Afera z akcyzą
Blisko tysiąc osób mogła oszukać raciborska firma, która w ubiegłym roku zajmowała się usługami pocztowymi. Jej właściciel rozkłada bezradnie ręce i tłumaczy, że pieniędzy już nie ma. Kto zawinił i gdzie się one podziały?
Policjanci z całego Śląska sprawdzają działalność raciborskiej firmy, która mogła oszukać blisko tysiąc osób między innymi z terenu Rybnika, Raciborza i Wodzisławia. Sprawa dotyczy podatku akcyzowego, który nie wpłynął na konto Izby Celnej w Katowicach.
Od stycznia 2007 roku w Raciborzu jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać punkty PAF-u – prywatnego operatora pocztowego. Firma oferowała niskie opłaty za usługi pocztowe i miała konkurować z państwowym monopolistą, czyli Pocztą Polską.
Prywatny rynek pocztowy zainteresował wówczas Jerzego C., 39-letniego technika ekonomistę, członka zarządu raciborskiej spółki Usługi Finansowo-Księgowe. Raciborzanin podpisał z PAF-em umowy franczyzowe na prowadzenie kilku punktów w mieście. Jeden z nich otworzono przy ulicy Kościuszki 38 w Raciborzu.
Punkt ten miał tę zaletę, że sąsiadował z oddziałem celnym Urzędu Celnego w Rybniku. Takie sąsiedztwo gwarantowało poza standardowymi usługami pocztowymi również klientów, którzy decydowali się niemal na miejscu opłacić podatek akcyzowy za sprowadzone samochody.
Jednym z nich był Lucjan Kuś z Turzy Śląskiej, który sprowadził z zagranicy siedmioletniego chryslera voyagera. 18 kwietnia ubiegłego roku pan Lucjan pojawił się w raciborskim oddziale celnym, by uregulować podatek akcyzowy. – Po wypełnieniu dokumentów przyszła pora na wpłatę. – Zostałem poinformowany przez urzędniczkę, że wpłatę mogę dokonać po drugiej stronie ulicy, w punkcie PAF-u – wspomina mężczyzna. Mieszkaniec powiatu wodzisławskiego wpłacił w okienku 563 złote. Cztery dni później otrzymał dokument potwierdzający zapłatę akcyzy.
Nie on jedyny
Po roku w skrzynce pocztowej pan Lucjan znalazł pismo od Izby Celnej w Katowicach, w którym upominano go o obowiązku zapłaty akcyzy za samochód z odsetkami. – Nie wierzyłem własnym oczom. W jednym ręku trzymałem potwierdzenie zapłacenia akcyzy z pieczątką naczelnika a w drugiej upomnienie – denerwuje się mężczyzna.
Upomniany odesłał Izbie Celnej w Katowicach potwierdzenie wpłaty oraz kopię blankietu pocztowego. W odpowiedzi urzędnicy odpisali, że zapłata akcyzy jest skuteczna, gdy pieniądze rzeczywiście wpłyną na konto izby, a nie fakt przekazania ich firmie pośredniczącej, w tym wypadku raciborskiej placów PAF-u.
Podobne upomnienie otrzymała pani Katarzyna, mieszkanka Krostoszowic, która za sprowadzonego mercedesa A 169 z końcem kwietnia wpłaciła w raciborskim PAF-ie 1383 złote. – Od tego czasu otrzymałam już dwa upomnienia z odsetkami na kwotę przekraczającą 200 złotych. Czujemy się oszukani – kwituje kobieta.
Tysiąc oszukanych
Jak się okazało Jerzy C. pomiędzy kwietniem a październikiem 2008 nie przelał na konto Izby Celnej w Katowicach blisko 300 tysięcy złotych. W tym czasie obsłużył tylko z tego tytułu blisko tysiąc osób, również firmy samochodowe zajmujące się sprowadzaniem aut na masową skalę. Właściciele sprowadzonych samochodów otrzymują kolejne pisma egzekucyjne i wygląda na to, że będą musieli zapłacić akcyzę po raz drugi.
– Osoby, które zostały poszkodowane w opisywanej sprawie, i tak będą musiały uregulować swoje zobowiązania wobec Izby Celnej. W tym przypadku stroną nie jest firma, która pośredniczyła w transakcji, a podatnik. To na nim ciąży obowiązek uregulowania swoich zaległości – wyjaśnia Aldona Węgrzynowicz, rzecznik prasowy Izby Celnej w Katowicach.
Również prokuratorzy badający sprawę zwracają uwagę, że na odzyskanie swoich pieniędzy klienci raciborskiego PAF-u będą musieli poczekać. – W tej chwili prowadzimy postępowanie w sprawie. Aby przedstawić komukolwiek zarzuty, musimy mieć przesłuchania ogromnej ilości osób. Od decyzji sądu zależy, czy Jerzy C. zostanie zobowiązany do pokrycia szkód – wyjaśnia Danuta Kozakiewicz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu.
Kto zawinił?
Jerzy C. miał podpisane z PAF-em dwa rodzaje umów. Pierwsza z nich to umowa franczyzowa na prowadzenie punktu obsługi klientów. Druga z nich miała charakter agencyjny i pozwoliła prowadzić Jerzemu C. placówkę PAF-u z pełnym wachlarzem usług. Gdy PAF zorientował się, że działalność punktu budzi wątpliwości, wymówił pierwszą z umów firmie Usługi Finansowo-Księgowe. Prezesem firmy była Aleksandra O., jedna z pracownic firmy. Jerzy C. był w tamtym czasie właścicielem większości udziałów i pełnił skromną funkcję członka zarządu.
Centrala PAF-u w liście do pokrzywdzonych odcięła się ostro od praktyk firmy UFK. – Środki pieniężne, które powinny być dalej przekazywane do zbiorczego rozliczenia, nie zostały przekazane przez Aleksandrę O. i Jerzego C. Nikt poza nimi nie może za ten stan rzeczy wziąć odpowiedzialności – pisze w piśmie do pokrzywdzonych Katarzyna Żukowska, zastępca kierownika działu reklamacji. – Można jedynie ubolewać, że osoby te w sposób nienależyty wykorzystały standardy, które opracowała nasza spółka. Niestety wciąż zdarzają się przypadki niewłaściwego postępowania przez przedsiębiorców wykorzystujących we własnej działalności nasze wzorce systemowe – pisze dalej Żukowska.
Dziś żałuję
Sam Jerzy C. po powrocie z urlopu postanowił się ustosunkować do pytań naszych dziennikarzy. – Niemal codziennie do naszej firmy przychodzą osoby, które otrzymały upomnienia z Izby Celnej. Ludzie pytają gdzie są ich pieniądze. Doskonale ich rozumiem, ale tamtych pieniędzy fizycznie już nie ma. Po przeanalizowaniu dokumentów mogę powiedzieć, że pieniądze pochłonęły koszty funkcjonowania oddziału, głównie wynagrodzenia i czynsze. Zatrudnialiśmy wówczas kilkadziesiąt osób, których utrzymanie przewyższało parokrotnie uzyskiwane przychody z PAF. Podpisane umowy z PAF okazały się bardzo niekorzystne, ponieważ cały ciężar ponoszonych kosztów spoczywał na naszej firmie, a PAF tylko obiecywał, że wkrótce będą odpowiednie przychody. Daliśmy się po prostu nabrać i dziś tego żałuję, że w ogóle rozpoczęliśmy współpracę z PAF. Podobne przypadki zdarzały się już w przeszłości w innych miejscach w kraju ,gdzie działały podobne oddziały na identycznych zasadach współpracy – tłumaczy szef UFK.
Szef na bakier z prawem
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, wkrótce nazwa firmy może zostać zmieniona. Sam Jerzy C. też czuje się pokrzywdzony i wskazuje na winę centrali PAF-u i urzędników. – Wobec zaistniałej sytuacji naszej firmie grozi upadłość, mimo to na razie staramy się spłacać nasze długi. Pytanie zasadnicze, gdzie była centrala PAF, widząc brak wpłat, i dlaczego nie zablokowała możliwości dalszych wpłat, oraz gdzie była Izba Celna, która o zaistniałej sytuacji powiadomiła mnie dopiero po ponad roku czasu od dokonanych wpłat i na niezrealizowane wpłaty wystawiała klientom zaświadczenia o ich uiszczeniu – broni się C.
Na drzwiach siedziby firmy przy placu Dworcowym nadal widnieje logo PAF-u a na korytarzach stoją pudła z firmowymi kopertami. Jak zapewnia Jerzy C., z końcem listopada kończy jakąkolwiek działalność pocztową i nie ma związku z innym oddziałem PAF-u funkcjonującym dotąd w Raciborzu.
Jak ustaliliśmy, to nie jedyny konflikt z prawem, w jaki popadł w ostatnim czasie Jerzy C. 26 sierpnia Sąd Rejonowy w Raciborzu skazał go prawomocnym wyrokiem za wyłudzenie kredytowe, którego dopuścił się wraz ze swoim pracownikiem Markiem S. Jerzy C. wówczas wystawił fałszywą dokumentację dotyczącą zatrudnienia pracownika. O sprawie blisko tysiąca osób będziemy na bieżąco pisać
Adrian Czarnota