Moje życie to podróż
Polski duchowny od 12 lat pomaga potrzebującym w Ekwadorze.
Jan Koczy od zawsze chciał być księdzem. W czasach nauki w I Liceum Ogólnokształcącym w Raciborzu często wyjeżdżał na nocne czuwania do Wawelna pod Opolem, które organizował klasztor Annuntiata. Podczas spotkań poznał tematykę misyjną i postanowił, że właśnie w taki sposób chce głosić Słowo Boże.
Co wydarzyło się od momentu powzięcia przez księdza decyzji do pierwszego wyjazdu na misję?
Po zdaniu matury zdecydowałem się na wstąpienie do Zgromadzenia Słowa Bożego, których popularnie nazywa się werbistami. Po ukończeniu dwuletnich studiów filozoficznych w Nysie i czterech latach teologii w Wyższym Seminarium Duchownym w Pieniężnie, w 1994 roku zostałem wyświęcony na księdza i rozpocząłem pracę. Najpierw przez dwa lata służyłem w Czechach, a potem wyruszyłem za ocean.
Po zdaniu matury zdecydowałem się na wstąpienie do Zgromadzenia Słowa Bożego, których popularnie nazywa się werbistami. Po ukończeniu dwuletnich studiów filozoficznych w Nysie i czterech latach teologii w Wyższym Seminarium Duchownym w Pieniężnie, w 1994 roku zostałem wyświęcony na księdza i rozpocząłem pracę. Najpierw przez dwa lata służyłem w Czechach, a potem wyruszyłem za ocean.
Czy mógł ksiądz wybrać kraj w którym chciał pracować?
Kraje przydzielane są odgórnie. Moim marzeniem była praca z Indianami z plemienia Chiapas w Meksyku i do tego się przygotowywałem. 12 lat temu, tuż przed moim wyjazdem, żyli oni jeszcze w rezerwatach i nie mieli żadnych praw. Nie można było tam też legalnie głosić Słowa Bożego. Były to bardzo niebezpieczne misje. Jednak moi przełożeni zdecydowali, że wyjadę do Ekwadoru.
Kraje przydzielane są odgórnie. Moim marzeniem była praca z Indianami z plemienia Chiapas w Meksyku i do tego się przygotowywałem. 12 lat temu, tuż przed moim wyjazdem, żyli oni jeszcze w rezerwatach i nie mieli żadnych praw. Nie można było tam też legalnie głosić Słowa Bożego. Były to bardzo niebezpieczne misje. Jednak moi przełożeni zdecydowali, że wyjadę do Ekwadoru.
Jaka była pierwsza reakcja na taką decyzję i co spotkało księdza po przylocie do Ameryki?
Byłem zaskoczony, bo nastawiałem się na inny rodzaj katechizacji. Niewiele też wiedziałem o tym kraju. I choć wszystko było wielką niewiadomą, czułem, że Bóg tak chciał. W Ekwadorze wylądowałem 5 lutego 1997 roku. Nikt na mnie nie czekał na lotnisku, a komunikacja była sparaliżowana strajkami, bo był to bardzo burzliwy czas w tym kraju. W ciągu paru godzin powoływano po 3 prezydentów i zdarzało się, że nie było wiadomo, kto rządzi. Powoli sytuacja polityczna się jednak ustabilizowała.
Byłem zaskoczony, bo nastawiałem się na inny rodzaj katechizacji. Niewiele też wiedziałem o tym kraju. I choć wszystko było wielką niewiadomą, czułem, że Bóg tak chciał. W Ekwadorze wylądowałem 5 lutego 1997 roku. Nikt na mnie nie czekał na lotnisku, a komunikacja była sparaliżowana strajkami, bo był to bardzo burzliwy czas w tym kraju. W ciągu paru godzin powoływano po 3 prezydentów i zdarzało się, że nie było wiadomo, kto rządzi. Powoli sytuacja polityczna się jednak ustabilizowała.
Po zaaklimatyzowaniu się wiedział ksiądz, co najbardziej chciałby robić w Ekwadorze?
Nie ma się zbyt wielkiego wpływu na zadania, jakie zostają przydzielone. Ja trafiłem do slumsów największego miasta Ekwadoru Guayaquil. Pracowałem tam ponad 5 lat. Było ciężko, bo jest tam ogromna bieda, dużo przemocy i przestępczości. W ciągu pięciu lat zostałem 7 razy napadnięty.
Nie ma się zbyt wielkiego wpływu na zadania, jakie zostają przydzielone. Ja trafiłem do slumsów największego miasta Ekwadoru Guayaquil. Pracowałem tam ponad 5 lat. Było ciężko, bo jest tam ogromna bieda, dużo przemocy i przestępczości. W ciągu pięciu lat zostałem 7 razy napadnięty.
Takie sytuacje mogą zniechęcić i odstraszyć najdzielniejszego człowieka. Po pierwszym takim zdarzeniu nie miał ksiądz dylematu: zostać czy wrócić?
Pierwszy napad zdarzył się, jak wracałem z wieczornej mszy, to było niedługo po przybyciu do slumsów. Była godz. 19.00, a ponieważ Ekwador leży na równiku, o tej porze jest tam już ciemno. Naprzeciw mnie pojawiło się 8 czarnoskórych mężczyzn. Znałem ich, bo byli z mojej dzielnicy. Niestety byli odurzeni narkotykami i żeby zdobyć pieniądze na następne, nie było ważne, kogo okradną. Zabrali mi kurtkę, buty i wszystkie pieniądze. Kurtka miała dla mnie wartość sentymentalną, bo była prezentem od znajomych podarowanym na prymicji i bardzo chciałem ją odzyskać. Poszedłem więc na drugi dzień do tych mężczyzn. Niestety okazało się, że już jest sprzedana, ale zacząłem z nimi rozmawiać. Pytałem, dlaczego w taki sposób zdobywają pieniądze, dlaczego nie pójdą do pracy, a oni odpowiadali z powagą, że rabunki to ich praca. Wtedy otworzyły mi się oczy i doszło do mnie, że czeka mnie naprawdę trudna praca. Na szczęście, ktoś powiedział mi wtedy jedną z mądrości ekwadorskich. Trzeba bardzo uważać i zawsze mieć ze sobą jakieś pieniądze, bo wtedy można się wykupić. W innym przypadku może skończyć się tragicznie. Ale mówili mi też, że pierwszy napad jest najgorszy, później trzeba wiedzieć, gdzie chodzić, nie obnosić się z kosztownościami i się przyzwyczaić.
Pierwszy napad zdarzył się, jak wracałem z wieczornej mszy, to było niedługo po przybyciu do slumsów. Była godz. 19.00, a ponieważ Ekwador leży na równiku, o tej porze jest tam już ciemno. Naprzeciw mnie pojawiło się 8 czarnoskórych mężczyzn. Znałem ich, bo byli z mojej dzielnicy. Niestety byli odurzeni narkotykami i żeby zdobyć pieniądze na następne, nie było ważne, kogo okradną. Zabrali mi kurtkę, buty i wszystkie pieniądze. Kurtka miała dla mnie wartość sentymentalną, bo była prezentem od znajomych podarowanym na prymicji i bardzo chciałem ją odzyskać. Poszedłem więc na drugi dzień do tych mężczyzn. Niestety okazało się, że już jest sprzedana, ale zacząłem z nimi rozmawiać. Pytałem, dlaczego w taki sposób zdobywają pieniądze, dlaczego nie pójdą do pracy, a oni odpowiadali z powagą, że rabunki to ich praca. Wtedy otworzyły mi się oczy i doszło do mnie, że czeka mnie naprawdę trudna praca. Na szczęście, ktoś powiedział mi wtedy jedną z mądrości ekwadorskich. Trzeba bardzo uważać i zawsze mieć ze sobą jakieś pieniądze, bo wtedy można się wykupić. W innym przypadku może skończyć się tragicznie. Ale mówili mi też, że pierwszy napad jest najgorszy, później trzeba wiedzieć, gdzie chodzić, nie obnosić się z kosztownościami i się przyzwyczaić.
Skąd czerpał ksiądz fundusze na prowadzenie parafii?
Ponieważ dzielnica była bardzo biedna, to ofiary z mszy ledwo starczyły na bieżące potrzeby parafii. W Ekwadorze wychodzi się z założenia, że należy się samemu utrzymać, więc nikogo nie interesuje jak pozyskiwać pieniądze. Początkowo bywało, że człowiek chodził głodny, ale to motywowało, żeby szukać funduszy. Wysyłałem listy do organizacji i znajomych. Powoli zaczęły napływać intencje z zewnątrz i dzięki temu można było zacząć pomagać mieszkańcom.
Ponieważ dzielnica była bardzo biedna, to ofiary z mszy ledwo starczyły na bieżące potrzeby parafii. W Ekwadorze wychodzi się z założenia, że należy się samemu utrzymać, więc nikogo nie interesuje jak pozyskiwać pieniądze. Początkowo bywało, że człowiek chodził głodny, ale to motywowało, żeby szukać funduszy. Wysyłałem listy do organizacji i znajomych. Powoli zaczęły napływać intencje z zewnątrz i dzięki temu można było zacząć pomagać mieszkańcom.
Msza w Ekwadorze różni się od tej prowadzonej w Polsce?
Tak, ze względu na temperament narodów. W Ekwadorze na msze przychodzi bardzo dużo wiernych, ale tam ludzie są bardzo radośni i głośni, więc podczas nabożeństwa nie ma idealnej ciszy. Najwięcej ludzi zbiera się podczas świąt, zwłaszcza wielkanocnych. Ulubionym zwyczajem wiernych jest święcenie gałązek palmowych, bo głęboko wierzą, że palemki chronią i pomagają. I zwykle lubią, kiedy się ich mocno kropi wodą (śmiech).
Tak, ze względu na temperament narodów. W Ekwadorze na msze przychodzi bardzo dużo wiernych, ale tam ludzie są bardzo radośni i głośni, więc podczas nabożeństwa nie ma idealnej ciszy. Najwięcej ludzi zbiera się podczas świąt, zwłaszcza wielkanocnych. Ulubionym zwyczajem wiernych jest święcenie gałązek palmowych, bo głęboko wierzą, że palemki chronią i pomagają. I zwykle lubią, kiedy się ich mocno kropi wodą (śmiech).
Czym ksiądz obecnie się zajmuje?
W 2002 roku trafiłem do miasta Ventanas, w prowincji Los Rios, gdzie pracuję do teraz jako proboszcz. Moim zadaniem było założenie tam parafii i wybudowanie kościoła, nad czym pracujemy cały czas. Wszystko zaczynaliśmy od podstaw, teraz mamy już cały kompleks: kościół, jadalnię, dom wspólnotowy i Fundację. Oczywiście czeka nas jeszcze bardzo wiele ciężkiej pracy, bo budowla jest w stanie surowym.
W 2002 roku trafiłem do miasta Ventanas, w prowincji Los Rios, gdzie pracuję do teraz jako proboszcz. Moim zadaniem było założenie tam parafii i wybudowanie kościoła, nad czym pracujemy cały czas. Wszystko zaczynaliśmy od podstaw, teraz mamy już cały kompleks: kościół, jadalnię, dom wspólnotowy i Fundację. Oczywiście czeka nas jeszcze bardzo wiele ciężkiej pracy, bo budowla jest w stanie surowym.
Czym, oprócz zapewnienia posiłków i opieki dzieciom, zajmuje się Fundacja?
Po pewnym czasie zrodził się w Fundacji pomysł adopcji na odległość. Poszukujemy osób, które zajmą się jednym z naszych podopiecznych. Chodzi o zapewnienie opieki finansowej w czterech obszarach życia dziecka, na które nacisk kładzie nasza Fundacja. Są to: wyżywienie, opieka zdrowotna, wykształcenie i wychowanie. Obecnie 16 z 200 naszych podopiecznych ma krewnych na odległość. Są to rodziny z USA, Czech, Niemiec. Wiem też, że jest bardzo duże zainteresowanie adopcją, ale oprócz Fundacji mam jeszcze szereg innych obowiązków i nie zawsze mogę skontaktować się z rodzinami. Dlatego nie ukrywam, że cieszę się ze wszystkich wolontariuszy, którzy nas odwiedzają.
Po pewnym czasie zrodził się w Fundacji pomysł adopcji na odległość. Poszukujemy osób, które zajmą się jednym z naszych podopiecznych. Chodzi o zapewnienie opieki finansowej w czterech obszarach życia dziecka, na które nacisk kładzie nasza Fundacja. Są to: wyżywienie, opieka zdrowotna, wykształcenie i wychowanie. Obecnie 16 z 200 naszych podopiecznych ma krewnych na odległość. Są to rodziny z USA, Czech, Niemiec. Wiem też, że jest bardzo duże zainteresowanie adopcją, ale oprócz Fundacji mam jeszcze szereg innych obowiązków i nie zawsze mogę skontaktować się z rodzinami. Dlatego nie ukrywam, że cieszę się ze wszystkich wolontariuszy, którzy nas odwiedzają.
Na jakiej zasadzie mogą zgłaszać się wolontariusze?
Najlepiej skontaktować się ze mną pod adresami i numerami podanymi na stornie internetowej. Do tej pory pomagało nam kilkanaście osób z całego świata, we wrześniu przylatuje do nas chłopak ze Słowacji. Z naszej strony zapewniamy wyżywienie i nocleg, samemu trzeba pokryć koszt przelotu.
Najlepiej skontaktować się ze mną pod adresami i numerami podanymi na stornie internetowej. Do tej pory pomagało nam kilkanaście osób z całego świata, we wrześniu przylatuje do nas chłopak ze Słowacji. Z naszej strony zapewniamy wyżywienie i nocleg, samemu trzeba pokryć koszt przelotu.
Zajmuje się ksiądz wieloma inicjatywami, czy na wakacjach w Polsce jest szansa odpocząć?
Na urlopy jeżdżę co 3 lata. Ale mimo że są to moje wakacje, to kiedy jestem w Polsce, poświęcam czas na odwiedzanie okolicznych parafii i informowanie o naszej działalności. Wiem, że ludzie chcą pomagać. Dzięki takiemu zaangażowaniu powstaje w Chałupkach Fundacja Gaja, która będzie polskim oddziałem mojej ekwadorskiej. Impuls do tego dał mój kolega z Rudyszwałdu, który zorganizował wystawę zdjęć z Ekwadoru, które mu wysłałem. Przez nią zainteresowało się nami małżeństwo z Rybnika, które teraz tworzy stronę internetową Gai i lada moment będą rozpoczynać działania. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, bo szukam ludzi, którzy mogliby trochę odciążyć mnie z prowadzenia Fundacji. Chciałbym się teraz poświęcić budowie szkoły w naszym miasteczku.
Na urlopy jeżdżę co 3 lata. Ale mimo że są to moje wakacje, to kiedy jestem w Polsce, poświęcam czas na odwiedzanie okolicznych parafii i informowanie o naszej działalności. Wiem, że ludzie chcą pomagać. Dzięki takiemu zaangażowaniu powstaje w Chałupkach Fundacja Gaja, która będzie polskim oddziałem mojej ekwadorskiej. Impuls do tego dał mój kolega z Rudyszwałdu, który zorganizował wystawę zdjęć z Ekwadoru, które mu wysłałem. Przez nią zainteresowało się nami małżeństwo z Rybnika, które teraz tworzy stronę internetową Gai i lada moment będą rozpoczynać działania. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, bo szukam ludzi, którzy mogliby trochę odciążyć mnie z prowadzenia Fundacji. Chciałbym się teraz poświęcić budowie szkoły w naszym miasteczku.
Może ksiądz opowiedzieć coś o samym Ekwadorze i jego mieszkańcach?
To piękny, egzotyczny kraj, w którym są jeszcze miejsca, gdzie zachowała się nieskażona cywilizacją natura. Mam wrażenie, że jest odbiciem raju. Ludzie są bardo serdeczni i pracowici i gdyby tylko mieli odpowiednie struktury mogliby stworzyć silne państwo. Dbają też o swoje tradycje – niezwykle barwne i piękne są u nich karnawały. Ta otwartość i piękno sprawiają, że człowiek szybko się przyzwyczaja do pobytu tam. Z resztą Ekwadorczycy kojarzą Polaków przez Jana Pawła II i Lecha Wałęsę, więc i mnie szybko zaakceptowali. Teraz już wszyscy w miasteczku wiedzą, że jestem księdzem i pomagam. I nawet złodzieje mnie nie ruszają (śmiech).
To piękny, egzotyczny kraj, w którym są jeszcze miejsca, gdzie zachowała się nieskażona cywilizacją natura. Mam wrażenie, że jest odbiciem raju. Ludzie są bardo serdeczni i pracowici i gdyby tylko mieli odpowiednie struktury mogliby stworzyć silne państwo. Dbają też o swoje tradycje – niezwykle barwne i piękne są u nich karnawały. Ta otwartość i piękno sprawiają, że człowiek szybko się przyzwyczaja do pobytu tam. Z resztą Ekwadorczycy kojarzą Polaków przez Jana Pawła II i Lecha Wałęsę, więc i mnie szybko zaakceptowali. Teraz już wszyscy w miasteczku wiedzą, że jestem księdzem i pomagam. I nawet złodzieje mnie nie ruszają (śmiech).
Rozmawiała Elżbieta Gładkowska