Chcieli łódkę, dostali... amfibię
Jan Stanek, sołtys Rudy, ma pretensje do kierujących akcją powodziową. Uważa, że popełniono karygodne błędy.
– Nie byliśmy przygotowani na nic. Rolnicy na własną rękę załatwiali gdzie przechować zwierzęta. Prosiłem o łódź, której do końca powodzi nie otrzymałem. Kiedy w jednym z gospodarstw wybuchł pożar, nie było tam jak dojechać – żalił się na sesji sołtys Rudy.
Omówieniu działań powodziowych poświęcono sporą część obrad. Wiele osób zgłaszało swoje uwagi. – Trzeba sprawdzić tę nieszczęsną Nędzę pod kątem zalewania od strony Suminy. Nie wierzę, że są to zaniedbania ostatniej powodzi – denerwowała się Marcelina Waśniowska, radna i sołtys Turza. Zastrzeżenia miała też do działania obydwu przepompowni. – Nie róbmy tak, że w Turzu nie ma ani jednej łodzi, ani butów gumowych. Doposażenie nas, jednostek nadodrzańskich jest konieczne! Poza tym kto do cholery wydaje tyle zezwoleń na prowadzenie stawów rybnych, których nie powinno być? To stwarza dodatkowe zagrożenie powodziowe – dodała wzburzona radna.
Idiotyczne rozwiązania
Również burmistrz Rita Serafin przyznała, że nie wszystko działa jak trzeba. – Ludzie mówili: „przez 13 lat nie zrobiliście nic”. Mamy takie idiotyczne rozwiązania, że np. zasilanie przepompowni jest poniżej pomp. Gdybyśmy mieli te urządzenia we właściwym stanie i sprzęt, byłoby inaczej – stwierdziła burmistrz.
Amfibia na 60 bochenków
Jednak najbardziej rozgoryczony był Jan Stanek. – Już na naradzie 16 maja prosiłem o łódkę, mówiłem, że niczego więcej nie potrzebuję. Kiedy wybuchł pożar w jednej ze stodół, a było już 1,5 m wody, nie było tam jak dojechać. Dzwoniłem do ludzi, którzy wybili szybę i tam weszli – opowiadał sołtys. Najbardziej niezadowolony był z tego, że do wsi trafiła amfibia. – Nikt jej tu nie chciał. Pamiętamy jak w 1985 r. przez Turze przejechała amfibia i obrzucono ją jajkami i kamieniami. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem ten moloch, po to, by rozwieźć 60 bochenków chleba. Ktoś chciał sobie zrobić wycieczkę chyba. Prosiliśmy na drugi dzień, nie przysyłajcie nam amfibii, tylko żywność, sami ją rozprowadzimy. Znowu przyjechała amfibia. Pocośmy ją sciągali? Jakie to są straty, płoty uszkodzone przez fale, zniszczone hydranty, zapchane przepusty, powyrywany asfalt. Jaki to był koszt? Za te pieniądze mogliśmy mieć dwie porządne łodzie – przekonywał sołtys Stanek. Zarzucił też władzom, że OSP Ruda nie miała ani jednej pary butów gumowych, a podczas powodzi strażacy nie otrzymali nawet kromki chleba.
Łódka musi być
– Musimy mieć tę łódkę. Myślałem, że w Turzu jest. A co do amfibii, nie wierzę, żeby ktoś robił komuś na złość. To jest kolejna nauczka – stwierdził Manfred Wrona, szef rady. Sytuację próbował wyjaśnić Jan Krolik, zastępca komendanta PSP w Raciborzu. – Przyjechaliśmy amfibią nie po to, żeby zrobić sobie wycieczkę. Dostawaliśmy sygnały, że w Rudzie ludzie umierają z głodu. Chciałem na własne oczy zobaczyć, jakiej pomocy potrzebują ci ludzie. Dziś możemy dyskutować, czy amfibia była potrzebna. Ale ludzie dzwonili do sejmiku, wojewody. Na miejscu okazało się, że mają po kostki wody a nie po pas – wyjaśniał Krolik. – Myślę, że na początku amfibia była potrzebna. Były momenty, że nawet ona się topiła, to jak tam posłać łódkę? Jeśli są szkody, to minimalne – zapewnił zastępca komendanta powiatowego.
Jak źle, to uciekać
Dodał, że powinno się położyć większy nacisk na edukację. – Ludzie muszą wiedzieć co ich może czekać. Podczas powodzi w domach zostały babcie i małe dzieci. Jeżeli fala powodziowa utrzymuje się jedną dobę, to powinno się wyjechać i zostawić ewentualnie jednego członka rodziny na miejscu. Jeżeli jest zagrożenie, to musimy uciekać, bronić się – apelował Jan Krolik.
(e.Ż)