Chodzą bery: finał karnawału
Przebierają się za goryla, niedźwiedzia czy policjanta i tańcują z gospodyniami. Sławików kultywuje tradycję.
Piotr Morawin już 19 lat tak kończy karnawał. Z kolegami przebranymi m.in. za goryla i niedźwiedzia odwiedzają zagrody. – Taka wizyta zapewnia rolnikom urodzaj – przekonują „bery” jak nazywa się wesołą kompanię.
O 7 rano grupa mężczyzn przychodzi do remizy w Sławikowie. Są miejscowi i sąsiedzi z okolicznych wsi. – Zacząłem gdy miałem 15 lat, w 1991 roku i chodzę co roku – mówi Piotr Morawin.
– Co rok skład jest inny, ale 5 – 6 osób stale z nami chodzi – wyjaśnia Morawin. Na trasie mają około 120 zagród, najwięcej w Sławikowie. Zaczynają w Lasakach, kończą w Ligocie Książęcej. – Bywa, że wędrujemy od 7.00 do 19.00, z przerwą na obiad. Kończymy wodzenie imprezą z tańcami, bawimy się tam z dziećmi – opowiadają „bery”.
Gospodarze wrzucają im pieniądze, albo darują flaszkę gorzołki. Jak dają jajka, to wieczorem na imprezie robią smażonkę.
Ekipę „berów” tworzą: Piotr Morawin (gra na akordeonie), Krystian Mierzwa (saksofon) i Rudolf Blana (bęben) oraz policjant Rajmund Marek, niedźwiedź Dariusz Wojnarski, lekarz Andrzej Kordula, goryl Marek Kordula, baba Rafał Rzodeczko, strażak Dariusz Dziadźka i diabeł Czesław Szmajda.
(ma.w)