Pochowano Mateusza
15 września prokurator rejonowy w Będzinie zezwolił rodzinie na odebranie zwłok. Było to możliwe, gdyż prokuratura otrzymała już profile DNA. – Naciskaliśmy na naszych biegłych, by jak najszybciej przeprowadzono badania. Chcieliśmy oszczędzić bólu rodzinie, która i tak od kilku tygodni żyła w niepewności. Tego rodzaju analiza nie pozostawia najmniejszych wątpliwości. Smutna wersja potwierdziła się. Ciało należy do zaginionego nastolatka z Raciborza – mówi Monika Jankowska, zastępca szefa będzińskiej prokuratury.
Nie oznacza to jednak, że prokuratura zakończyła swoje postępowanie. – Obecnie dysponujemy, poza sporządzonym profilem DNA, dwoma opiniami biegłych. Zarówno specjalista, który dokonywał oględzin na miejscu znalezienia zwłok jak i biegły z zakładu medycyny sądowej są zgodni, że śmierć nastąpiła w wyniku upadku z wysokości. Mateusz miał połamane nogi oraz miednicę – tłumaczy Jankowska.
Wszedł na słup
17-letni Mateusz Dudziński zaginął 17 sierpnia. Około 12.00 wyszedł z domu, informując rodzinę, że jedzie do Rybnika na seans filmowy w kinie Cinema City. Do domu już nie wrócił. Na zapisie monitoringu z multikina widać, jak nastolatek przegląda program kina. Kamery nie zarejestrowały jednak, czy nastolatek ostatecznie zdecydował się obejrzeć jakikolwiek film.
W półtorej godziny po planowanym końcu seansu jego komórka zamilkła. 28 sierpnia jego ciało znaleziono w Będzinie. Śledczym do tej pory nie udało się ustalić, w jaki sposób znalazł się w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów mieście. Zwłoki zostały znalezione pod słupem wysokiego napięcia na terenie ogródków działkowych. Z całą pewnością nastolatek upadł z niego na ziemię. Sposób ułożenia ciała jednoznacznie wskazuje, że nikt zwłok nie przemieszczał. Sekcja nie potwierdziła, że został porażony wcześniej prądem.
Jeszcze jedne badania
Zupełnie nic nie wskazuje również na to, aby ktoś przyczynił się do jego śmierci. Brak działania osób trzecich pozostawia śledczym dwie hipotezy przebiegu tragedii: wypadek lub samobójstwo. – W tym przypadku trudno mówić o wypadku. Młody mężczyzna sam musiał wejść na konstrukcję. Wypadek miałby miejsce, gdyby na przykład słup się na niego przewrócił. Na chwilę obecną skłaniamy się bardziej do wersji o samobójstwie. Wiele ustalonych w toku naszego postępowania faktów pozwala nam wysnuć właśnie taką hipotezę – wyjaśnia zastępca prokuratora rejonowego w Będzinie.
Jak więc raciborzanin znalazł się w Będzinie? Prokuratura sprawdzi, czy w chwili śmierci nie był pod wpływem narkotyków. – Odpowiedź na to pytanie będziemy znali po otrzymaniu wyników badań toksykologicznych, których przeprowadzenie zarządziliśmy. Ich wynik może być w tej sprawie kluczowy – dodaje prokurator.
Nadzieja zgasła
Przez kilka tygodni od znalezienia zwłok śledczy i rodzina nie mieli pewności, czy ciało znalezione w Będzinie należy do nastolatka z Raciborza. Przy denacie znaleziono rzeczy osobiste należące do zaginionego: legitymację, kartę NFZ oraz komórkę. To jednak nie dawało jeszcze żadnej pewności, bo rzeczy mogły zostać mu skradzione lub podrzucone innej osobie. Rodzina, która została dopuszczona do ciała dopiero po sekcji, nie rozpoznała swojego syna. Utrudniał to znaczny rozkład ciała. Przez cały tydzień zwłoki leżały na słońcu, a w tym okresie panowała wysoka temperatura zarówno w dzień, jak i w nocy. Dziś już nie ma żadnej wątpliwości, że Mateusz nie żyje. Ze słupów ogłoszeniowych w Raciborzu i Rybniku zniknęły plakaty z wizerunkiem młodego raciborzanina, które rozwieszała rodzina i znajomi.
Mateusz wcześniej nie uciekał z domu. Jego pasją było gotowanie. Pracował w jednym z lokali gastronomicznych w Raciborzu.
Adrian Czarnota