W Zawadzie zawsze byłem blisko Boga
Złoty jubileusz kapłaństwa obchodził niedawno ks. Rudolf Beer, były proboszcz Zawady Książęcej.
Swoją pierwszą mszę ks. Beer odprawił 20 czerwca przed 50 laty. – Wtedy też padał deszcz. Pamiętam jak wychodziliśmy z probostwa pokropywało, szliśmy z parasolkami. Ale nie narzekam. Może to znak łaski, błogosławieństwa bożego, którego ciągle doświadczam – mówił podczas jubileuszu ksiądz.
Jubilat opowiadał o swojej wielkiej wdzięczności, względem Boga i o dobroci jakiej ciągle z jego strony doświadcza. – Myślałem, że jak pięć lat wytrwam w kapłaństwie to będzie długo i o tyle prosiłem. O mało to by się ziściło. Przeżyłem groźną kolizję. To było w drodze do spowiedzi w Wielki Czwartek. Ludzie mówili, że ks. umarł. Ale ksiądz przeżył i żyje do dzisiaj. Bóg zawsze spieszył mi z pomocą. Niech ta dzisiejsza msza będzie mszą dziękczynienia i uwielbienia – mówił ks. Beer.
Wygłosił testament
W dniu jubileuszu towarzyszył mu ks. Jan Szywalski, również złoty jubilat. – Jesteśmy z jednej ulicy, miejscowości, ławki szkolnej, tylko nie z jednego domu – żartował ks. Rudolf. Wbrew przyjętej tradycji sam wygłosił kazanie tego dnia. – Nie jest to częstą praktyką, aby jubilat przemawiał na swej uroczystości, ale niech te słowa zabrzmią jak testament i gorąca prośba tego, który tyle lat z wami był – mówił podczas homilii ks. Beer, który w Zawadzie Książęcej spędził 36 lat, z tego 4 jako wikary i 32 jako proboszcz. – Szczególnie tu w Zawadzie czułem bliskość Boga, kiedy wieczorem wychodziłem na spacer, podziwiałem piękno świata, słuchałem śpiewu ptaków. Czułem się wtedy zawsze blisko Boga – przyznał jubilat.
Rodzice
Opowiadał też o tym, jak jako 14-letni chłopak zdradził rodzicom, że chce zostać kapłanem. – Przyjęli to bardzo spokojnie. Wiedziałem, że jeżeli rozpocznę tę drogę, jestem dla nich stracony i będę kosztował, ale mama bardzo spokojnie ten krzyż przyjęła. Kiedyś spytałem ją, czy chciała mieć syna księdza. Odpowiedziała, że nie, że chciała tylko mieć dobre dzieci. Potem, kiedy już byłem wikarym, często mówiła: „wybrałeś, to teraz wytrzymaj” – wspominał ksiądz dziękując nieżyjącym już rodzicom.
Ludzie pytali
Dziękował również księdzom proboszczom, których spotkał na swojej drodze. – Proboszcz, który przygotowywał mnie do I komunii zapytał mnie kiedyś: „a będziesz to umioł?”. Odpowiedziałem: „inni umieli, to jo też byda umioł” – opowiadał z rozbrajającą skromnością i poczuciem humoru ks. Beer. Dziękował też swoim byłym parafianom za wszystkie wspólnie spędzone lata, za modlitwy.
Jestem dla ludzi
Byłego proboszcza dobrze wspomina Mariola Brzoska, organistka z Zawady Książęcej. – Znam go od dziecka, a od wielu lat obserwowałam go przez pryzmat współpracy jako organistka w kościele – mówi pani Mariola. – To bardzo otwarty, skromny, spokojny człowiek, trudno by go było wyprowadzić z równowagi. Najważniejsza zawsze była dla niego eucharystia i to co się dzieje w kościele. Celebrował mszę św., kocha muzykę, śpiew i zawsze zachęcał do czynnego udziału we mszy przez śpiew. Zależało mu na pięknej oprawie muzycznej liturgii. Sam grał kiedyś na skrzypcach. Mówił nawet, że miał dylemat, czy zostać muzykiem czy księdzem – dodaje organistka. Zaznacza, że ks. Beer wiele zrobił dla parafii i trudno zliczyć wszystkie przeprowadzone przez niego remonty. – To nie był proboszcz, który woła o pieniądze, zbiera deklaracje. Bardzo rzadko prosił o pieniądze. Ciułał, robił wszystko po cichutku i pieniądze jakoś się znajdywały – mówi Mariola Brzoska. Charakterystyczne dla byłego proboszcza z Zawady było to, że nigdy nie wyznaczył godzin urzędowania kancelarii parafialnej. Zawsze do dyspozycji, przyjmował każdego, nikogo nie odsyłał „z kwitkiem”. Tak to tłumaczył: „jestem dla ludzi, a nie urzędnikiem”.
(e.Ż)