Uwaga, fala pedofilii
Tylko w sierpniu w ręce policjantów wpadły aż trzy osoby podejrzane o wykorzystywanie nieletnich. Niechlubna statystyka aż mrozi krew w żyłach. Ofiarami tych czynów padły ośmioletnie dzieci i jedna nastolatka.
W areszcie już na proces czeka 50-letni mężczyzna, który miał wykorzystać ośmioletnią dziewczynkę. Policję powiadomiła babcia dziewczynki, której dziecko opowiedziało o zachowaniu mężczyzny. Już pierwsze czynności śledczych w tej sprawie pozwoliły przypuszczać, że podejrzany może mieć na sumieniu inne czyny. Sąd Rejonowy w Raciborzu zastosował wobec mężczyzny trzymiesięczny areszt. Podczas gdy jedni prokuratorzy zajmowali się sprawą ośmiolatki, inni pracowali przy sprawie napadu na 15-letnią dziewczynkę. Nastolatka została zaatakowana w biały dzień w jednym z parków w centrum Raciborza. Ofiara uniknęła gwałtu wymykając się sprawcy. Szybko powiadomiona policja zatrzymała napastnika. On również najbliższe miesiące spędzi w areszcie. Do ostatniego ze zdarzeń doszło w Tworkowie przy ulicy Dworcowej. Tu 39-letni Jan D. został zatrzymany pod zarzutem wykorzystania kilkuletniej dziewczynki. Mężczyzna zaciągnął do swojego domu ośmioletnią mieszkankę Olkusza, która przyjechała do Tworkowa na wakacje. Sprawie Tworkowa poświęciliśmy w tym numerze osobny reportaż. Wracamy również do sprawy Eryka W., który wykorzystywał nastoletnich piłkarzy. (acz)Poniżej reportaż dotyczący ostatniego przypadku pedofilii w Tworkowie
DOM, KTÓRY PACHNIE DZIEĆMI
Jarek zawsze był za Darią. Ona niewiele zresztą mu ustępowała. Zawsze razem. I wtedy, kiedy przy stole u babci kłócili się o ostatniego chrupka z paczki i wtedy, kiedy w poniedziałkowy wieczór Jarek zapytał ją gdzie idzie. – Po zegarki, do Pelusia – rzuciła krótko rezolutna 8-latka. Za te cztery słowa, wypowiedziane na podwórku w Tworkowie, będzie bratu dziękować przez resztę życia.
Wtorek 17 sierpnia. Siedzimy w najważniejszym miejscu starej popegeerowskiej kamienicy. Niby zwyczajny korytarz, ale zwyczajny nie jest. Zwłaszcza dziś. To tu wszyscy codziennie spotykają się na rozmowach i palą papierosy. Dziś jest dużo do obgadania to i dymu więcej. To do tej sieni wczoraj przybiegł zdyszany Jarek, mówiąc, że siostra poszła po zegarki. Nie czekając na dorosłych wziął dwójkę starszych kolegów i pobiegli na górkę. Starszych, bo mieli 13 lat.
Najstarsza w korytarzu
W drzwiach do sieni, w której siedzimy, wisi nieco pożółkła już firanka. Pewnie i trochę ze starości i trochę od tego dymu, co to go wstrzymuje w korytarzu. Dziś wśród palących najwięcej kobiet. No i te dzieci, które trudno zliczyć. Co chwilę w rozcięciu tej nieszczęsnej firanki pojawia się nowa dziecięca twarz. Chłopcy, dziewczynki... Przez chwilę z rezerwą przyglądają się obcemu, ale już po chwili siadają i przysłuchują się z rozmowom. W sieni coraz ciaśniej. Co chwilę ktoś dostawia nowe krzesło. – Bo widzi pan, jego to zawsze do dziewczyn ciągnęło. Teraz widać, że i do młodszych – mówi pani Marianna, najstarsza w korytarzu. – Peluś tu u nas był niemal codziennie. Zaczepiał kobiety, ale starsze. Jak sobie popił to nie było ważne czy młoda czy stara. W barze to i przy mężu żonę klepnął w tyłek. Po mordzie nie dostał, bo wszyscy wiedzieli, że ma coś z głową – dodaje. – No i że opóźniony jest – dopowiada ktoś z kąta.
Przyszedł wieczorem
Korytarz mieści się w starej kamienicy, a ta przy ulicy Dworcowej. Kiedy Peluś, a właściwie Jan D. zbliżał się do budynku, rodzice bardziej niż zwykle śledzili wzrokiem swoje pociechy. Przestali mu ufać, kiedy z tego korytarza, wbiegł za nastolatką na piętro do toalety. Spłoszył go wtedy ojciec dziewczyny. Od tego incydentu upłynęło już trochę czasu. Przy starym budynku jednak nadal biega wielka gromada dzieciarni. Pociech więcej niż uwagi rodziców. I chyba tej właśnie uwagi zabrakło na chwilę w poniedziałkowy wieczór. Część z mieszkańców już w fotelach śledziła wiadomości w telewizji. Dzieci wydarzenia z ekranu nie interesują a i Peluś tego dnia nie był chyba ciekaw co tam w świecie. Z bawiących się na podwórzu dzieci wybrał oczywiście „kobietę”. Darię. Lat 8.
Pusty w środku
Mały Jarek wie najwięcej. Więcej od mamy – Joli i babci – Marianny. Wie więcej od dzieci siedzących w sieni i od tych co palą. Wie tyle co Daria, czyli wszystko. Mama zawsze mówiła, że powinna ich zszyć, bo są jak bliźniaki. Teraz też siostra wszystko mu powiedziała. – Jak odchodziła z podwórza, zapytałem gdzie idzie. Powiedziała, że na chwilę do Pelusia, bo ten chce jej dać zegarki. Ja widziałem oba, bo już wcześniej je dzieciom proponował. Ale ja wiem, że one nie były dobre, bo nie miały tych mechanizmów. W środku były puste – mówi żywy dziewięciolatek, przebierając nogami na wysokim krześle. W korytarzu ucichł na chwilę gwar, a wszyscy dorośli i dzieci jeszcze raz słuchają jak Jarek swoją siostrę ratował. Co chwilę przez korytarz przechodzi sama Daria. Ona nic nie opowie. Powiedziała już raz: Jarkowi, mamie i policjantom. Nie opowie, że Peluś zamknął wtedy wieczorem drzwi do domu, że posadził ją na łóżku, że zaczął jej masować brzuch choć wcale jej nie bolał, że ściągnął jej bluzkę i że uderzyła go w twarz, gdy zaczął ją całować po ciele.
Gdyby brat się spóźnił
Wtedy z Jarkiem pobiegł Kamil i Darek. To oni stukali w drzwi domu przy ulicy Głównej. Sam Peluś tłumaczył się, że nie może otworzyć bo się drzwi zacięły. Otworzył dopiero wtedy, gdy jego ojciec, mieszkający po sąsiedzku chciał wybijać okno. Gdy tylko drzwi uchyliły się, przez szparę szybko przecisnęła się ośmiolatka. Mimo, że przestraszona spokojnie opowiedziała rodzinie co się stało w domu w pobliżu kościoła. – Przez pewien czas nie wiedzieliśmy co dalej zrobić. Ktoś mówił, żeby to zostawić. Jeszcze ktoś inny, że jutro spuści mu się manto i będzie miał nauczkę. Był też sąsiad. Gdy dowiedział się, co się dzieje, bez namysłu wykręcił numer na policję – wspomina pani Jola, matka rodzeństwa. Dziewczynka jeszcze tej samej nocy została przewieziona na badanie do szpitala. Lekarze zbadali dziecko, wykluczając równocześnie gwałt. Tego wieczoru na korytarzu rozmawiano do rana. O tym co się stało i o tym, że zatrzymali Pelusia. Żarówka za pożółkłą firanką zgasła dopiero nad ranem.
Eryk już nie krzywdzi
– Widzi pan, ja nie wiem co oni chcą od tego domu – załamuje ręce pani Marianna. Cudem wyratowana przez Jarka wnuczka, nie była jej jedynym zmartwieniem. Jeszcze w ubiegłym roku jej inny wnuk został skrzywdzony przez innego pedofila z tej samej wsi. Eryk W., skazany już za pedofilię, był byłym opiekunem drużyny piłkarskiej z Tworkowa. On też upodobał sobie dom przy ulicy Dworcowej. Z gromadki dzieci wybrał sobie trójkę, która regularnie go odwiedzała. Dzieci dostawały komórki i pieniądze. Te ostatnie najczęściej przeznaczały na papierosy. Eryk czasem poczęstował też alkoholem i puścił jakiś ostrzejszy film. Jak mówią mieszkańcy starego budynku, Erykiem zainteresował chłopców z podwórka jeden z nastolatków. Mieszkał w bloku obok i zachęcał do łatwego zarobku. Ponoć sam dostawał pieniądze za każdego, kto przyszedł. – Kiedy zamknęli Eryka, myśleliśmy, że to koniec kłopotów. Teraz okazało się, że inny zboczeniec siedział tu z nami jak pan – mówi kobieta.
Dlaczego my?
Wkrótce rok szkolny. Jarek i Daria wyjadą z Tworkowa. Wrócą do Olkusza, skąd przyjechali tu na wakacje. Pani Jola ma nadzieję, że dzieci szybko zapomną o tym jednym wieczorze wakacji. Rodziny mieszkające w rudym budynku, przy byłym pegeerze, nie zapomną tak szybko. Tu jeszcze przez wiele nocy, za pożółkłą firanką, wśród biegających dzieci i w tytoniowym smogu będą toczyć się rozmowy. O tym kto znów zaczepia dzieci i skąd one mają pieniądze. Nikt jednak nie spyta, dlaczego obaj pedofile upatrzyli sobie akurat ten dom. Dom, gdzie do późnych godzin nocnych słychać rozbawioną gromadę dzieci i echo rozmów dobiegających z korytarza.
Adrian Czarnota