Odzyskali rodzinny skarb
Rozkradana przez lata winiarnia przy ulicy Zborowej ma nowego właściciela. Zakład kupiło dwóch mieszkańców Raciborza. Gigantyczny obiekt jest w fatalnym stanie. Złomiarze rozkradli wszystko, co można było sprzedać na złom. – Po kilkudziesięciu latach winiarnia, którą zakładał mój pradziadek, wróciła do rodziny – mówi Feliks Mayer, jeden z nowych właścicieli.
Jeszcze kilka miesięcy temu Feliks Mayer mógł tylko obserwować z okna swojego domu, jak z winiarni przy ulicy Drzymały wyjeżdżają kolejne ciężarówki i wywożą to, co przed laty należało do jego rodziny. Teraz, po latach boju przed sądami znów jest właścicielem zabytkowego zakładu. Łatwiej było kupić niż odzyskać to, co po wojnie zabrało Państwo.
Marzenia Pana Feliksa, potomka założycieli winiarni, udało się zrealizować dopiero w czerwcu tego roku. Wraz ze wspólnikiem, raciborskim przedsiębiorcą, po długich staraniach kupili spółkę, do której należała winiarnia przy ulicy Zborowej 2.
– Z początku nie chcieliśmy się ujawniać, ale coraz więcej osób pytało, co się dzieje, widząc robotników sprzątających winiarnię. Przechodnie zaglądali z zainteresowaniem przez uchyloną bramę, wypytywali pracowników, co dalej z tym pięknym obiektem. To potężna nieruchomość, leżąca w ścisłym centrum Raciborza – wyjaśnia wspólnik pana Feliksa, który chce zachować anonimowość.
Sprawa własności winiarni była bardzo skomplikowana. Przez długi czas wynajęci prawnicy analizowali dokumenty. Spółka, do której należał zakład, przechodziła z rąk do rąk. W ostatnim czasie jej właścicielem został Jarosław P., dwudziestoletni student z Wrocławia. To on zgodził się sprzedać Mayerom ich zakład.
Złom w cenie
Co dalej z gigantyczną nieruchomością? – W chwili obecnej szukamy pomysłu na zagospodarowanie obiektu. Jedno jest pewne – już nigdy nie będzie tu produkowane wino – mówi Feliks Mayer.
Wspólnicy cały czas zabezpieczają budynek, który poprzedni właściciele doprowadzili do ruiny. – Naszym największym wrogiem jest woda. Po każdych opadach trzeba chodzić z latarką i sprawdzić, gdzie przecieka. Budynek przypomina sito. To, co napada na tysiąc metrów kwadratowych dachu, spływa do piwnicy. Złomiarze ukradli nawet główny kolektor wodny, który odprowadzał wodę. Na szczęście udało nam się wypompować deszczówkę z piwnicy i uszczelnić dach – mówi raciborzanin, pokazując zacieki na ścianie.
W winiarni nie ma prądu. Za kadencji ostatniego właściciela zdementowano wszystko, co miało jakąkolwiek wartość złomową. Dzieła zniszczenia dokonali złomiarze, wyrywając ze ścian przewody elektryczne i tnąć na kawałki obejmy wiekowych, dębowych beczek na wino. – Choć trudno w to uwierzyć, pocięli na kawałki nawet windę. W jednym z pomieszczeń złomiarze urządzili sobie nawet pokój, gdzie spali i urządzali libację za sprzedany złom. Nikt ich nie niepokoił, bo w bramie wstawili własny zamek. Teraz musimy wszystko pozabezpieczać – mówi wspólnik Feliksa Mayera.
Naturalna klimatyzacja
Winiarnia to potężny obiekt o powierzchni ponad czterech tysięcy metrów kwadratowych. Od strony Drzymały wydzielona jest klatka schodowa z osobnym wejściem, gdzie kiedyś mieszkali robotnicy, a jedni z późniejszych właścicieli próbowali urządzać tu pomieszczenia biurowe. To tu gabinet miał kierownik winiarni. W pomieszczeniu stoi jeszcze wielkie, dyrektorskie biurko. Tuż obok leży kupa gruzu – to stary, zabytkowy piec kaflowy. – Komuś spodobały się zdobione kafle, więc i to sprzedano – mówią wspólnicy.
Winiarnia została zbudowana na naturalnym spadku terenu. Pod ziemią są dwa piętra piwnic, gdzie leżakowało czerwone wino. Nawet w najmroźniejsze zimy i największe upały temperatura w piwnicach jest stała i wynosi 8 stopni Celsjusza. W pomieszczeniach produkcyjnych wszędzie walają się etykietki i korki z tanich win. To pozostałość po Prodrynie, który wątpliwie rozsławił winiarnię Przyszkowskich.
– W chwili obecnej musimy zrobić wszystko, aby powstrzymać dalszą degradację budynku. Przed nami zima i wszystko musi być zrobione na czas. Później będziemy się martwić co dalej. Pomysłów nie brakuje. Mamy nawet jedną z wizualizacji po poprzednim właścicielu, jak może wyglądać ten obiekt – mówi Feliks Mayer.
Prezydent pomoże
Świeżo upieczeni właściciele już złożyli wizytę prezydentowi Mirosławowi Lenkowi, informując, że winiarnią wreszcie ktoś się zaopiekuje. – Znam obu panów, którzy nabyli obiekt. Miasto nie może im pomóc finansowo, ale możemy zająć się ich należnościami wobec miasta. Zaległe podatki można rozłożyć na raty a część umorzyć. Będę się starał, jako prezydent, pomóc im w możliwy sposób. Zrobimy wszytsko, aby ten zabytek nie popadał w dalsza ruinę – zapewnia Mirosław Lenk. – Rozważamy wszystkie warianty zagospodarowania budynku, które będą „na naszą kieszeń”. Również taką, która pozwalałaby wykorzystać zakład do celów produkcyjnych. Na pewno nie będzie to wino. Po demolce, jaka tu się odbyła, winiarnia Przyszkowskich nie napełni już nawet jednej butelki .
Z historii winiarni
Powstała w 1872 r. Była tu znana w całych Niemczech hurtownia win Przyszowskiego, dostawcy trunków na stół cesarski w Berlinie. Przyszowski wyposażył piwnicę centralną we wszystkie techniczne i praktyczne innowacje, przez co uchodziła za największą i najlepiej urządzoną na całym Śląsku. Była też uważana za atrakcję turystyczną. Budowla składa się z pięciu pięter, z których dwa znajdują się pod ziemią. Jest tam w sumie dwanaście oddzielnych piwnic. Elektryczne windy ładunkowe kursowały przed wojną przez wszystkie piętra i transportowały towar w miejsca przeznaczenia. Według danych sprzed 1945 r. obiekt ma trzydzieści tysięcy stóp kwadratowych. „Choć w piwnicach firmy znaleźć można odmiany i roczniki win prawie wszystkich państw świata, to jednak pielęgnowana jest tam szczególnie jedna specjalność, a mianowicie import win z Górnych Węgier oraz win Tokaj” – czytamy w jednym ze starszych opracowań. Po śmierci założyciela firmy w 1910 roku, rozległy interes przejęli jego synowie. Po II wojnie światowej na bazie winiarni przy ulicy Zborowej produkcję win owocowych, gronowych i miodu pitnego kontynuowały Raciborskie Zakłady Spożywcze Przemysłu Spożywczego, a potem Prodryn.
Powstała w 1872 r. Była tu znana w całych Niemczech hurtownia win Przyszowskiego, dostawcy trunków na stół cesarski w Berlinie. Przyszowski wyposażył piwnicę centralną we wszystkie techniczne i praktyczne innowacje, przez co uchodziła za największą i najlepiej urządzoną na całym Śląsku. Była też uważana za atrakcję turystyczną. Budowla składa się z pięciu pięter, z których dwa znajdują się pod ziemią. Jest tam w sumie dwanaście oddzielnych piwnic. Elektryczne windy ładunkowe kursowały przed wojną przez wszystkie piętra i transportowały towar w miejsca przeznaczenia. Według danych sprzed 1945 r. obiekt ma trzydzieści tysięcy stóp kwadratowych. „Choć w piwnicach firmy znaleźć można odmiany i roczniki win prawie wszystkich państw świata, to jednak pielęgnowana jest tam szczególnie jedna specjalność, a mianowicie import win z Górnych Węgier oraz win Tokaj” – czytamy w jednym ze starszych opracowań. Po śmierci założyciela firmy w 1910 roku, rozległy interes przejęli jego synowie. Po II wojnie światowej na bazie winiarni przy ulicy Zborowej produkcję win owocowych, gronowych i miodu pitnego kontynuowały Raciborskie Zakłady Spożywcze Przemysłu Spożywczego, a potem Prodryn.
Adrian Czarnota
Zobacz zdjęcia winiarni sprzed dwóch lat na foto.nowiny.pl