Razem drużbowali, potem sami ślubowali
Krystyna i Jan Kania z Białego Dworu przeżyli ze sobą 55 lat. – Jak jest kłótnia, to najlepiej milczeć i czekać aż znowu wszystko będzie w porządku – to przepis pani Krystyny na udany związek.
Poznali się na weselu, gdzie razem drużbowali. Pani Krystyna miała wtedy 16 lat, a pan Jan – 20. On mieszkał w Białym Dworze i pracował na kopalni, ona pochodziła z gospodarstwa w Sośnicowicach. Po czterech latach znajomości, 4 września 1954 r., wzięli ślub w Sośnicowicach, a następnie zamieszkali w Białym Dworze, z rodzicami pana Jana. Po jakimś czasie, kiedy na świat zdążyło już przyjść dwoje ich dzieci, wybudowali własny dom. Pan Jan 36 lat przepracował w kopalni, jego żona była gospodynią domową. Wychowali czworo dzieci: Krystiana, Piotra, Lucynę i Karinę. Mają też dziewięcioro wnucząt. – Najbardziej jesteśmy dumni, że każde z dzieci ma coś swojego, wybudowali domy albo mają swoje mieszkania, jeden syn mieszka z nami. Cieszymy się, że każde ma swój dach nad głową, że wnuki się uczą - mówi pani Krystyna.
Teraz dostojni jubilaci mogą się zajmować swoim hobby – pani Krystyna lubi robić na drutach, a jej mąż zajmuje się drzewkami owocowymi i ozdobnymi. – Najbardziej jednak lubię opowiadać o starych dziejach – zdradza pan Jan. A ma o czym opowiadać. Jest jednym z niewielu już ludzi, którzy osobiście znali herzoga, czyli księcia raciborskiego. Ma nawet zdjęcie całej rodziny książęcej. – Hercog tu w Białym Dworze miał swoje gospodarstwo. W sumie miał jakieś 200 ha ziemi, nawet swoją wódkę wyrabiali. Jako chłopiec też pracowałem we dworze. Chodziliśmy zbierać kartofle albo pomagać przy żniwach, bo nie było wtedy kombajnów jak teraz. Tam na zamku było pięknie jak w bajce. Na ścianach wisiało dużo rogów, głów zwierząt, wypchanych ptaków. Wszystkie były podpisane, kiedy i gdzie upolowane. Konie herzoga miały wypalony jego herb na skórze. Ta rodzina była bardzo dla ludzi. W ogóle się nie wywyższali. Dzieci herzoga np. razem z innymi zbierały kartofle. On sam często przejeżdżał tu na koniu. Kiedy dzieci go pozdrawiały, rzucał im pieniądze – wspomina pan Jan. Historia to jego wielka pasja. – Od dziecka lubiłem słuchać starszych ludzi. Dowiadywanie się o przeszłość to moje hobby – przyznaje starszy pan.
(e.Ż)