Do tej szkoły chciałoby się wrócić
Na początku były trzy duże klasy, sala kinowa, gabinet do majsterkowania i kuchnia w piwnicy. Dziś, po 70 latach, szkoła w Grzegorzowicach bardzo się zmieniła, a jej mury opuściło już tysiące absolwentów.
Choć nauczanie w okolicznych wioskach odbywało się już w XVIII w., murowanej szkoły z prawdziwego zdarzenia Grzegorzowice doczekały się dopiero w sierpniu 1939 r.
Jubileusz 70-lecia szkoły uroczyście świętowano 5 czerwca. – Patrząc na dorobek minionych pokoleń, cisną sę na usta słowa poety: „Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu” – zacytowała Małgorzata Szatanek, dyrektorka Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Grzegorzowicach. W uroczystości, oprócz uczniów, rodziców, nauczycieli i przedstawicieli władz, uczestniczyli również byli dyrektorzy placówki: Franciszek Pak, Zofia Gałązka, Bogumiła Zielińska i Krystyna Gawlik.
Umywalka stoi do dziś
Pomysłodawcą budowy szkoły w Grzegorzowicach był niejaki Hofman. Budowa ruszyła w 1937 r. W przedsięwzięcie włączyła się cała społeczność wsi. Materiał zwozili gospodarze ze stacji kolejowej w Nędzy. Inwestycję udało się dokończyć po dwóch latach. Pod koniec sierpnia 1939 r. nastąpiło uroczyste otwarcie szkoły, którą poświęcił ks. Alfons Siwoń, proboszcz z Łubowic. Szkoła była dość nowoczesna jak na ówczesne czasy. Na parterze mieściły się trzy duże klasy, sala kinowa i gabinet do majsterkowania. W piwnicy mieściła się kuchnia, natomiast szatnię zastępowały wieszaki zawieszone wzdłuż korytarza. Na początku korytarza stała umywalka, która jest tam do dziś.
Morwy i jedwabniki
Pierwszym kierownikiem szkoły był pan Bariach. Aby kupić pomoce naukowe, dzieci hodowały jewabniki. Wzdłuż ogrodzenia posadzono morwy. W klasach uczyły się po dwa roczniki, gdyż brakowało nauczycieli. Językiem wykładowym, do 1947 r., był niemiecki. W latach 60. XX w. zapadła decyzja o przebudowie szkoły, gdyż dzieci było tak dużo, że lekcje musiały się odbywać na dwie zmiany. Rodzice w czynie społecznym zwozili żwir, piasek, cement i cegły. Ponownie szkołę rozbudowano w latach 80.
Historię szkoły przedstawiono za pomocą prezentacji multimedialnej przygotowanej na tę okazję. Nie zabrakło w niej wspomnień byłych uczniów. – Szkoła była bardzo zdyscyplinowana. Jak ktoś nie umiał, to dostał lanie albo musiał stać w kącie – wspomina Anna Filip. – Nauczyciele byli wspaniali. Uczyli nas dobrze i wychowali na dobrych ludzi. Wszystkie dzieci ubrane były skromnie ale czysto. Nie mieliśmy sali gimnastycznej, tylko boisko przy szkole. Z naszej klasy wyszedł jeden ksiądz, jeden chirurg, inżynier. Niektóre dziewczyny też uczyły się dalej – dodaje.
Surowa dyscyplina
Swoimi wspomnieniami podzieliła się też Anna Marek. – Wymagana była surowa dyscyplina. Jak żeśmy narozrabiali, to dostawaliśmy linijką lub witką po rękach. Mnie się też raz dostało. Dużo uczyliśmy się śpiewać. W szkole było wesoło i chciałoby się do niej wrócić – mówi była uczennica. Z kolei Ewelina Marek za najciekawsze lekcje uważała prace ręczne. – Mogliśmy się nauczyć wielu cennych rzeczy, np. przyszywania guzików, robienia kanapek. Zbieraliśmy też ziemniaki na polach PGR i RSP. Przysłowie, które zapamiętałam i które do dziś powtarzam uczniom to: „Pisz ściągi, ale nie daj się złapać” – przekonuje pani Ewelina.
Krystyna Gawlik, która przez 12 lat była dyrektorką grzegorzowickiej szkoły, przyznała, że z dużym wzruszeniem wraca do placówki. To za jej czasów szkole nadano imię Josepha von Eichendorffa. – Zrobiliśmy to, aby podziękować poecie za rozsławianie naszej miejscowości – wyjaśniła Gawlik.
Życzę ci szkoło
Obecnie w szkole uczy się 150 uczniów. – Szkoła to nie tylko budynek. To uczniowie, nauczyciele, rodzice i środowisko lokalne. Osoby, które czują potrzebę pomocy tej instytucji. Takich nigdy tu nie brakowało. Nasza jubilatka jest młoda i prężna. Mam nadzieję, że zawsze będzie tu kadra gotowa pracować głową i sercem. Że będą stąd wychodzili uczniowie tak wykształceni, że będzie o nich głośno w świecie. Tego ci szkoło życzę – mówiła podczas uroczystości jubileuszowych dyrektor Małgorzata Szatanek.
(e.Ż)