By znów można było pisać
Ginące zawody: Jerzy Martyniak naprawia maszyny do pisania.
Klawikordem nazywamy dziś instrument muzyczny podobny do pianina. Kiedyś nazwa ta dotyczyła maszyn do pisania. W dobie komputerów, klawiatur czy nawet ekranów dotykowych są one już jednak tylko wspomnieniem – jakby się mogło wydawać – mitem, do którego nikt już nie powraca. Jest jednak jeszcze grupka pasjonatów, bo tak należy nazwać ludzi, którzy albo mają sentyment do tych urządzeń, albo też nadal ich używają. W tym momencie pojawia się jednak pytanie, gdzie taką maszynę można naprawić czy też odnowić?
Przeciętny raciborzanin zna ulicę Opawską jak własną kieszeń, lecz kiedy zapytano by go, jakie sklepy i zakłady się na niej znajdują, wymieniłby pewnie zaledwie kilka sklepów i może zakład fotograficzny. Mała witryna, za którą stoją stare maszyny do szycia i kilka egzemplarzy maszyn biurowych, nie przyciąga wzroku przeciętnego przechodnia, a szkoda, bo wewnątrz kryje się ciekawa historia pana Jerzego Martyniaka i wiele interesujących przedmiotów.
Zakład naprawy maszyn biurowych i szyjących istnieje w tym samym miejscu od prawie czterdziestu lat, a pan Martyniak jest jego właścicielem od ponad dwóch dekad. Trudno jednak szukać we wnętrzu najnowszych modeli urządzeń. Jak wspomina sam właściciel – współczesne maszyny czy to do szycia, czy też do pisania nie są nawet w połowie tak dobre jak modele mające kilkadziesiąt lat. Jakość wykonania dostępnych na rynku urządzeń jest bardzo niska – przez to ich żywotność jest bardzo krótka.
Obecnie właściciel zakładu naprawia maszynę biurową z początku dwudziestego wieku. Głównie chodzi o renowację urządzenia, która może potrwać nawet miesiąc. W tym czasie pan Jerzy dostaje zlecenia od swoich stałych klientów, którzy przynoszą do jego zakładu także maszyny do szycia – np. stare modele Singer’a, Łuczniki i inne. Niektóre z nich można spotkać w muzeach, większości pan Martyniak przywraca dawną świetność, a przede wszystkim sprawność techniczną.
Naprawa wcześniej wspomnianych maszyn nie jest jedyną pasją – zbieranie starych zegarów, budzików, kalkulatorów, telefonów komórkowych i aparatów fotograficznych to kolejne hobby, do którego jak mówi pan Jerzy przyzwyczaiła się nawet jego żona. Ciekawym zajęciem są też prace plastyczne wykonywane dla wnuka – ludziki ze śrubek, miniaturki statków dają nie tylko radość dzieciom, ale przede wszystkim satysfakcję naszemu rozmówcy.
Jak rysuje się przyszłość zakładu? Pan Martyniak wykształcił czternastu uczniów, ale tylko czterech z nich nadal pracuje w zawodzie. W jego rodzinie, jak podkreśla, nie ma nikogo, kto przejąłby żyłkę pasjonacką, choć klienci ściągają do zakładu z całej Polski – głównie z Krakowa, Gdańska, Wrocławia, Opola, Bielska-Białej i Katowic. Dzięki uprzejmości Spółdzielni Mieszkaniowej Nowoczesna – rzemieślnik może nadal przyjmować klientów w tym samym pomieszczeniu i dzięki temu ich nie traci.
Ola Piechówka