Niegościnny Racibórz
Na początku ul. Opawskiej znajduje się po lewej stronie mały parking. Któregoś dnia wychodzi stamtąd pewien obcokrajowiec i pyta o drogę w kierunku Opola, bo chce się dostać do autostrady.
Obcokrajowiec zwraca mi uwagę na pobliskie duże skrzyżowanie, na którym ruch samochodowy jest kierowany światłami, a brak jest jakichkolwiek oznakowań co do kierunków jazdy. My raciborzanie chodzimy i jeździmy po mieście bez zastanowienia, bo przecież wiemy dokąd jakaś ulica prowadzi. Doskonale się orientujemy, podobnie jak decydenci naszego miasta. Ale co ma robić obcy?
Płatny?
Mój rozmówca zwraca mi uwagę, że za skrzyżowaniem jest bardzo duży parking (chodzi o pl. Długosza). Jeździł bowiem po centrum i trochę się orientuje. Stanął na ulicy gdzie był znak „P”, obok którego widniało zupełnie niezrozumiałe dla niego słowo. Postawił samochód i odszedł kilka kroków. Wtedy z krzykiem podleciał do niego pewien pan w kolorowej kurtce i wymachując rękami czegoś od kierowcy chciał. Przy pomocy przechodnia ów obcokrajowiec, nasz raciborski gość i turysta, dowiedział się o konieczności uregulowania należności za postój. Przechodzień zwrócił naszemu zdumionemu turyście uwagę, że napis na tablicy wskazuje, że parking jest płatny. Nasz gość wyraził zdziwienie, że wymaga się od niego wiedzy o tym, co oznacza słowo PłATNY, by uniknąć krzyków jakiegoś człowieka w kolorowej kurtce. Do przechodnia turysta powiedział, że jest przyzwyczajony do stosowania w takich przypadkach piktogramów. Nie tylko na Zachodzie, ale nawet będąc w Czechach widział w podobnych sytuacjach takie rysuneczki przedstawiające bilet i kilka monet. Chcąc uniknąć kolejnej scysji z panem w kolorowej kurtce turysta wsiadł w samochód i pojechał dalej. Dojechał do dużego skrzyżowania ze światłami. Stojąc na czerwonych światłach przy dużym gmachu (okazało się, że chodziło o ul. Nową i sąd) rozpaczliwie szukał drogowskazów. Były jakieś kierunkowskazy, ale nie dotyczyły miejscowości, tylko policji i chyba jakichś urzędów. Przejechał przez skrzyżowanie i zatrzymał się na wspomnianym na wstępie małym parkingu, na którym na szczęście nie było jakichś niezrozumiałych dla niego napisów, ani panów w kolorowych kurtkach. Przed tym parkingiem spotkaliśmy się.
Na pamięć
Kiedy gość naszego miasta wylał przede mną wszystkie żale, zacząłem się zastanawiać dlaczego tak jest. Starałem się wejść w położenie takiego turysty, przyjeżdżającego do Raciborza i zamierzającego zostawić tu trochę swoich pieniędzy. Jak tu z ul. Opawskiej wyjechać w kierunku Koźla i do autostrady? Udając obcych pytamy o to kilka osób. Dowiadujemy się, że do Koźla to trzeba na skrzyżowaniu skręcić w lewo. Tylko pewien młody człowiek wskazał drogę na prawo. Wsiadamy do samochodu i jedziemy zgodnie ze wskazówkami większości. Jadąc ul. Wojska Polskiego znajdujemy kilka niebieskich kierunkowskazów, a to do Archiwum Państwowego, a to do Urzędu Stanu Cywilnego. Przy skrzyżowaniu z ul. Browarną mój kierowca się zatrzymuje. Na moje pytanie wskazuje na samochód zamierzający wyjechać na skrzyżowanie od prawej strony. Objaśniam mojemu turyście, że ten samochód stoi na ulicy podporządkowanej, a my jedziemy po głównej. Kiedy mój gość pyta, skąd o tym wiem, uzmysłowiłem sobie nagle, że sam jeżdżę po mieście na pamięć. Po prostu wiem, że ul. Wojska Polskiego jest drogą główną, choć nie ma na niej stosownego znaku drogowego, a ul. Browarna jest podporządkowana, bo wynika to z wielokrotnie widzianego znaku, umieszczonego na tej ulicy przed skrzyżowaniem.
Objedziemy, przeczytamy
„Mój” obcokrajowiec jest bywały w świecie i nie dziwi go brak drogowskazów, skoro jesteśmy na drodze głównej. Mówi, że te spotkamy zapewne przy dużym skrzyżowaniu. Na pl. Wolności jest kierunkowskaz POLICJA, co mój turysta nawet zrozumiał. Wskazuje mi jednocześnie, że przy rondzie do którego się zbliżamy jest kilka tablic, umieszczonych jedna nad drugą, ale widzimy jedynie ich tylne, nieopisane strony. Kierowca uspokaja mnie, że to żaden problem, przecież możemy rondo objechać i sobie te drogowskazy przeczytać. Objeżdżamy zatem rondo a ja stwierdzam, że kierunkowskazy są widoczne dość dobrze, choć trochę późno, dla przyjeżdżających z ul. ks. Londzina. Nie są to jednak drogowskazy a informacje o dojeździe do różnych urzędów; w dodatku wszystkie wskazują w prawo – w ul. Wojska Polskiego. Ja, miejscowy, trochę się dziwię, że największy kierunkowskaz dotyczy Starostwa Powiatowego i też wskazuje na prawo; myślę, że chyba lepiej byłoby zjechać w dół ul. Drewnianą i dalej ul. Reymonta. Pomyślałem sobie, że przecież minęło już kilka miesięcy od przeprowadzki starostwa na Ostróg, jednak nie dzielę się tą uwagą z moim kierowcą.
Mój bywały w świecie turysta okrążył rondo i logicznie wybrał najszerszą ulicę ks. Londzina i to mimo braku drogowskazu. Po minięciu skrzyżowania z ul. Różyckiego kierowca zwraca moją uwagę na widoczną na wprost dużą niebieską tablicę informacyjną z jakimś dziwnym kształtem geometrycznym. Jako raciborzanin poznaję, że to zarys naszej nerki przy zbiegu kilku ulic na Starej Wsi, ale dalej próbuję być obcy.
Wróciłem piechotą
Kiedy dojeżdżamy w pobliże tej tablicy informacyjnej natykamy się na znak nakazu skrętu w prawo – a więc w kierunku przeciwnym od zamierzonego. Odzywa się we mnie raciborzanin i tłumaczę kierowcy, że przejazd na wprost jest zamknięty ze względu na bezpieczeństwo ruchu drogowego. Jedziemy po dwupasmowej szosie. Po kilkuset metrach dojeżdżamy do kolejnego ronda. Tam są tablice informacyjne i drogowskazy do centrum, do Rybnika i do Gliwic – jednak do Opola czy Koźla nie ma. Objeżdżamy to rondo i dopiero po zrobieniu pełnego okrążenia przy wylocie z niego dostrzegamy kierunek Opole. Przychodzi tu refleksja, że młody człowiek, kierujący nas z ul. Opawskiej na prawo w ul. Drzymały, dobrze zna miasto; zaoszczędziłoby nam wiele czasu, gdybyśmy go usłuchali. Jedziemy wzdłuż rzeki ulicą równoległą do naszej dotychczasowej drogi i kiedy zbliżamy się do widocznej z daleka tablicy informacyjnej mój kierowca zwalnia przyglądając się barierom tarasującym dojazd z lewej. Później dojeżdżamy do ronda-nerki, ale nie skręcamy w prawo, bo mój gość chce poznać dziwny kształt ronda. W czasie jazdy po nerce kręci głową, ale nic nie mówi. Po okrążeniu nerki zjeżdżamy w kierunku Opola dobrze prowadzeni przez drogowskazy. Zatrzymujemy się w zatoczce naprzeciw kościoła św. Mikołaja. Mój turysta chciał mnie odwieźć do centrum, ale odmówiłem pod pretekstem, że muszę jeszcze coś po drodze załatwić. Wskazałem mu drogę na wprost w kierunku Opola, zwracając uwagę, że za Krapkowicami zjazd na autostradę jest dobrze oznakowany. Kierowca zapytał, czy na tablicy informacyjnej przed nerką nie powinien znaleźć się także znak wskazujący kierunek do autostrady? Powiedział także, iż nie jest inżynierem ruchu drogowego, ale zamiast bezmyślnego ustawienia zapory rozdzielającej jezdnie przecież znacznie rozsądniejsze byłoby przedłużenie nerki albo zbudowanie w tym miejscu ronda, umożliwiającego dojazd pojazdów ze wszystkich kierunków, bez potrzeby nakładania kilkusetmetrowej drogi. Nie informowałem go, że to byłoby przedsięwzięciem inwestycyjnym, które od planowania przez przetargi do wykonawstwa trwałoby wiele lat.
Dbajmy o gości
Wracając do miasta zastanawiałem się, dlaczego już na rondzie przy pl. Wolności nie kieruje się ruchu do Opola przez ul. Drewnianą? Objeżdżając później miasto zauważyłem, że na naszych drogach dojazdowych dobrze oznakowane są dojazdy do centrum. Wykazaliśmy wyżej, że znacznie trudniej z tego centrum wyjechać. Może z wyjątkiem ul. Mickiewicza. Gdyby z parkingu na pl. Długosza wyjechać ul. Szewską a potem skręcić w prawo w ul. Mickiewicza, drogowskazy kierują nas prawidłowo do Rybnika i Gliwic. Ale skąd biedny obcy ma wiedzieć, że z ul. Szewskiej należy skręcić w prawo, a nie w lewo, czy na wprost?
Dlaczego Racibórz jest tak niegościnnie nastawiony do obcych? Dlaczego nie ułatwia się turystom poruszania się po mieście bez konieczności „zasięgania języka”? Nie wystarczy, że decydenci wiedzą, jak się po mieście poruszać, że wiedzą to także niektórzy raciborzanie. Należy to także ułatwić naszym gościom, aby chętniej i częściej do Raciborza przyjeżdżali. Duże i kosztowne programy ożywienia turystyki są zapewne potrzebne. Starajmy się jednak także w drobiazgach ułatwić życie naszym gościom, kiedy już do nas przyjechali.
Paweł Newerla