Buty od Palczewskiego, sutanna od Szymiczka
Na raciborskich ulicach coraz rzadziej można skorzystać z usług szewca czy krawca.
Banki, sklepy odzieżowe, drogerie to tradycyjny już widok w miastach. Wśród nich znajduje się jednak jeszcze kilka zakładów o barwnej historii, prowadzonych przez dziesięciolecia w tym samym miejscu lub będących rodzinnym interesem przekazywanym kolejnym pokoleniom.
Niepozorny szyld nad drzwiami w starej kamienicy. Miejsce znane tylko wybranym szczęśliwcom. Po przekroczeniu progu ma się wrażenie, że wchodzi się w zupełnie inny świat, inną epokę. Od progu wchodzących witają uśmiechnięci właściciele zakładu krawieckiego – państwo Szymiczkowie. Pan Ryszard – krawiec od 53 lat pracujący w zawodzie, i jego żona Agnieszka opowiadają o swoim zajęciu z wielką pasją. Jest jeszcze z nimi pani Jadwiga – krawcowa z 43-letnim stażem pracy.
Szycie garniturów, smokingów, ale także mundurów i sutann to główne zajęcie państwa Szymiczek. Ostatni zakład krawiectwa męskiego w mieście wcale nie upada lecz wręcz przeciwnie, pomimo zarzucenia rynku gotowymi ubraniami, zakład na ul. Głubczyckiej nadal przyjmuje zamówienia na garnitury. Jak opowiada pani Jadwiga, szyje się tutaj nie tylko tradycyjne stroje, lecz także kostiumy historyczne np. dla bractwa kurkowego z Raciborza. – Klienci to głównie stali bywalcy- niektórzy szyją tu ubrania przez całe życie – od ubranka na chrzest aż po ślubny garnitur – dodaje pani Agnieszka.
Brakuje następców
Historia tego zakładu krawieckiego ściśle związana jest z karierą zawodową pana Ryszarda, który własny interes prowadzi od kilkudziesięciu lat. Firma mieści się przy ulicy Głubczyckiej od 1996 roku. Została tu przeniesiona z ul. Rybnickiej. Miejsce jednak wydaje się nie mieć znaczenia, gdyż klienci zaglądają tu co pół godziny.
Państwo Szymiczek zapytani o to jak traktują swój zawód, zgodnie przyznają, że lubią szyć. Z jednej strony fakt, że są ostatnią firmą w okolicy zajmującą się krawiectwem męskim i ciężkim sprawia, że zyskują klientów nawet wśród ważnych osobistości. Z drugiej strony brak następców, którzy mogliby przejąć po nich pałeczkę, sprawia, że przyszłość zakładu nie jest pewna. Optymizmu jednak w tym miejscu nie brakuje - dobrze prosperujący rodzinny interes nawet w dobie kryzysu zyskuje coraz to nowych klientów, gdyż jakość świadczonych usług nie ma sobie równych.
Mechanik naprawia siodła
Dobry zakład szewski w niejednym mieście to już rzadkość, nie mówiąc już o firmie, która oferowałaby szersze usługi. Szewc najczęściej kojarzy nam się z małym pomieszczeniem z ladą, półkami, na których nie zawsze stoją buty, i kilkoma antycznymi maszynami, które od dawna powinny znajdować się już w muzeum.
Na przykładzie zakładu pana Romana Palczewskiego łatwo można obalić ten mit. Duże przestronne pomieszczenie na ul. Londzina jest siedzibą firmy rozwijającej się w Raciborzu od 1994 roku. W tym przypadku nie można opowiedzieć historii człowieka, który zamiłowanie do swojej pracy przejął np. dzięki tradycji rodzinnej. Firma powstała na skutek trudnej sytuacji zdrowotnej, która kilkanaście lat temu zmusiła właściciela do przekwalifikowana się z zawodu mechanika. Po latach pracy w Niemczech i nabyciu umiejętności pan Palczewski przywiózł do Polski pierwsze maszyny do swojego zakładu i najnowsze technologie, które do dziś są modernizowane. Dzięki temu oferta usług nie kończy się na przybijaniu fleczków i zmianie obcasów. Na życzenie, ośmiu pracowników zakładu dokonuje wszelkich możliwych renowacji obuwia, toreb podróżnych i wszystkich wyrobów kaletniczych, jak np. naprawa siodła.
Skóra w aucie nadal w modzie
Oferowane są także usługi rymarskie i ortopedyczne. Ciekawostką może być fakt, że zakład dokonuje renowacji tapicerek samochodowych zarówno w nowych modelach, jak i samochodach zabytkowych, przeznaczonych do celów reprezentacyjnych.
Właściciel zakładu i jego żona zgodnie podkreślają, że w dobie tzw. kryzysu wielu klientów rezygnuje z usług naprawczych na rzecz kupna nowego obuwia. W tej sytuacji pomocne stają się uprawnienia pana Romana jako rzeczoznawcy. Cechą, która łączy państwa Palczewskich z innymi osobami przedstawianymi w tym artykule, jest zamiłowanie do wykonywanej pracy. Widać to nie tylko po wyglądzie głównej siedziby firmy, ale także po stałych klientach, którzy korzystają z ich usług.
Słodko u Malcharczyków
Czym byłoby śniadanie bez świeżej bułeczki albo urodziny bez tortu lub ciastka? Kolejnym miejscem, którego dzieje sięgają już czterech pokoleń jest cukiernia pana Alfreda i Adriana Malcharczyków. A szykuje się już piąte pokolenie tradycji. Codziennie produkuje się tu szeroki asortyment wyrobów cukierniczych bazujących na starannie dobranych recepturach. Dawniej w zakładzie pracowało 50 pracowników i 20 uczniów a dzisiaj liczba ta zmniejszyła się do 17 pracowników i 9 uczniów. – Można powiedzieć, że to interes rodzinny. Mój ojciec musiał codziennie przemierzać pieszo ponad 16 kilometrów, żeby uczyć się zawodu cukiernika. Razem z nim wykształciliśmy już ponad 300 uczniów. Mimo tego, że rynek zbytu zmniejsza się jesteśmy zadowoleni z naszej pracy – mówi pan Adrian.
Często spod mistrzowskich rąk cukierników wychodzą unikatowe produkty w kształcie ulubionych zabawek dzieci a ostatnio nawet dziewięciopiętrowy tort dla Galerii Młyńskiej. Każdy kto wejdzie do cukierni nie wyjdzie z niej z pustymi rękami, niezależnie od tego czy coś kupi zawsze dostanie coś słodkiego. – Moim największym marzeniem jest, żeby nie było problemów i aby wszystkie maszyny zawsze były sprawne. Wiem, że to niemożliwe, ale pomarzyć nie zaszkodzi –przyznaje pan Adrian.
Polutować i poskręcać
W momencie, kiedy rynek krajowy zostaje zalany chińskimi produktami RTV, dziwić mogą jeszcze punkty naprawy telewizorów. Wszechobecne plazmy i telewizory oparte na najnowszych technologiach sprawiają, że tradycyjne sprzęty tracą na popularności, a tym samym nie są już tak często naprawiane.
W rozmowie z wieloletnimi pracownikami punktów naprawczych łatwo można było dostrzec, że pomimo zamiłowania do wykonywanego zajęcia osoby te najczęściej mają coraz mniej zleceń. Dwudziestokilkuletni staż pracy naszych rozmówców, jak sami podkreślają, wcale nie gwarantuje im dobrego dochodu i przez to, albo dzięki temu specjalizują się także w innych dziedzinach. Nie ma już telewizorów, które psułyby się kilkanaście razy w roku, gdyż jak twierdzi jeden z naszych rozmówców, poprawie uległa technologia wykonywania sprzętu przez producentów. Z drugiej strony, jak twierdzi pan Bernard Niemiec, czas eksploatacji nowych telewizorów wynosi zaledwie kilka lat, z czego naprawy wykonywane w tym czasie pokrywa gwarancja. Również renowacja starszych modeli okazuje się nie być prostym zajęciem. Pan Bernard podkreśla, że jest to wyzwanie dla hobbystów, którzy mają czas i środki na poszukiwanie odpowiednich części, a nie dla osoby, która ma zarobić na chleb. Mimo wszystko nasi rozmówcy podkreślają, że ich praca nie jest przykrym obowiązkiem, ale przyjemnością, która jednak nie zawsze daje wymierne efekty.
Ola Piechówka, Marek Blokesz