Księdzem jest się, by pomagać
Pochodzi z Bruczkowa – małej miejscowości położonej w wojewódzkie poznańskim, gdzie werbiści przez długie lata mieli swoje niższe seminarium. – Wzrastałem w religijnej atmosferze, duży kontakt był z księżmi, werbistami – wspomina jubilat. Wybrał drogę zakonną i kapłańską. – Proboszcza miałem wspaniałego, ale werbiści byli u nas, na miejscu, w wiosce i z nimi byłem związany bardzo – dodaje.
Bycie werbistą pisane od narodzin
Mama ojca Ochlińskiego pracowała w rolnictwie, a ojciec w kolejowych zakładach naprawczych w Poznaniu. – Dwóch młodszych braci mam. To był czas wojny i rodzili się wtedy prawie sami chłopcy – mówi ojciec Jan. Maturę zdawał w Jarocinie, a potem było seminarium w Pieniężnie i studia na KUL-u w Lublinie. – Przed maturą zastanawiałem się jakiś czas co robić. Chodziło mi po głowie m.in. leśnictwo, medycyna, a nawet wojsko – wspomina.
Ojciec Jan stwierdza, że od początku było mu pisane bycie werbistą. – Rodziłem się w noc Bożego Narodzenia, gdy w obozie koncentracyjnym w Guzen umierał mój sąsiad – kleryk werbistowski Janek Wojtkowiak – mówi.
Droga do Raciborza
Przez 30 lat pracował jako wychowawca i nauczyciel w seminarium. Przez 9 był rektorem w seminarium w Nysie. Następnie 3 lata przepracował w Domu Rekolekcyjnym w Laskowicach. Później prawie 6 lat spędził w Niemczech, w diecezji drezdeńskiej. – Było to piękne doświadczenie. Miejsce, w którym się znalazłem, to taka jedna z wysp katolicyzmu w Saksonii – wyjaśnia. W końcu trafił do Raciborza. – Jak tu się znalazłem? Tak jak wszędzie – szedłem tam, gdzie mnie kierowała wola przełożonych i źle na tym nie wychodziłem – opowiada. – Posłuszeństwo trzeba połączyć ze swoją wolą i wykorzystać dany nam czas – wtedy można być szczęśliwym – dodaje.
By być misjonarzem nie trzeba wyjeżdżać
W 1998 roku chciał jeszcze jechać na misje do Afryki, do Kenii, ale przełożeni wysłali go do Laskowic. – Nasze zgromadzenie ma charakter wybitnie misyjny. Jesteśmy przeznaczeni na eksport, ale nie wszyscy muszą wyjechać. Nie wyjechałem, bo byłem zaangażowany w seminarium. Ktoś musi zająć się wychowywaniem misjonarzy, kształceniem ich. Działalność misyjna ma różne oblicza – wyjaśnia ojciec Jan.
80 sióstr i on
W Raciborzu przyszło ojcowi Janowi pełnić rolę kapelana w klasztorze Annuntiata i to właśnie tu 8 września obchodził 50-lecie ślubów zakonnych. Zamieszkał z około 80 siostrami i choś niektórzy panowie marudzą, gdy przychodzi im zamieszkać z jedną kobietą, on nie narzeka. – Kolejny przełożony prowincjalny powiedział mi, że byłbym potrzebny w Raciborzu i się zgodziłem, choć w Niemczech było mi dobrze i ludziom też to odpowiadało – wspomina.
Ojciec Jan Ochliński sprawuje liturgię i spowiada w raciborskim klasztorze. – Poza tym pomagam w duszpasterstwie okolicznym parafiom. Ludzie przychodzą też do mnie, by się wyspowiadać czy poradzić się, porozmawiać – mówi. – No przecież po to jest się księdzem, żeby pomagać – kończy.
(JaGA)