.
Gość wspominał m.in. okres życia, który spędził na Śląsku. – Zaniosło mnie tu trochę ni z gruszki ni z pietruszki. Trafiłem tutaj, uciekając przed polityką. Zamieszkałem w Katowicach, na osiedlu 1000-lecia, na 7. piętrze, w mieszkaniu mojej żony. Po raz pierwszy mieszkałem w wielkim, przemysłowym mieście. To był jeden z najważniejszych okresów w moim życiu, powstało tam wiele ważnych utworów – wspominał.
Dowiedzieć można było się także, co Ernest Bryll czyta do poduszki. – Na pewno Czesława Miłosza, choć często mam inne poglądy niż on, uważam, podobnie jak Zbyszek Herbert, że wielkim poetą on jest, ale na imieniny bym go nie zaprosił. Ciężki charakter miał – mówił poeta. – Cenię też Zbyszka Herberta, Leśmiana czy Białoszewskiego – dodał.
Nie mogło zabraknąć wierszy odczytanych przez samego autora i jego poglądów na temat poezji i jej istoty. – To, co mnie w poezji zajmuje, to relacja między mną i odbiorcą. Jak już stanę tam, gdzie każdy z nas stanie, i zapytają mnie, po co tę poezję tworzyłem, zawsze z jakąś szkodą dla rodziny, mam około 60 osób, o których wiem, że moje wiersze im coś dały. Wśród nich jest więcej kobiet, bo one mają to do siebie, że chcą zrozumieć. A mężczyźni to od razu myślą: Eee tam, ja to dopiero bym napisał – żartował pisarz. – Jaka poezja jest najlepsza? Co to ma za znaczenie? Najlepsza jest ta, która siedzi w naszym sercu – stwierdził Bryll. – Dawniej bałem się nawet użyć tego słowa – serce – zdawało mi się takie nietrendy – dodał.
A co sądzi na temat swojej twórczości? – Nie znoszę swojej poezji. Uważam, że to jest pewne zboczenie psychiczne. Dlatego całe życie starałem się pracować. Chodziło o to, żebym nie miał czasu na pisanie wierszy, bo jak się ma czas, to się siedzi i myśli: Jestem poetą i muszę napisać wiersz. A przecież najlepiej pisze się na wagarach, gdy trzeba zrobić coś innego – stwierdził twórca.
Na koniec raciborzanka Aleksandra Drużbicka zabrała zgromadzonych w podróż po Raciborzu. – Przywitaliśmy państwa muzyką, a pożegnamy fotografią – stwierdził Rapnicki. – Ola poprowadzi nas po zaułkach Raciborza – dodał. – Chcę pokazać państwu, że na tej naszej prowincji też może być pięknie – zapowiedziała artystka.
(JaGA)