Bezsilna medycyna
Gdy już nie można pomóc
Mieszkaniec Raciborza ma żal do raciborskiego szpitala, bo ten odesłał umierającą osobę do domu. Lekarze tłumaczą, że pobyt w szpitalu w tym przypadku by nie pomógł.
Jan Moskalik mieszka przy ulicy Ludwika w Raciborzu. Od kilkudziesięciu lat przyjaźnił się z 79-letnią Heleną D., z bloku przy Wileńskiej. Starsi państwo od lat się wspierali. Pan Jan pomagał znajomej przy wizytach u specjalisty. Kobieta od lat chorowała na chorobę nowotworową, miała również problemy z nerkami. W niedzielne popołudnie, 11 stycznia, Jan Moskalik odebrał telefon od pani Heleny, która skarżyła się na silne bóle kończyn. – Nie wiedziałem co jej jest. Na początku bolała ją ręka, a później reszta kończyn – wspomina roztrzęsiony mężczyzna. – Myślałem, że to zawał. Wezwałem pogotowie – dodaje. Na miejsce szybko podjechał zespół ratowniczy. Kobieta została zabrana do szpitala. Moskalik natychmiast poszedł na ulicę Gamowską. – Zobaczyłem Helenkę na wózku inwalidzkim gdy czekała na badanie. Nie mogła się już ruszać. Najpierw obejrzał ją ortopeda, ale badanie nie wykazało co może być przyczyną bólu. Potem wystawili ją na korytarz. Usłyszałem, że nie zostanie przyjęta do szpitala. Nie wytrzymałem. Puściły mi nerwy – wspomina pan Jan.
Trafiła do domu
Mężczyzna zaczął nalegać, by lekarze przyjęli kobietę do szpitala. – W odpowiedzi usłyszałem, że szpital to nie dom starców. Słyszeli to wszyscy na korytarzy, również Helena – mówi Moskalik. Kobieta została zbadana przez internistkę. Wykonano jej EKG. Mimo ostrego sprzeciwu starszego mężczyzny, kobieta została, z receptą na silniejsze leki przeciwbólowe, odwieziona do domu. – Po trzech godzinach zadzwoniła do mnie 12-letnia wnuczka, mówiąc, że babcia dziwnie wygląda. Obawiając się najgorszego, pobiegłem na Wileńską. Helenka już nie żyła – mówi ze łzami w oczach pan Jan. Lekarz w karcie zgonu, jako przyczynę śmierci podał chorobę nowotworową – szpiczaka mnogiego.
Pozwolić odejść
Jan Moskalik ma żal do lekarzy za gorzkie słowa, które usłyszał, oraz za to, że nie przyjęto jego znajomej na oddział. Lekarze tłumaczą, że przy tak poważnej chorobie wizyta w szpitalu i tak nic by nie dała. – Co jakiś czas mamy do czynienia z chorymi w tzw. stanie terminalnym. To osoby z tak zaawansowaną chorobą, że współczesna medycyna jest bezsilna. Możemy jedynie łagodzić ból – mówi Piotr Sokołowski, kierownik izby przyjęć i pogotowia ratunkowego. Jak tłumaczą lekarze, miejsc na oddziale intensywnej opieki medycznej jest bardzo mało. To bolączka całego województwa. Umieszczenie chorego w stanie terminalnym, dodatkowo ograniczyłoby liczbę wolnych łóżek. – Szpiczak mnogi to ciężka choroba. Nawet jeśli lekarze z Raciborza przyjęliby tę Panią na oddział, ewentualna reanimacja mogłaby dać jej kilka godzin życia. Lekarze muszą czasem dokonać ciężkiego wyboru. Czy chory ma umrzeć w spokoju czy też ratować go na siłę. W przypadku chorych terminalnie nawet reanimacja bywa niewskazana. Przy takim ratowaniu pękają żebra, mostek czy śledziona. To dodatkowo cierpienie dla gasnących ludzi – potwierdza Rafał Woźnikowski, szef rybnickiego oddziału ratunkowego.
Potrzebna skarga
Dyrekcja o przypadku dowiedziała się od naszego dziennikarza. – Jak w każdym szpitalu u nas również istnieje droga do złożenia skargi czy zażalenia na pracownika szpitala – mówi Zbigniew Wierciński, zastępca dyrektora ds. medycznych. – Ja tu jestem codziennie i mój gabinet jest otwarty dla wszystkich. Nikt do mnie nie przyszedł ze skargą na ortopedę. Trudno mi ocenić, czyja wersja jest prawdziwa. Lekarz na pewno nie powinien używać takich zwrotów. Jednak od tego są specjalne procedury, a aby je uruchomić należy złożyć skargę, a ta do mnie nie wpłynęła – dodaje. Praca na oddziale ratunkowym należy do bardzo nerwowych. Lekarze często mają do czynienia z pijanymi i agresywnymi pacjentami. Ordynator tłumaczy, że każdy jest człowiekiem i mogą mu puścić nerwy. Raciborski oddział jest jednym z najlepszych w regionie.
Adrian Czarnota