Jak Rosjanie rabowali Racibórz
To Generalissimus Józef Stalin zza swojego biurka zadecydował o tym, co wywieziono z Raciborza do ZSRR.
Rosjanie po zajęciu Śląska demontowali i zabierali całe fabryki i wyposażenie wielu zakładów. Tysiące maszyn i urządzeń było dla nich cenną zdobyczą. Podobnie było w naszym mieście.
Na Śląsku w roku 1945 przemysł pozostał niemal nie zniszczony. Hitlerowcy w początkowej fazie wywieźli tylko nieliczne urządzenia. Zresztą na polecenia Alberta Speera wstrzymano akcję demontażu i niszczenia zakładów przed nacierającą Armią Czerwoną dając pierwszeństwo transportom uciekinierów. Dokumenty odnalezione w archiwum w Moskwie i opracowane przez dr Adama Dziuroka i dr Bogdana Musiała z Instytutu Pamięci Narodowej rzucają nowe światło na ten fragment historii Śląska, w tym odsłaniają kilka nieznanych dotąd szczegółów dotyczących akcji wywozu mienia z Raciborza.
Nowe prawa komunistów
Podstawą „prawną” stało się rozporządzenie Stalina nr 7588 z 20 lutego 1945 r. dotyczące ziem Rzeczpospolitej oraz tych, które zostaną włączone do nowej Polski. Stanowiło ono, że urządzenia, materiały oraz produkty konieczne do prowadzenia wojny, które pochodzą z niemieckich lub przez Niemców rozbudowanych fabryk i zakładów podlegają konfiskacie. Realizacją tego aktu prawnego miał się zająć Państwowy (Gosudarstwienny) Komitet Obrony (GKO), na czele którego stał Josif Wissarianowicz Stalin.
Z Raciborzado ludowych fabryk
Pierwsza decyzja odnosząca się do Raciborza nosiła nr 8515 i została podjęta 10 maja 1945. Precyzowała ona szczegóły wywożenia przez Ludowy Komisariat Materiałów Budowlanych ZSRR wyposażenia zakładów ceramicznych. Z kolei firmę Preiss pozbawiono sprzętu transportowego i energetycznego, który przewieziony został do katuarowskiego zakładu wyrobów ogniotrwałych.
Kolejne dwie decyzje podjęto 16 maja. Postanowienie GKO mówiło o wywózce maszyn i wyposażenia z niemieckiego zakładu mechaniczno-remontowego „Karl Schinke” na rzecz Ludowego Komisariatu Budownictwa. Towarzysz Ginzburg zobowiązany został do nadzorowania akcji demontażu zakładu, w tym 40 obrabiarek do metalu, i przewiezienia wszystkiego w ciągu miesiąca do zakładu Ludowego Komisariatu Budownictwa „GławStrojMechanizacja” w Charkowie. Akcję przeprowadzał Specjalny Zarząd Montażowy nr 1 z Ludowego Komisariatu Budownictwa.
Druga decyzja (nr 8629) podpisana przez Stalina dotyczyła wywozu sprzętu i wyposażenia raciborskich zakładów do fabryk Ludowego Komisariatu Komunikacji. Jeden z transformatorów o mocy 180 KW, 15 obrabiarek do cięcia (skrawania) metalu, narzędzia i materiały z zakładu „Richard” mieszczącego się przy ul. Friedrichstrasse 4 (ul. Bartosza Głowackiego), a produkującego armaturę wodociągową, trafiły do Kryniczańskiego Zakładu Mechanicznego Ludowego Komisariatu Komunikacji. Z kolei jeden transformator o mocy 100 KW, 12 obrabiarek do cięcia (skrawania) metalu, narzędzia i materiały z warsztatów mechanicznych firmy „Georg Kust” z ul. Marienstrasse 22 (ul. Mariańska) zabrano do zakładu Ludowego Komisariatu Komunikacji w miejscowości Złotonosze. Jeden lokomobil, 10 maszyn do obróbki drewna oraz narzędzia z fabryki mebli firmy „Alfred Koppe” z ulicy Mömelstrasse nr 61-65 (najprawdopodobniej ul. Bosacka) trafiły do fabryki zrzeszenia „Trans-StandartStroj”, stacja Tekstylszczyki Moskiewskiej Kolei Obwodowej. Kierownikiem demontażu i wysyłki majątku raciborskich przedsiębiorstw uczyniono towarzysza Jakunina, kierownika zakładu Ludowego Komisariatu Komunikacji w Złotonoszach. Towarzyszowi Kowalowowi polecono skierowanie 5 pracowników inżynieryjno-technicznych celem nadzoru strony technicznej wywózki. Naczelnik Głównego Zarządu Majątku Zdobycznego przy Armii Czerwonej tow. Wachitow otrzymał polecenie przetransportowania wyposażenia nie później niż 25 maja, a prace miały zostać zakończone nie później niż 15 czerwca 1945 roku. Tyle mówią odnalezione dokumenty radzieckie. Jest to jednak tylko kropla w morzu tego, co znalazło się za wschodnią granicą. Podobny los miał spotkać raciborskie drukarnie, w tym najsłynniejszą - drukarnię Reinharda Meyera przy Zwingerstrasse (ul. Wojska Polskiego).
Relacje świadków
W relacji zarejestrowanej przez RCBH pani Glenc (z domu Meyer), wnuczka założyciela drukarni wspomina, jak obserwowała z okna swego domu Rosjan, którzy z drugiego piętra, gdzie mieściła się introligatornia, wyrzucali na ciężarówki wspaniałe, wysokogatunkowe, różnokolorowe skóry, a potem odjeżdżali ze skradzionymi materiałami.
Z kolei Walenty Sobik z Rownia, dzisiejszej dzielnicy Żor, został aresztowany w 1945 roku i osadzony w obozie w Oświęcimiu, skąd pieszo wraz z grupą jeńców był eskortowany przez Rosjan do Raciborza. Wraz z innymi został zakwaterowany w barakach, zmuszony do pracy przy demontażu i załadunku urządzeń oraz materiałów z fabryki Plania Werke, które zostały przewiezione do Związku Sowieckiego. Władze radzieckie traktowały dobra w zasięgu Armii Czerwonej jako łupy wojenne, zadośćuczynienie za grabieże i zniszczenia poczynione przez Niemców w ZSRR.
Bezradne władze
Polskie, prosowieckie władze w Raciborzu były bezradne wobec skali rabunku. Interwencje u radzieckiego komendanta wojennego zwyczajowo nie przynosiły rezultatu. Prezydent szukał pomocy także u wojewody. W piśmie z 13 maja informował go, że Rosjanie zdemontowali trzy pompy stacji wodociągowej, a czwartą uszkodzili. Sytuacja ta groziła poważnymi konsekwencjami - brakiem wody dla miasta.
Bezsprzecznie sytuacja ta stawiała w bardzo trudnej sytuacji polskie władze, które z jednej strony musiały zaczynać niemal od zera, bez infrastruktury miejskiej i przemysłowej, z drugiej było to wyzwanie dla propagandy – jak z Rosjan, dopuszczających się kradzieży, gwałtów i przemocy, uczynić najlepszego sojusznika i przyjaciela. I tak przez 44 lata, do końca PRL prawdziwe wydarzenia z roku 1945 były zupełnie przemilczane, oficjalnie funkcjonowała tylko wersja stworzona na potrzeby propagandowe. Dzisiaj nie znamy skali rabunku, po roku 1989 i upadku komunizmu temat ten nie był w kręgu zainteresowań historyków. Miejmy jednak nadzieję, że kolejne badania i odnalezione dokumenty, zwłaszcza te z rosyjskich archiwów, uzupełnią naszą wiedzę także o tym fragmencie II wojny światowej w Raciborzu. Może żyją jeszcze naoczni świadkowie tych wydarzeń i zechcą się podzielić swoimi przeżyciami z tego okresu. Do czego serdecznie namawiam.