Opaleni i zadowoleni
11 lipca na raciborskim dworcu PKP rodzice z niecierpliwością oczekiwali powrotu swoich dzieci, które od 27 czerwca wypoczywały na pierwszym turnusie w Pleśnej.
Obozowicze z 40-minutowym opóźnieniem, ale cali i zdrowi, wrócili znad morza, gdzie spędzili dwa tygodnie. W czasie pobytu, oprócz wypoczynku na plaży i morskich kąpieli, uczestniczyli w wycieczkach rowerowych i zwiedzili Mielno i Ustroń. Nie zabrakło wyborów miss i mistera oraz obozowych ślubów. Dla niektórych uczestników był to pierwszy wyjazd nad morze, inni są już stałymi bywalcami. My również czekaliśmy na dzieci, żeby wysłuchać ich wrażeń z pobytu w Pleśnej.
Najmłodszym uczestnikiem obozu była Matylda Zielińska. – Na plaży był drobny piasek i bardzo podobał mi się konkurs piosenki, za który dostałam nagrodę – wspomina dziewczynka.
– Dopisała nam pogoda, wszyscy wspaniale wypoczęli. Dzieci były zdyscyplinowane i nie było większych problemów. Najbardziej uczestnikom podobały się przejażdżki na wodnym bananie – mówi Julian Zieliński, który po raz czwarty był kierownikiem obozu.
Na opalonych i wypoczętych twarzach wracających dzieci gościły uśmiechy, ale niektóre ukradkiem ocierały łzy. – To dlatego, że trudno się rozstać z nowymi kolegami. Było bajecznie, za rok też pojadę, koniecznie na ten sam turnus – mówi Magda Świtała.
Asia Labocha (w środku) od siedmiu lat jeździ na obóz. – Przez ten czas tylko raz zdarzyło mi się opuścić wyjazd, ale to były zmarnowane wakacje. Byli wspaniali ludzie i trudno się teraz żegnać. Dlatego za rok jadę znowu, żeby dobrze się bawić i miło spędzać czas – przekonuje Asia, której na zdjęciu towarzyszą koleżanki Karolina Mosiek i Sandra Lach.
– Tęskniłem tylko trochę, bo to mój pierwszy wyjazd nad morze. To mama namówiła nas na obóz. Fajnie było, zapamiętam plażę i wyjazd do Mielna – zapewnia Marcin Wierzbowski, który w Pleśnej był z bratem Marcinem.
Na Piotrka Oliwę na dworcu czekali rodzice i starszy brat Krzysiek. – Najpierw do Pleśnej jeździł brat, a teraz ja. W tym roku byłem czwarty raz. Na pewno będę tęsknił za obozowym jedzeniem i hot dogami, a za rok obowiązkowo jadę znowu – mówi Piotrek (z prawej).
(El)