Gmina zabrała, Odra oddała
O pieniądze, nowy wóz OSP Siedliska wnioskowała już w tamtym roku. Rada Sołecka porozumiała się w tej sprawie i zrezygnowała ze wszystkich inwestycji we wsi w zamian za nowe auto, którego koszt oszacowano na 250 tys. zł. Ostatecznie w budżecie na 2009 r. zarezerwowano 50 tys. zł na samo podwozie. Tymczasem Starostwo Powiatowe złożyło gminie propozycję, aby wyremontować drogę powiatową, do którego to remontu gmina musiałaby się dołożyć. Dlatego też na ostatniej sesji burmistrz Rita Serafin postawiła sprawę jasno: albo nowy wóz albo remont drogi. Po długiej i burzliwej dyskusji radni wybrali drogę.
Przeciwnikiem zakupu podwozia był m.in. Mariusz Brzesniowski. – Straż pożarna na wsi liczącej kilkuset mieszkańców ma lepsze wyposażenie niż straż zawodowa. Czy to nie jest przerost ambicji? – zapytał. – Gdyby tych pieniędzy było pod dostatkiem, moglibyśmy różne rzeczy robić. Ale jest ich tyle, ile jest. Coś musimy wybrać – stwierdziła burmistrz Rita Serafin.
Strażacy są zdruzgotani.
– Jest nam przykro, że nikt nie raczył nas zapytać o zdanie, skonsultować tego z nami – mówi Krzysztof Bartoń, prezes zarządu gminnego OSP i OSP Siedliska. – Przymierzaliśmy się już dawno do wymiany samochodu, bo nasza tatra ma już 36 lat. W tym roku musieliśmy ponieść poważne wydatki związane z remontem, ok. 10 tys. zł. To naprawdę stare, wyeksploatowane auto, które jeździło już w zawodowej straży – dodaje.
Jak tłumaczy prezes, na terenie gminy są zaledwie dwa cięzkie samochody – w Siedliskach i Jankowicach. – Zależy nam, żeby pozyskać auto o dużej masie wody, bo jest to nieodzowne ze względów bezpieczeństwa. Dwa takie gaśnicze auta dysponują większym rzutem wody niż straż z Raciborza. To pozwoliło już nieraz na uratowanie dobytku ludzkiego czy opanowanie pożaru lasu w zarodku. Inne straże nas wspierają. Jest taka niepisana umowa, że po kolei wymieniane są samochody i teraz akurat nasza kolej. Nie robimy tego tylko z myślą o naszych mieszkańcach, ale o całej gminie, a nawet powiecie. Jesteśmy największą strażą w gminie i spoczywają na nas pewne obowiązki, a tymczasem jedyna inwestycja, o którą się ubiegamy, zostaje zdjęta – mówi z goryczą Krzysztof Bartoń.
(e.Ż)