Skażona uprawa
Ekolodzy z Greenpeace wykryli pod Raciborzem aż sześć nielegalnych upraw modyfikowanej genetycznie kukurydzy. Sprawę bada policja i prokuratura.
Jeszcze we wrześniu ekolodzy z ogólnoświatowej organizacji Greenpeace pobrali próbki z pól pod Raciborzem. W laboratorium w Niemczech przeprowadzono badania, które potwierdziły, że na polach rośnie nielegalna uprawa genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy MON 810. W okolicy odkryto jeszcze kilka pól z ekologiczną bombą. O przestępstwie powiadomiono prokuraturę.
O tym, że Greenpeace planuje akcję w naszej okolicy, rzecznik organizacji poinformował nas już w piątek. Do ostatniej chwili, czyli do poniedziałku informację o miejscu akcji trzymano w tajemnicy. Około godziny 10.00 kolumna samochodów dziennikarzy została poprowadzona na granicę Lubomi i Raciborza, gdzie aktywiści z Polski, Niemiec i Węgier rozpoczęli blokadę nielegalnego pola genetycznie modyfikowanej kukurydzy. Ekolodzy błyskawicznie ustawili na polu 5 metalowych stelaży o wysokości 9 metrów. Na szczycie każdego z nich w alpinistycznej uprzęży zawisł człowiek. – Chcieliśmy w ten sposób uniemożliwić właścicielowi pola ścięcie kukurydzy i tym samym pozbycie się dowodów – mówi Jacek Winiarski, rzecznik prasowy Greenpeace. Ekolodzy ogrodzili pole taśmą zabezpieczając materiał dowodowy na potrzeby prokuratury. Ta jednak, mimo złożonego w piątek zawiadomienia, nie pojawiła się na miejscu.– Zawarte w zawiadomieniu współrzędne geograficzne nic nam nie mówią. Jak mamy się dostać na miejsce, autobusem? – pytała w rozmowie telefonicznej zaskoczona Mariola Pinecka z wodzisławskiej prokuratury rejonowej. Ostatecznie udało się na miejsce ściągnąć policjantów z Gorzyc, którzy swoją akcję rozpoczęli od legitymowania ekologów.
Śledztwo Greenpeace
Na miejsce przyjechali również zbulwersowani rolnicy, na polach których rozstawiono konstrukcje i transparenty. – Ja mam normalną kukurydzę. Kupiłem ją w legalnej dystrybucji – denerwował się starszy mężczyzna, który pole dostał jako jeden z terenów w zamian za wysiedlenie z Ligoty, z powodu budowy zbiornika Racibórz Dolny. – Jestem ciekaw kto mi teraz zapłaci za szkody, za tę wydeptaną kukurydzę – denerwował się właściciel stosunkowo niewielkiego, bo 5-hektarowego pola sąsiadującego z 20-hektarową, nielegalną uprawą. Ekolodzy postanowili udowodnić, że nie bez powodu weszli również na jego pole. Jeden z aktywistów wyciągnął szybki test, który potwierdził, że geny wraz z pyłkiem przeniosły się również na jego plantację. – Wraz z rolnikami przeprowadziliśmy własne śledztwo i pod Raciborzem odkryliśmy sześć pól obsianych zmodyfikowaną genetycznie kukurydzą. Ta kukurydza wysiana jest nielegalnie i będzie dowodem w sprawie. Wierzymy, że skoro wyręczamy już Państwo i obnażamy przestępstwo to prokuratura stanie na wysokości zadania i zajmie się tym oraz pozostałymi polami, które znaleźliśmy w okolicy – mówi Joanna Miś, koordynatorka kampanii stop GMO w polskim Greenpeace.
Płacić za patent
Czym jest GMO? To zmodyfikowane organizmy, które posiadają geny pozwalające na osiąganie cech niespotykanych u innych przedstawicieli tego samego gatunku. Niektóre rodzaje modyfikowanej kukurydzy potrafią na przykład wydzielać substancję, która sama zabija szkodniki. Sęk w tym, że nikt do tej pory nie sprawdzał jak taka żywność wpływa na organizm człowieka. Badania przeprowadzone na zwierzętach wykazały, że niektóre szczepy są szkodliwe dla zdrowia i wywołują u laboratoryjnych zwierząt np. bezpłodność. Tego rodzaju plantacje są szczegółowo rejestrowane. Pomiędzy polami z normalną kukurydzą a plantacjami z roślinami zmodyfikowanymi genetycznie muszą zostać zachowane spore odległości. Pyłek ze zmodyfikowanych roślin przedostaje się na stosunkowo spore odległości, zarażając genami konwencjonalne uprawy. – Szacujemy, że pyłek może się przenosić nawet na odległość kilkuset kilometrów. Przykład pana, którego kukurydza sąsiadowała z okupowaną dziś uprawą pokazuje, jak łatwo geny przenoszą się na inne uprawy – mówi Łukasz Supergan, jeden z członków Greenpeace. – Zmodyfikowane gatunki są opatentowane. Na świecie jest kilka tysięcy procesów, które właściciele patentów wytoczyli zwykłym rolnikom. Ludzie nawet nie wiedzą, że mają na polu cudzą własność – dodaje młody ekolog.
Rolnik stchórzył
Właściciel głównej uprawy nie miał odwagi pojawić się na miejscu, choć mieszka blisko, bo w Nieboczowach. Po kilku telefonach dziennikarzy wyłączył aparat. Na miejscu pojawili się również rolnicy z całej Polski, którzy boją się o swoje plony. – Obecna ignorancja rządu naraża nasze pola na skażenie. Rozwój rolnictwa przemysłowego i takich firm jak Monsanto czy Pioneer sprawiają, że zwykły rolnik jest ignorowany – mówi Edyta Jaroszewska, rolniczka z Żywca. Ostatecznie ekologom udało się osiągnąć swój cel. Na pole pod Raciborzem ściągnięto techników kryminalistyki, którzy zabezpieczyli podejrzane rośliny. Członkowie Greenpeace mają nadzieję, że prokuratura zajmie się ich sprawą. Zapowiadają, że będą ją monitorować.
Adrian Czarnota
Zobacz zdjęcia w serwisie foto.nowiny.pl