Kobieta, która nie przestała się uczyć
W lutym skończyła 90 lat. – Kiedym słaba to się kładę, a jak są siły to robię – to jej motto życiowe.
Najstarszą studentką Śląskiego Uniwersytetu III Wieku w Raciborzu jest Klara Radecka. Niedawne urodziny świętowało z nią ponad 80 gości.
Już 56 lat zamieszkuje w Raciborzu. Przeniosła się tu w latach 50-tych ubiegłego wieku. Mąż Henryk zabrał rodzinę z Mikołowa, bo nad Odrą znalazł pracę w Rafako. – Przyjechaliśmy do ruin. Dzieci chodziły do szkoły, późniejszej 11-tki. To się ganiały wśród tych rumowisk. Racibórz piękniał i tak ładnieje do dziś – chwali swoje miasto pani Klara.
Wiele przeszła w swoim długim życiu. – Z nieba nie kapało – kręci głową. Uważa, że wiara w Boga pomogła jej pokonać przeciwności losu. Kiedy skończyła szkołę – uczyła się kupiectwa i handlu – wybuchła II wojna światowa. Zimą 1940 roku wysiedlono ją z całą rodziną. Do domu, gdzie w jednym pokoju mieszkały po dwie rodziny. Zaraz potem Niemcy zaczęli wywozić Polaków na roboty na Zachód. – Jechałyśmy pociągiem przez Wrocław. Ja i moja starsza siostra Trudzia. Choć byłam 2 lata młodsza, to odważnie zdecydowałam, że wysiadamy we Wrocławiu. Bo jakby nas wywieźli dalej, to nie wiadomo czy jeszcze zobaczyłybyśmy rodziców i rodzeństwo – wspomina 90-letnia dziś kobieta.
Na wrocławskim dworcu dziewczęta spodobały się żonom niemieckich oficerów i trafiły jako służące do ich domów. – Pamiętam jak Niemka położyła dłoń na moim ramieniu, wskazując, że chce mnie do pracy. Czułam się jakby czuwał nade mną dobry anioł – pani Klara przywołuje przeszłość.
2,5 roku służyła w domu przy ulicy SA Strasse. – Dziś ten rejon Wrocławia wygląda inaczej. Tamtego domu nie ma już wcale. A ja pamiętam jak zimą wieszałam pranie na strychu i płakałam tęskniąc za mamą – mówi raciborzanka. Jej pani była dobra, ale wymagająca. Kładła na stole zegarek i kazała w 5-10 miniut wyprasować, posprzątać czy ugotować.
Klara Radecka pochodzi z rodziny wielodzietnej, liczącej 10 rodzeństwa. Sama urodziła czwórkę pociech – Andrzeja, Aleksandra, Elżbietę i Jolantę. Gdy najstarsze z nich miało 14 lat, a najmłodsze połowę mniej, zmarł mąż Henryk. – Ja, która nigdy wcześniej nie pracowałam, musiałam się zatrudnić w Rafako. Dobrze mi się tam pracowało. Byłam księgową. Pięknie mnie żegnali jak przeszłam na emeryturę – podkreśla. Przestała pracować w 1979 roku. – Kiedy wybrano polskiego papieża. Później starałam się być tam, gdzie przyjeżdżał Jan Paweł II. Pamiętam pierwszą podróż do Krakowa. Jechaliśmy trabantem. Podróż tym pudłem była okropna – uśmiecha się zacna jubilatka.
Życie 90-latki płynie spokojnie. – Krzątam się, ugotować potrafię. Dostałam piękny tort od Piotra Klimy z uniwersytetu. Poczęstuję nim sąsiadki – mówi. Klimę poznała podczas pielgrzymki na Górę Kalwarię. Ujął ją uprzejmością i życzliwością. Osobiście przyjeżdżał by zawieźć na zajęcia ŚUTW. – Teraz już tak często nie chodzę, nogi bolą – pokazuje kule, które określa swą podporą.
Radecka ma jeszcze 3 siostry – starszą o 2 lata Trudzię w Tychach oraz Anielę (89 lat) i Bronię (86) – obie mieszkają na Śląsku.
– Nie wolno dać się apatii, bo zdusi w środku. Zamiast stękać trzeba powiedzieć sobie: muszę to zrobić i koniec – radzi młodszym 90-latka.
Mariusz Weidner