W Bieńkowicach nie brakuje koni
5 kwietnia, jak co roku, polami wokół Bieńkowic przeszła konna procesja błagalna. Mimo niesprzyjającej aury, pod kościołem stawiło się pięćdziesięciu jeźdźców.
Już od wczesnych godzin w stajniach Państwa Stoszek i Galda trwało wielkanocne poruszenie. Zanim można było jednak wyruszyć z procesją, trzeba było zadbać o konie. Fantazyjnie plecione grzywy, wypolerowane siodła i odświętne stroje – to nieodłączny element corocznej procesji konnej w Bieńkowicach. Organizatorzy, czyli sołtys Toman Herner i rada sołecka nie mają powodów do narzekań. Mimo nieustającego deszczu, jeźdźcy nie skrócili przejazdu przez pola. – Liczyliśmy na siedemdziesiąt koni, ale wielu właścicieli np. źrebnych klaczy i źrebaków nie zdecydowało się na wyprowadzenie w taką pogodę zwierząt. Mało jest wsi gdzie zachowało się jeszcze tyle koni co u nas, dlatego co roku chcemy to pokazać. W tym roku znów nam się udało – mówi Alfred Grzybek, radny z Bieńkowic. Po pokropieniu jeźdźców przez proboszcza Andrzeja Zocłońskiego, procesja wyruszyła w pola. Błagalny objazd zajął blisko półtora godziny. Następnie uczestnicy skierowali się ponownie do kościoła na krótkie błogosławieństwo. Po odstawieniu i oporządzeniu koni przyszła pora na bardziej luźne świętowanie. Jak w latach poprzednich, w restauracji Rege przygotowano dla strudzonych uczestników poczęstunek.
(acz)