Tak źle nie było od 30 lat
To czego nie zalała woda, zniszczyło palące słońce. Rolnicy stracili całe uprawy.
Aura zaskoczyła wszystkich. Rolnicy i sprzedawcy nie pamiętają podobnej sytuacji. Ceny w ciągu roku podskoczyły nawet o 400 procent. Czy jesteśmy skazani na produkty zza granicy?
Tegoroczne anomalia pogodowe dotknęły najmocniej rolników. Ich plony, jeśli w ogóle przetrwały, są bardzo ubogie. Z relacji Krzysztofa Węglowskiego, hurtownika z Raciborza, samych owoców jest o 25% mniej. Sytuację pogarsza konkurencja. Ceny w marketach są coraz częściej niższe niż koszt produkcji warzyw. – W dużych sieciowych sklepach można kupić ziemniaki za 60 groszy. Ja żeby wyjść na swoje muszę dostać 75 groszy za kilo – mówi rolnik ze Studziennej. Dodatkowo ujawnia, że koszt uprawy ziemniaka to prawie 10 tys. zł za hektar. Z takiej powierzchni uzyskał w tym roku ok. 25 ton ziemniaków, a 35 proc. upraw zgniło na podmokłym polu. Jego sąsiadowi ulewne deszcze zabrały całą uprawę. Stracił chęć do życia. Wszyscy się dziwią jak w tej sytuacji warzywa mogą być tak tanie w marketach.
Kalafior czy jabłko
– Sprowadzam warzywa i owoce aż z woj. kieleckiego i krakowskiego, ale biorę co jest w okolicy. 90 proc. rolników z Raciborszczyzny przyjeżdża z plonami do mnie. To sprawdzeni dostawcy. Często płacę za ich produkty wyższe ceny niż dyktuje rynek. Nie mam serca odsyłać ich z pełną przyczepą do domu. Jakoś się dogadujemy – tłumaczy Krzysztof Węglowski, hurtownik z 32-letnim doświadczeniem. Sytuacja produktów rolnych w naszym rejonie nie wygląda ciekawie. Kapusta i kalafior swoimi rozmiarami przypominają duże jabłka, których zresztą też jest bardzo mało. – Niedawno widziałem jak przywieźli transport kalafiora z Włoch. Jak sięgam pamięcią nie było jeszcze takiej sytuacji – dziwi się właściciel hurtowni. Kalafior w poprzednich latach sadzono nawet trzy razy w sezonie.
Groźny konkurent
Plony miejscowych rolników, poza złą aurą, mają innego groźnego konkurenta. To wspomniane produkty w marketach. – Polski pomidor już po trzech dniach robi się miękki. Te importowane mogą leżeć nawet tydzień. Nie wiem jak oni to robią – zastanawia się Krzysztof Węglowski. Ale akurat pomidor, podobnie jak papryka, ogórek i marchew to warzywa, których ceny nie wzrosły znacznie w tym roku. Głównie przez specyfikę ich upraw. Najwięcej w skali roku podrożała pietruszka (z 2 do 9 zł), chrzan (z 5 do 22 zł), seler (z 2 do 7 zł), oraz jabłka i zielenina, które w 2010 r. są o 100 proc. droższe. – W przyszłym roku ceny powinny wrócić do normy. O ile pogoda znów nas nie zaskoczy – zapewnia hurtownik.
Taniej czy smaczniej?
Z wywiadu przeprowadzonego u swoich dostawców właściciel hurtowni wie, że rolnicy rezygnują z niektórych upraw. – Ludzie likwidują zbiory, bo nie wytrzymują konkurencji. W 2010 jest już znacznie mniej czereśni, wiśni, porzeczki czy agrestu i innych owoców z krzewów – wylicza.
Trudna sytuacja w sektorze rolnictwa kręci się wokół dylematu: taniej czy zdrowiej? Rolnicy zapewniają, że ich plony są znacznie wartościowsze od tych importowanych. Duże sklepy milczą, zasłaniając się niską ceną. – Moimi odbiorcami są głównie szkoły i sklepy GS-owskie. Sprzedaję jednak wiele produktów ludziom prywatnym i znajomym, którzy cenią sobie jakość. Po nasze warzywa przyjeżdżają klienci z Czech. Nieliczne sklepy, którym dostarczam towar mają w swojej okolicy renomę – mówi Węglowski, zaznaczając, że w Raciborzu już większość stoisk z warzywami to punkty dużych dystrybutorów. Tegoroczny nieurodzaj uwypuklił konflikt interesów. Niepostrzeżenie, równo ze wzrostem cen krajowych produktów, przybywa na sklepowych półkach tańszych owoców i warzyw masowo importowanych zza granicy. Dla ludzi liczy się cena. Jedno jest pewne, to nie jest rok rolników, a klientów czekają większe wydatki.
(woj)