Gapowicza da się wyczuć
Dobry dzień to taki, kiedy uda się złapać przynajmniej dziesięć osób bez biletu
– Pamiętam twarze wszystkich osób, które złapałam przez te lata. W zasadzie już ich wyczuwam. Błędny wzrok, nieskoordynowane ruchy. Zawsze wiem kto nie ma biletu – mówi pani Henryka, kontrolerka biletów w Przedsiębiorstwie Komunalnym w Raciborzu.Jest jedyną kontrolerką – kobietą w całym przedsiębiorstwie. Oprócz niej w kontroli pracują sami mężczyźni. Innym zdarza się pracować w parach – dla bezpieczeństwa, ona jeździ zawsze w pojedynkę. – Jestem jak kot, chodzę swoimi drogami – mówi z uśmiechem.
Czternastka to pewniak
Pod oknem siedzi kobieta w wieku około 40 lat. Na pierwszy rzut oka widać, że nie ma problemów finansowych, co podkreśla wszechobecną złotą biżuterią. Na prośbę o okazanie biletu rozkłada bezradnie ręce. – Myślałam, że mi się uda – odpowiada rozbrajająco. W rękach kontrolera szeleści bloczek mandatowy – kara 120 złotych. – To linia A, która jeździ pod raciborski szpital. Spotyka się tu wiele ludzi, którzy mają krewnych w szpitalu. Mają inne rzeczy na głowie, są roztargnieni. Wiem, że w takich okolicznościach można zapomnieć o kupieniu biletu. Wiele osób jednak to wykorzystuje. To typowe dla tej linii – mówi kontrolerka. Na przystanek wjeżdża autobus numer 14. – To pewniak – rzuca kontrolerka. Właśnie na tym kursie relacji Racibórz – Rydułtowy łapie się najwięcej osób bez biletu. Najsłynniejszy jest pewien piekarz, dojeżdżający do pracy w Rydułtowach, który spisywany bywa nawet kilka razy w tygodniu. Kontrolerzy przestali już marnować na niego papier z bloczków i teraz go po prostu wysadzają z pojazdu. Oczywiście wsiada do następnego autobusu.
Przystanek – komenda
Siadamy w dyspozytorni w PK. Mimo godziny 22.00 za oknem widać kolejne Kapeny, które wyjeżdżają na ostatnie, wieczorne kursy. Kontrolerzy zaczynają opowiadać co się działo ostatnio w autobusach. – Staramy się sobie radzić bez wsparcia policji. Zawsze można odpuścić sobie niebezpiecznego pasażera. Zdarzają się różni, kryminaliści, narkomani czy niezrównoważeni – mówi jeden z siedzących w dyspozytorni pracowników. Zdarzało się już, że autobus z wyjątkowo opornymi pasażerami, którzy stwarzali kontrolerom problemy zjeżdżał z linii i jechał pod komendę. – To są bardzo rzadkie przypadki – mówi Stanisław Magdoń, który w PK kieruje przewozami. – Trzeba pamiętać, że to duże utrudnienie dla innych podróżnych. Każdy gdzieś jedzie, gdzieś się śpieszy. Ludzie nie są zadowoleni, gdy przez jedną osobę muszą zmieniać swój plan dnia. Taki kurs kosztuje 360 złotych. O wiele częściej prosimy policję aby czekała na najbliższym przystanku. Wysadzamy delikwenta i jest spokój – dodaje Magdoń. Wbrew pozorom podchmielone osoby nie stwarzają tyle kłopotów ile można by się było spodziewać. – Pijani najczęściej zaczepiają kierowcę, chcąc np. wysiąść w niedozwolonym miejscu. Czasem to kontroler staje pomiędzy nimi aby nie doszło do bójki. – Tak było ostatnio na „jedynce” – dopowiada z kąta sali pani Henryka, popijając kawę z wielkiego kubka.
Pyskaci nie dostają kar
Gdy kontrolerka pojawia się na przystanku, od razu wie kto tego dnia nie wsiądzie do autobusu i spóźni się do pracy. – Ja kojarzę osoby, które jeżdżą bez biletu, one kojarzą również mnie – mówi stanowczo. Jak się okazuje, aby być kontrolerem w miejskich autobusach i czuć się pewnie pośród pasażerów wcale nie trzeba być dwumetrowym osiłkiem. – To kwestia podejścia i doświadczenia. Staram się nie wypisywać od razu kar młodzieży, mimo, że ta bywa bezczelna i pyskata. Co z tego, że taka osoba zostanie ukarana, skoro i tak zapłacą rodzice. Zazwyczaj daję im szansę posyłając po bilet do kierowcy – mówi jeden z kontrolerów. Bez biletu nie tylko jeżdżą młodzi. Kontrolerzy do dziś wspominają niemal 70-letniego mężczyznę, który jeździł wiele tygodni na jednym bilecie. – Numer wybity z kasownika ścierał po każdym powrocie do domu gumką. Ten jednorazowy bilet był w tym miejscu niemal przeźroczysty – wspomina kontrolerka. W PK funkcjonuje 11 linii, na których kierowcy wykonują 217 kursów. Kontrolerzy mają w czym wybierać. Od każdego złapanego gapowicza dostają prowizję. W ich interesie jest aby ukarać jak najwięcej osób. – Wcześniej czy później i tak każdy na nas trafi. Wtedy lepiej jest mieć bilet przy sobie – mówi z uśmiechem jeden z kontrolerów.
Adrian Czarnota