Z pielgrzymką do Meksyku
Grupa raciborskich pielgrzymów odbyła pielgrzymkę do Meksyku, zorganizowaną przez parafię NSPJ w Raciborzu (15-24 lutego). Jedna z uczestniczek, Urszula Kalus, napisała do redakcji list pragnąć podzielić się swoimi wrażeniami.
Guadalupe w mieście Meksyk jest największym miejscem pielgrzymkowym, które rocznie odwiedza 12 mln wiernych. Tam więc udała się też raciborska grupa pielgrzymów. Pielgrzymkę zorganizował ks. Wojciech Czekała z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dołączyli też pielgrzymi z Opola, Krakowa, Mysłowic oraz dwóch kapłanów. Już w grudniu dostaliśmy bardzo dobre przewodniki z naszego biura podróży Destino Mexico i wtedy można było zagłębić się w treść, by wiedzieć co nas czeka. Grupa liczyła 25 osób i po przywitaniu przedstawicielki biura na lotnisku w Warszawie oraz odprawieniu mszy św. w kaplicy ruszyliśmy do samolotu. Sypiący śnieg oraz oblodzony pas startowy opóźniał odlot Lufthansy. Szczęśliwie wylądowaliśmy w Meksyku, gdzie nie było spodziewanych 25 st. C, tylko zimno i deszcz, ale to dobrze wpływało na aklimatyzację, bo po trzech dniach było gorąco. Nasze oczekiwania sięgnęły zenitu, gdy wchodziliśmy na plac, gdzie stoją dwie bazyliki oraz na Wzgórze Tepeyac, miejsce objawień Matki Boskiej Indianinowi Juan Diego. Jej objawienie doprowadziło do nawrócenia milionów Indian i scalenia się narodu maksykańskiego. Byliśmy świadkami przejmujących scen, gdy młodzi i starzy z figurkami Matki Bożej, z kwiatami, obrazami czy świecami modlili się w różnych kościołach, bo w każdym z nich w Meksyku znajduje się obraz Matki Boskiej z Guadalupe. Dlatego też Jan Paweł II aż pięć razy odwiedzał ten kraj, a oni go pamiętają i pomniki stawiają.
Poznaliśmy na naszej trasie Meksyk bogaty i biedny, ale nie żebrzący, jak nam nasz wspaniały przewodnik Arturo powiedział. Tam wszyscy pracują, są bardzo rodzinni, pomocni i życzliwi. Potrawy meksykańskie mogliśmy próbować w luksusowych hotelach oraz na rybackich kolorowych łodziach, no i degustować teqilę. Kąpać można się było w gorących źródłach w kanionie Tolontongo, na lagunie i w Acapulco – „perle Pacyfiku”. Wspinać się na piramidę Słońca oraz zwiedzać największe, bo 2-km jaskinie, świetnie przystosowane dla turystów. Miasto Meksyk przygniatało swoją wielkością, ale wyjazdy poza nie dały poznać inne pejzaże, wulkany, innych ludzi i ich życie. Drogi proste jak drut, ale i serpentyny. Mogliśmy się przypatrzeć obróbce kamieni, np. obsydianu, oraz temu, co można otrzymać z liści agawy. Dziennie też na naszym pielgrzymim szlaku była odprawiana msza św., bo kościołów po drodze było wiele, a raz nawet nasi trzej księża odprawili ją w asyście dwóch meksykańskich kapłanów wraz z ludem, co było dla nas niesamowitym przeżyciem.
Nie sposób wszystkiego opisać, wrażenia zostaną w naszych sercach oraz na zdjęciach. Grupa była bardzo zgrana i zżyta, bo kiedy doszła wiadomość o strajku Lufthansy, cieszyliśmy się, że zostajemy jeszcze parę dni na koszt linii lotniczych. Nic z tego. Nasz drugi, równie wspaniały pilot Jurek Mrożek przebukował nasze bilety i powrotna droga prowadziła przez Paryż. Żal było się rozstawać, ale jest już ustalona data spotkania popielgrzymkowego. Wróciliśmy bogatsi o Meksyk.
Zadowolona uczestniczka pielgrzymki Urszula Kalus